Kocham Cię
- C-co?
Spojrzał swoim okiem w stronę rudzielca. Rumieńce spowodowane nadmiarem alkoholu i stresu, przyozdabiały jego poliki zwykle wręcz białe jak ściana. Obandażowane ręcę drżały trzymając ciemny płaszcz. Ze stresu miętolił rękawy, obmyślając typowy stereotyp co zaraz się wydarzy.
Znał wręcz na wylot swojego partnera. Co lubił, czego nie znosił, jak się ubierał, gdzie najczęściej przebywał, a nawet zapamiętywał ważne dla niego słowa, które za każdym razem mąciły w głowie brązowookiego. I przypominał sobie je z każdym mrugnięciem, oddechem, ruchem warg i wszystkim co powodowało, że jego młodzieńcze i zarazem głupie serce biło szybciej. A mimo że praktycznie znał zachowanie niebieskookiego na pamięć zaskakiwał go. I wtedy wiedział, jak bardzo głupi jest, że czegoś nie zrobił.
Wyniszczałe wargi wręcz błagały, by wydobyć z siebie chociaż słowo, ale właściciel nie chciał tego. Walczył sam ze sobą. Kątem oka widział wyraz twarzy jego partnera. Wbijał paznokcie w skórę, by nie pisnąć słowa.
W końcu i tak się przełamał.
- Kocham Cię Chuuya - tylko to odpowiedział na pytanie rudzielca.
Zapanowała głucha cisza, pomiędzy którą dało się słyszeć tylko dwa bijące serca. Bardzo szybko pompowały krew w ich młodych ciałach. Choć serce kapelusznika biło szybciej, ten po chwili dodał tylko:
- Może już wystarczy na dziś alkoholu? A to mówisz, że ja się zawsze upijam pierwszy - odparł zmieszany. Podał mu rękę.
Szatyn spojrzał na obiekt jego westchnień. Lustrował go. Jego uśmiech, który zawsze podnosił go na duchu. Lazurowe oczy zawsze wciągały go w trans, z którego nie potrafił czasami się wyrwać. Dotknął tej dłoni, mimo że tego nie chciał. Nie zgadzał się w myślach sam ze swoimi uczuciami. Wiedział o tym jak to się skończy. To było oczywiste od samego początku. Ale on widział nadzieję. Nadzieję, że odnajdzie światełko w tunelu. Ale zanim on odnalazł tego czego szukał, świeca nadziei zgasła, a on nie wziął ze sobą zapałek.
Uśmiechnął się, mimo że odczuwał ból. Nie chciał go smucić. Nie chciał go skrzywdzić swoją parszywą istotą. Zawsze go podziwiał, choć mówił inaczej. Zawsze kochał na niego patrzeć, na przekór temu że widział go tylko jedną źrenicą. Zatapiał opuszki palców w jego włosach, jedynie gdy jego miłość była pijana.
Przeszli przez miasto w kompletnej ciszy. Nikt nie pisnął nawet słowa. Oddechy było ledwo słychać. Nawet się nie pożegnali. Jedynie w ciszy patrzyli na siebie zanim niższy nie odszedł.
Szatyn leżąc na łóżku wpatrywał się w sufit. Nie mógł nawet zamknąć oczu, bo widział twarz niebieskookiego. Tą gdy pierwszy raz go spotkał, a ten zadał soczystego kopniaka na twarz i połamał mu rękę. Pamiętał co wtedy mówił, jak kłócili się przy samym Morim. Nie chciał o nim myśleć. Ale on na przekór przypominał sobie najbardziej szczegółowo ich przeszłość. Klnął na siebie z każdym kolejnym wspomnieniem, gdy coraz bliżej był momentu, w którym poczuł do niego miętę. Brał płytkie oddechy, a jego ciało oblewał zimny pot. Cały się trząsł ze strachu i myślał o najczarniejszych scenariuszach. Chciał stać się niezauważalny, by zniknąć z pola widzenia całego świata.
Czemu myślał, że ma jakąś szansę? Jakąś cholerną dziecinną nadzieję. Przecież on nigdy nie poczułby tego co szatyn. Więc czemu mimo to, tak bardzo go boli? Bo mimo że wygląda jak pusty i wyprany z emocji, to nienawidził jakiegokolwiek rodzaju bólu. Szczególnie tego zadawanego przez niebieskookiego. Nienawidził tego, że pozwolono mu kochać.
Z uśmiechem wpatrywał się w blady sufit. Uśmiechał się tak kłamliwie, że przymrużał oczy, by nie musieć widzieć tego świata. Nie chciał wyobrażać sobie jak musi marnie i idiotyczne w tej chwili wyglądać. I może uśmiech wygląda dla obcych ludzi jak prawdziwy, ale emocje, które tłamsił z każdą chwilą, nie pozwalały mu na nic innego jak skromne kłanstwo w postaci jego parszywych wykrzywionych warg.
CZYTASZ
zbrodnia dla miłości - Soukoku One-shot
Short StoryCzasy Portowej Mafii, gdy ta wiecznie skłócona dwójka, opijała kolejny wieczór po udanej misji. Nagle szatyn wypowiada tak niespodziewane słowa, które zwalają z nóg samego wiecznie obojętnego Chuuyi. Rudowłosy odprowadza szatyna do domu, twierdząc...