Odpowiedzi

56 2 0
                                    

Szybkim krokiem wyszedłem z klatki schodowej i udałem się w górę ulicy na której mieszkam. Dopiero po około dwustu metrach zwolniłem kroku. Stwierdziłem, że skoro już jestem na dworze, to pójdę do mojego ulubionego monopolu i kupię sobie piwo. Muszę to wszystko odreagować. Doszedłem do rogu za którym znajdował się rzeczony monopol... albo za którym powinien się znajdować, bo okazało się, że go tam nie ma! Jest za to sklep spożywczy „Ważka". Kurwa mać, niecałe dziesięć godzin temu kupowałem w tym monopolu alkohol na moją imprezę, a teraz go tutaj nie ma i jest zastąpiony całkowicie innym sklepem. CO TU SIĘ DZIEJE?! Rzuciłem się biegiem w stronę domu. Podczas mojej chaotycznej ucieczki przed nie wiadomo czym, potknąłem się o własną nogę i z dużym impetem uderzyłem o ziemię. Zdenerwowany na siebie szybko podniosłem się na kolana. Patrzyłem z odległości na swój blok, który w wyglądał jakby zmienił kolor. Był teraz niebieski! A może to tylko oświetlenie? Nie, nie, widziałem swój blok z tej odległości wiele razy i zawsze był żółty... teraz ewidentnie jest niebieski. To wszystko naprawdę zaczynało robić się przerażające. Spojrzałem na swoje dłonie – były zdarte od upadku i mocno drgały. Od razu zauważyłem też, że bluza którą mam na sobie nie jest tą bluzą, którą na siebie założyłem wychodząc z pokoju. Ta była czarna z górskim krajobrazem na przedzie. Kiedy tak stałem, oglądając swoją bluzę, zauważyłem, że od lewej strony podchodzi do mnie jakiś zakapturzony facet. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś bezdomny i będzie mnie prosił o drobne.

- Witaj – powiedział nieznajomy.

- W – witaj – odpowiedziałem, jąkając się przez drgawki.

- Jesteś Reggie, prawda?

- Tak... przepraszam, czy ja cię znam? – odparłem zmieszany.

Nieznajomy podszedł trochę bliżej i dzięki latarni świecącej nad nami mogłem rozróżnić pewne elementy jego twarzy. Miał dość długie włosy, których kosmyki spływały mu na twarz. Nie były niezbadane, jak u meneli; wyglądały jakby każdy jeden włos był pieczołowicie ułożony na swoje miejsce. Zauważyłem też, że miał on jasną brodę, która łączyła się z wąsem. Od dolnej powieki lewego oka do lewego kącika ust rozciągała się bardzo dobrze widoczna blizna. Bluza (jak i kaptur który nieznajomy miał na głowie) była całkowicie czarna, nie można było dostrzec żadnego znaku firmy. Jego spodnie były również czarne. Buty wyglądały na wojskowe. Mocne obicie i ciemno zielony kolor.

- Nie. Jeśli mam być szczery to ja ciebie też nie... ale wiem kim jesteś i z czym się teraz borykasz.

- Tak? – odpowiedziałem z lekkim niedowierzaniem w głosie. – To jak mam na nazwisko?

- Heverstone...

Nastąpiła chwila ciszy.

- Jesteś jakimś znajomym mojej matki czy co?

- Nie, nie znam twojej matki...

- To skąd wiesz jak się nazywam?

Nieznajomy podszedł do mnie jeszcze bliżej. Sądząc po jego twarzy, koleś miał z trzydzieści lat. Kiedy jednak spojrzałem w jego oczy, wydawało mi się jakby miał przynajmniej dwa razy tyle.

- Słuchaj Reggie... to co ci teraz powiem wyda ci się szalone. Uznasz pewnie, że jestem jakimś wariatem. Ale jeśli mi zaufasz to pokażę ci rzeczy jakie niewiele osób w tym świecie widziało. Okej?

Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, więc tylko skinąłem głową.

- Jeśli mam ci zaufać, to powiedz mi chociaż jak masz na imię.

- Jestem Rex.

Rex podszedł do mnie na wyciągnięcie ręki. Patrząc na niego, czułem jakbym go skądś znał. Czułem się jakby... bezpieczny? No w każdym razie nie bałem się go. Może powinienem? Zawsze byłem trochę zbyt ufny jeśli chodzi o nieznajomych.

Kill ReggieWhere stories live. Discover now