Mega-miasto stanowiące jednocześnie sieć kopalni. U swoich początków było jedynie niewielką kolonią lecz z biegiem czasu rozrosło się do rozmiarów wielkiej aglomeracji miejskiej. Cechą wyróżniającą tą planetę jest sposób pozyskiwania energii z regul...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Czarny pojazd sunął ulicą bombardowaną bladozielonymi kroplami deszczu. Ciemna aura unosiła się nad piętrzącymi się wokół strukturami budowli. Panował wszechobecny mrok, tylko czasem gdzieś w oddali dało się dostrzec słabe źródła światła, które po barwie sugerowało, że to jego ostatnie tchnienie. Tak dawno nie było już burzy, zbyt dawno. Jeszcze parę dni, a ta dziura stałaby się całkiem czarna i zapadła w sobie, jestem tego pewien, ale zaczęło padać to był znak, dobry znak.
- Jaki to był adres? - zachrypiał kierowca jednocześnie chrząkając. - Który adres - odpowiedział pytaniem pasażer. - No ten pod który mam jechać szefie. - Aaa... ten adres - odpowiedział szyderczo. Blok 13/14/15, myślałem, że nawet taki jednokomórkowiec jak ty to zapamięta. Z tylnego siedzenia dobiegł dziki i metaliczny rechot kupy blachy. - Zamknij się bo jak wysiądziemy to będę miał w dupie, że jesteś na blachach - rzucił wściekle kierowca. - Dobra, dobra - opowiedział mech z rozbawieniem. Jakbyś podszedł to ten deszcz zmywałby cię dzisiaj do rynsztoku. Kierowca roześmiał się mówiąc - Na ciebie to ja leje, ale do naszego bagażnika zajrzę z przyjemnością. Na te słowa tamten tylko przełknął głośniej ślinę. - Stulcie mordy, karawana zajechała! - krzyknął Stern, otwierając drzwi, wystawiając na zewnątrz nogę i ciągnąc nią po rozciągającej się na całej długości ulicy kałuży. Kierowca zatrzymał wóz i wysiadł w ślad za szefem. Ciągle lało, a każda spadająca kropla zdawała się toczyć wojnę z powierzchnią na którą spadła emitując strużki dymu. Deszcz, kwaśny deszcz.
Budynek na który spoglądali ciągnął się niemożliwie wysoko w górę. Jednak nie robiło to wielkiego wrażenia w mieście gdzie takie drapacze widziało się z każdej strony. Weszli do środka prosto do windy. Klatki schodowej tu nawet nie było, może miały one sens na parę pięter, ale przy tej ilości jak tu już nie, po prostu. Mieszkanie dłużnika, którego szukali powinno znajdować się na 3 piętrze. Stern wdusił więc odpowiedni przycisk, opierając się o ścianę. Zielona struga światła została przecięta dwukrotnie i już byli na miejscu. - Szukajcie piętnastki - rzucił. - Ta jest szefie ... - mruknął po cichu Regst, ten od kierownicy. Jeśli od środka architektura budynku była futurystyczna tak od wewnątrz nie można było tak o niej powiedzieć. Przez cały korytarz, który tworzył kwadrat rozciągała się stara, brunatnej barwy wykładzina. Sprawiała wrażenie jak gdyby nigdy nikt nie pokusił się o jej wyczyszczenie. Do tego szare ściany, szare od brudu, osadu z brudnego powietrze, które w tym mieście było normą. - Mam je - zaskrzypiał robot - dawajcie tutaj! Spore drewniany drzwi nie odznaczały się od innych niczym szczególnym, tyle tylko, że widniał na nich wygrawerowany, poszukiwany numer. Zapukali, ale nie było żadnej odpowiedzi. - Puk, puk, jest tam kto! - zawył Stern. Wiesz gdybym był na Twoim miejscu otworzyłbym. I ty i ja dobrze wiemy, że tam jesteś, a jednak chowasz się jak szczur. Nie po koleżeńsku tak, nieładnie, a za takie numery szczurom twojego pokroju daje się karę. Sprawdza się jak sobie poradzi bez nóżki, rączki ... - roześmiał się szef. Ehh ... dobra pobawimy się inaczej, rozjeb te drzwi. Metalowa pucha podeszła do drzwi, reszta lekko się cofnęła wiedząc co się wydarzy. Wystarczył jeden solidny kop, zwykła noga pewnie by się złamała i to boleśnie, jednak to cacko wyrwało drzwi z zawiasów wzburzając kupę kurzu w powietrze. Wparowali do środka, było ciemno jak wszędzie, z pomieszczenia po prawej dochodziło jakieś słabe światło. Nie bawiąc się skierowali się prosto tam. Siedział na środku starej kanapy, zrezygnowany, tak jakby spodziewał się, że się zjawią, ale nie wiedział co z tym zrobić. Pokój cały był powleczony dymem z papierosa. Pewnie palił z nerwów. - Od kiedy to szczury na kanapie się rozkładają - roześmiał się Stern. Zawsze myślałem, że chowają się w takich malutkich dziuplach w ścianach. Chociaż patrząc na ciebie to jesteś kawał szczura, a nawet chuja. Taki to by już się nigdzie nie wcisnął - rechotał dalej. Gdzie forsa? Długi się spłaca kolego. - Oddałem, przecież oddałem ... - zachrypiał szczur kanapowy. Zapytajcie Wistera, mówił, że teraz między nami jest już okej, jesteśmy kwita ... - Gówno, nie kwita, bo widzisz nam powiedział co innego i to ty masz forsę - mówiąc to chwycił go za szyję i zdzierając z łóżka kopnął w podbrzusze. - Skończyłem z tym, chcę normalnie żyć! - krzyknął krztusząc się. Już dawno z tym skończyłem, odciąłem się, wszystko załatwiłem - zaczął szlochać. - Dobra, dobra, ty się odciąłeś, ale my nie, gdzie są pieniądze. Jak znajdziemy je zanim powiesz nam gdzie są będzie jeszcze bardziej nieprzyjemnie - mówiąc to wskazał głową na reszte by zaczęła szukać należności, a sam kolejnym kopnięciem z góry przygwoździł ofiarę z powrotem do ziemi. Gdzie to masz? - Zostawcie mnie! Po prostu mnie zostawcie, nic nie mam ... - zaszlochał. - Oho ho! - zaryczał ktoś zza ściany jak to nie masz. A tooo to co? Do pokoju wrócił blaszak ciągnąc za sobą opierającą się i zachodzącą bezgłośnym płaczem kobietę. - Błagam zostawcie ją, ona nie ma z tym nic wspólnego - prosił tonem sugerującym, że coraz trudniej było mu wymawiać słowa. - Oj w porządku, w porządku zostawimy ją, ale nie ręczę w jakim stanie - zaśmiał się szef. Zajmijcie się nią - rzucił. - Nie jest może najpiękniejsza, ale nie ma co wybrzydzać - zaśmiał się pachołek wyrywając od robota kobietę i przyciągając ją mocno do siebie. Rozległ się jeden zgiełk, krzyk leżącego na podłodze i kobiety zmieszany z dzikim rechotem gości. Było tak głośno, że nie usłyszeli uprzejmego pukania ... Drzwi były otwarte, więc i tak wszedł czując się zaproszony. Przybysz nosił długi czarny płaszcz, a jego twarz była dosłownie rozmazana. Mógł być każdym, ale z drugiej strony był kimś specjalnym. Spokojnym krokiem przeszedł korytarz w międzyczasie naciskając przycisk urządzenia, które trzymał w prawej dłoni. Potężny wybuch dobiegł gdzieś w pobliżu. Nie było to w mieszkaniu, ale gdzieś na zewnątrz. W tej samej chwili jakby za odjęciem ręki robot zaczął osuwać się bezwładnie na ziemie. W jednym momencie uszło z niego całe życie. Przybysz uniósł lewą dłoń, w której spoczywała przez cały czas broń. Strzelił prosto między łopatki facetowi, który zaczynał dobierać się do żony ofiary i kolejno taką samą niespodziankę posłał całkowicie zdezorientowanemu Sternowi. Obaj postrzeleni w jednej chwili całkowicie znieruchomieli. Poszkodowana para również przestała się ruszać tak jakby poraziło ich to samo, ale nie, oni po prostu byli w szoku w związku z tym co się właśnie stało. - Jak sądzicie, czy ludzie, którzy zdolni są krzywdzić innych, a nawet odbierać im życie sami na nie zasługują? - zapytał nieznajomy podchodząc do leżącego mężczyzny na korytarzu. Nachylił się nad nim tak by spojrzeć na jego twarz. Oczy miał nadal otwarte i widać było ruch gałek ocznych. Był świadomy, ale choć wcześniej w jego oczach malowała się radość z krzywdzenia i wprowadzania chaosu, teraz zagościł w nich strach. Przybysz patrzył tak w jego oczy, czekając na jakąś odpowiedź, ale jej nie dostał, rozpoczął więc monolog. - Ach te emocje jakież one są przewrotne! Gdy tylko ktoś prawy widzi napastnika znęcającego się nad ofiarą zaczyna rosnąć w nim złość. Czasem potrafi być ona tak wielka, że chce się zabić, ale gdy już przygwoździ się takiego złoczyńcę role nagle się odwracają - zakończył zdanie lekko cmokając. Nagle to z nas robi się napastnik, napastujący swoją ofiarę, która zaczyna nagle okazywać ludzkie uczucie, zaczyna łkać prosić o litość. Jako człowiek prawy zaczynamy odczuwać litość, litość do tego, który przed chwilą przyprawił nas o taką wściekłość i wyrządził tyle krzywdy. Co wtedy robić? Może dać drugą szanse? - puścił pytanie w powietrze. Ja choć za drugą szansą nie przepadam to jednak zawsze ją daję - uśmiechnął się szeroko. Pytam cię więc: Zaczniesz żyć jak człowiek prawy? - skierował pytanie do leżącego na podłodze. Jeśli tak kiwnij głową ... W odpowiedzi dostał jedynie szaleńcze ruchy gałek ocznych. No cóż - powiedział. Żegnaj - uśmiechając się jeszcze szerzej przybliżył tą samą co wcześniej broń do skroni ofiary, ale tym razem wcisnął spust mocniej. To samo zrobił z leżącym w pokoju Sternem. - Zabiorę ich ze sobą, ale mam jeszcze do was jedno pytanie ...