Rozdział 1

1.3K 93 49
                                    

Scorpius przestępował nerwowo z nogi na nogę. Czekał już tylko, aż ojciec zejdzie na dół i razem będą mogli aportować się pod dom Potterów. Od rana nie mógł myśleć o niczym innym. Już od stycznia rozmawiali z Albusem o pojawieniu się dwójki Malfoy'ów na jego urodzinach i ewentualnej reakcji jego ojca.

Po raz kolejny tego dnia zajrzał do torby z prezentem dla jego przyjaciela. Chciał, by te urodziny były dla niego niezapomniane. Potter wiele razy mówił mu, jak męczą go czasem spotkania rodzinne. Prasa była nieraz upierdliwa do tego stopnia, że ojciec chłopaka musiał uciekać się do obrzucenia bardziej nieprzyzwoitych reporterów kilkoma klątwami, a obecność mediów w pobliżu Wybrańca i innych „Bohaterów Drugiej Wojny" była niemal tradycją.

– Jeśli dalej będziesz tak dreptać w miejscu, trzeba będzie położyć nowy parkiet – zwrócił mu uwagę ojciec, schodząc ze schodów. W jego głosie nie było słychać ani grama nagany, dźwięczało za to czyste rozbawienie. Scorpius odpowiedział na to perlistym uśmiechem.

– Idziemy? – zapytał. Sam już nie wiedział, ile razy w ciągu tego dnia zadał to samo pytanie. Draco chyba również zwrócił na to uwagę, bo zaśmiał się dźwięcznie i położył dłoń na ramieniu syna. Nadal uśmiechając się, na swój sposób, czule, wypowiedział słowa, na które jego syn czekał od rana:

– Tak, Scorp. Idziemy.

***

Po raz piąty zadzwonił do drzwi. Kiedy i tym razem z domu nie dobiegły żadne kroki, ani nawet nic, co wskazywałby na jakąkolwiek obecność Potterów, spuścił głowę i wbił spojrzenie w swoje buty.

– Scorp... – zaczął jego ojciec, ale chłopak jedynie pokręcił głową.

– Nie. On by mi tego nie zrobił... Al nie jest taki. To... To na pewno nie tak.

Spojrzał w jedno z okien. Dom był zbyt cichy, zbyt pusty.

– Powinniśmy wracać, Scorp – ponaglił chłopaka ojciec.

– Daj... Daj mi jeszcze tylko chwilę – poprosił Ślizgon. Nie wiedząc za bardzo, co robić podszedł do jednego z okien. Zajrzał do środka i przez odsłonięte zasłony dostrzegł wnętrze kuchni. Na blacie postawiono półmiski z jedzeniem i trzy dzbanki wypełnione kawą, herbatą i sokiem. Drzwi prowadzące do holu były lekko uchylone i przez chwilę chłopak mógłby przysiąc, że coś mignęło mu w cieniu. Jakiś ruch, nieokreślona, ciemna sylwetka.

– Zostawili jedzenie w kuchni. Muszą być w domu – powiedział z nową mocą i odwrócił się do ojca.

– Scorpius... Nie twierdzę, że ich nie ma. Może po prostu nie życzą sobie naszego towarzystwa. – Blondyn skrzywił się na słowa mężczyzny i coś błysnęło w jego oczach.

– Albus by mi tego nie zrobił – wysyczał. – To, że ty nie miałeś prawdziwych przyjaciół i nie wiesz jak to jest, nie daje ci prawa do oceniania go!

Jeszcze zanim wypowiedział ostatnie zdanie odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę ogrodu na tyłach. Nie przejmował się krzykami ojca i jego nawoływaniami. Al by go nie wystawił, na pewno był w domu, a skoro nie otwierał, to coś musiało się stać.

Ignorując jakąkolwiek etykietę czy dumę, wspiął się na porośnięty bluszczem, drewniany płot i przeskoczył go. Znalezienie przeszklonych drzwi na werandzie zajęło mu już tylko kilka sekund. Stanął jak spetryfikowany, kiedy dostrzegł wnętrze salonu. W pierwszym odruchu miał ochotę zwymiotować, a zaraz potem łzy stanęły mu w oczach. Postąpił chwiejny krok do przodu i upadł na kolana.

Czerwona krew plamiła ściany i podłogę pokoju, zasłony w oknach były porozdzierane i brudne od posoki. Stolik do kawy został dosłownie roztrzaskany i to nie na ścianie, a na ciele Harry'ego Pottera, które teraz bezwładnie spoczywało w nienaturalnej pozycji z oczami otwartymi, wpatrzonymi prosto w zbitą grupkę ciał. Scorpius nie był w stanie przyglądać jej się dłużej, ale już szybkie zerknięcie pozwoliło mu wychwycić zastygłą w grymasie przerażenia twarz Hermiony Weasley, ciotki Albusa, rudą czuprynę Rona Weasleya, jej męża, a nawet część ciała matki Ala, Giny.

Błąd dziecka [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz