Część trzecia- Zwyczajowe złośliwości

1.8K 88 38
                                    


Słowa wy­powie­dziane bez wyczu­cia - ra­nią, ale są wybaczalne.

Na­tomiast złośli­wość jest zaw­sze celowa.




Aportowali się z cichym trzaskiem w ślepej uliczce niedaleko Dworca King's Cross. Trzymali się za ręce, a w drugiej każde z nich trzymało wielką walizkę z rzeczami potrzebnymi na cały rok szkolny.
Do odjazdu pociągu pozostawało im wciąż jeszcze dwadzieścia minut, lecz chcieli pojawić się tam jak najszybciej z nadzieją, że unikną ciekawskich spojrzeń.
Przez kilka chwil stali w zupełnej ciszy, patrząc na siebie z bliżej nieokreślonymi wyrazami twarzy. Kasztanowłosa dziewczyna otworzyła powoli usta, jednak po namyśle zrezygnowała i jedynie pokręciła głową. Spuściła oczy na ich splecione dłonie uśmiechając się nieznacznie.
- Czyli gdy wyjdziemy do ludzi, wszystko wróci do normy...
Blondwłosy chłopak spojrzał na nią czujnym wzrokiem. Nie potrafił określić czy słowa, które wypłynęły z jej ust były pytaniem, czy zwykłym stwierdzeniem.
- Taka była umowa - odpowiedział neutralnie, ściskając lekko jej drobną dłoń.- To, co działo się w tym białym domku to zupełnie inna bajka. W tym momencie wracamy do rzeczywistości...
- W której ty jesteś aroganckim arystokratą na usługach Voldemorta, a ja zwykłą szlamą - weszła mu w słowo, jednocześnie podnosząc wzrok by z niebywałą determinacją spojrzeć mu w oczy. Skrzywił się na to określenie, jednak w żaden sposób go nie skomentował. Gryfonka miała rację, jak zwykle zresztą.
- Dokładnie tak - odpowiedział. Ostatni raz ścisnął na milisekundę jej dłoń, po czym szybko ją wypuścił. Mimo, że wytłumaczyli sobie już wszystko, coś nadal trzymało ich w miejscach nie pozwalając się ruszyć. Przez jeden krótki moment zatopili się w swoich spojrzeniach mieszając stal z brązem. Ogień zetknął się z lodem znacznie przyspieszając pracę obydwu serc. Po upłynięciu nie więcej niż kilku sekund, które w tym przypadku wydawały się wiecznością, Hermiona odwróciła głowę wzdychając cicho.
Długie kręcone włosy zakryły jej twarz, gdy spojrzała na główną ulicę, od której dzieliło ich zaledwie kilkaset metrów.
- A więc chodźmy - starała się by jej głos zabrzmiał pewnie, więc z konsternacją zarejestrowała słyszalną w nim nutę zawodu.Spojrzała raz jeszcze na towarzysza, a widząc skinienie głową ruszyła w stronę ruchliwej jezdni.
Bez słowa pokonali odległość dzielącą ich od dworca, po czym nie patrząc na siebie ruszyli w stronę barierki pomiędzy numerami 9 i 10.
Przystanęli w miejscu nie bardzo wiedząc co zrobić. Czuli, że wypadałoby coś jeszcze powiedzieć, jednak żadne właściwe słowa nie przychodziły im do głowy.
Po krótkiej chwili ruszyli jednocześnie, co poskutkowało bolesnym zderzeniem się w połowie drogi.
- Ty pierwsza - powiedział kulturalnie Draco, puszczając dziewczynę przodem. Hermiona choć zdziwiona jego manierami, nie mogła nie ucieszyć się z choć dłuższej chwili rozejmu.
- Dzięki.
Skinęła głową, po czym przyspieszając przeniknęła przez solidnie wyglądający metal. Czarodziejski peron wyglądał tak, jak zawsze; pociąg z czerwoną lokomotywą na czele stał w pełnej gotowości na torach, czekając aż tłumy uczniów zajmą miejsca.
Hermiona wyciągnęła szyję najwyżej jak potrafiła w poszukiwaniu Harry'ego i Rona.J uż dawno przemyślała co im powie w razie, gdyby zadawali pytania. Co prawda spodziewała się ich tylko w ostateczności. Była całkowicie pewna, że uwierzyli w jej wymówkę. Nigdzie nie znalazła ani rudej ani czarnej grzywy, jednak postanowiła sprawdzić jeszcze raz. W momencie gdy dojrzała postaci Crabbe'a i Goyle'a stojących w towarzystwie Zabiniego, poczuła jak coś z impetem na nią wpada. Malfoy.
- Granger, sor... - zauważył stojących niedaleko ślizgonów, więc otrzepał ubrania, a na twarz przybrał pogardliwy wyraz. - Uważaj gdzie stoisz, Granger. To nowa szata, nie chciałbym, żeby już pierwszego dnia pobrudziła się szlamem- powiedział to najgłośniej jak się da, wśród salwy śmiechu dobiegającej ze strony jego ludzi.
Gryfonka nawet nie mrugnęła słysząc obraźliwe słowa blondyna. Założyła jedynie ręce na piersi
i spojrzała na niego wyzywająco.
- Odwołaj to Malfoy - uprzedził ją znajomy głos, w momencie gdy otwierała usta. Harry.
- Co tam Głupotter? - zironizował ślizgon, zupełnie ignorując słowa wybrańca. - Wakacje znowu spędzone u biedoty? Jak się nazywała ta imitacja domu? Dziupla?
W tym momencie poczuła jak złość uderza jej do głowy. Jednak czego innego się spodziewała? Ostrzegał, że tak będzie. Zresztą, względem Harry'ego i Rona nigdy nie zachowywał się inaczej. Spojrzała przelotem na stojącego za nią rudzielca. Jego policzki przybrały barwę wiśni, a wyraz twarzy jasno wskazywał na zbliżający się wybuch.
- Och zamknij się Malfoy. Ty durna tleniona fretko - rzuciła ze złością, odwracając się jednocześnie w stronę zdenerwowanego przyjaciela. - Chodź Ron. Nie warto tracić czasu na takiego kretyna - szepnęła łagodnie, łapiąc go za rękę w celu odciągnięcia do wagonu.
- Uważaj na słowa szlamo - usłyszała za plecami.
Co jak co, ale tego było za wiele. Poczuła jak jej ciało spina się w przypływie złości. Miała ochotę przyłożyć mu w twarz, jednak znów została uprzedzona. Ron wyminął ją z wściekłym wyrazem twarzy, po czym wycelował różdżką prosto w pierś młodego dziedzica.
- Nie waż się. Tak. Do niej. Mówić! - krzyknął. Jego głos przepełniony był furią, która z pewnością przeraziłaby niejedną osobę, lecz nie Malfoy'a. Roześmiał się szyderczo, wywołując na twarzy Weasley'a mocniejsze wypieki, po czym odwrócił się do Crabbe'a i Goyle'a, którzy pojawili się po jego bokach.
- Smoku, czy wszystko w porządku? - rozległ się rozbawiony głos ciemnowłosego ślizgona stojącego z Parkinson. Z jego postawy jasno można było odczytać, że z miłą chęcią przyłączyłby się do sprzeczki.
- W porządku - odkrzyknął blondyn, po czym spojrzał Hermionie prosto w oczy. - Już do was idę. Nie mam zamiaru dłużej babrać się w szlamie.
Zabolało. Spodziewała się tego, była przygotowana, ale mimo to poczuła ostry ból w sercu przywodzący na myśl powolne wbijanie tępego noża. Głupi, tleniony dupek!
Obróciła głowę chcąc ukryć przed nim zbierające się w oczach łzy, następnie złapała kufer i z wysoko podniesioną głową ruszyła w stronę pociągu.
- Chodźcie, szkoda czasu na takie intelektualne zera.
Nie sprawdzała czy chłopacy za nią idą, w tym momencie nie bardzo ją to obchodziło. Chciała stracić z oczu Malfoy'a. Natychmiast!
Znalazła pierwszy lepszy, pusty przedział do którego weszła, zamykając drzwi z impetem. Parę sekund później w pomieszczeniu znaleźli się jej przyjaciele.
- Hermiono, nie przejmuj się tym dupkiem. Nie jest tego wart - powiedział Harry patrząc na nią ze współczuciem. Nigdy nie naciskał, zazwyczaj mówił to, co akurat chciała usłyszeć. Za to go kochała. Był dla niej jak brat, którego nigdy nie miała. Posłała mu słaby uśmiech, wycierając jedną zdradliwą łzę, która spłynęła po jej policzku.
- Ja to bym go najchętniej... - zaczął Ron, ale Wybraniec przerwał mu jednym ruchem ręki.
- Muszę wam coś powiedzieć - powiedział, ale przerwał by upewnić się czy drzwi przedziału są dobrze zamknięte. - Miałem coś do załatwienia z Dumbledore'm na Pokątnej i widziałem go jak znika na Nokturnie...
- Kogo? - zapytał tępo rudzielec, na co pozostała dwójka przewróciła oczami.
- Malfoy'a Ronaldzie, nie przerywaj - zganiła go Hermiona z lekkim uśmiechem na ustach. W jej głowie od razu pojawiło się masę pytań; co Dracon robił na Nokturnie? I jak mógł się tam znaleźć, skoro przez cały ten czas przebywał z nią? Nagle przyszło olśnienie. Nie przez cały. Pamiętała jak raz usnęła na kanapie w środku dnia, a gdy się obudziła jego nigdzie nie było. Co prawda wrócił po jakiś dwudziestu minutach tłumacząc się, że był na dworze, ale czy na pewno?Zaczęła podejrzewać, że mógł nafaszerować ją eliksirem nasennym. Skrzywiła się nieznacznie na tę myśl. Przez moment panowała cisza, w czasie której Harry układał sobie w głowie co powinien powiedzieć. Po paru sekundach znów się odezwał.
- Sądzę, że jest śmierciożercą.
- Że co? - gryfonka poczuła jak serce zaczyna jej bić w zawrotnym tempie. Czyżby zobaczył jego mroczny znak? Przyznać mu rację czy zaprzeczyć? - Proszę cię Harry, nie przesadzaj.
Słowa wypłynęły wbrew niej. Dlaczego go broniła? Nie miała pojęcia, jednak czuła, że dobrze robi. Szlama broni swego prześladowcę - świat schodzi na psy.
- Dlaczego tak od razu przekreślasz tę teorię? - zapytał wojowniczo próbując bronić swoich racji.
-A dlaczego ty tak przy niej obstajesz? - zapytała, jednak widząc, że szykuje kolejny argument, zaatakowała z drugiej strony. - Widziałeś mroczny znak na jego ramieniu?
Widziała jak pewność znika z jego oczy, zastępowana zniechęceniem. Wiedziała, że igra z ogniem. Jeżeli jej przyjaciele dowiedzą się prawdy o tym co robiła przez niemal ostatni miesiąc, a także o tym, że z taką łatwością kłamie im prosto w oczy, na pewno będzie w nieciekawej sytuacji. Znienawidzą ją, a nawet jeśli nie, to z pewnością stracą zaufanie. Pytanie tylko na czym jej bardziej zależało?
- Ja tam sądzę, że Harry może mieć rację - wtrącił się Ron, do którego wreszcie dotarło o czym jest mowa. Hermiona tylko zmierzyła go spojrzeniem, przybierając na twarz pobłażliwy wyraz. Nie sądziła, że jest tak dobrą aktorką. „Z kim przystajesz, takim się stajesz..." przemknęło jej przez myśl. Machnęła ręką jakby odganiając natrętną muchę.
- Dajcie spokój. To jest więcej niż nierealne.
- Ale...
- Żadnego „ale". Nie jest i basta. Koniec, kropka.
Może i była zbyt stanowcza jak na kogoś kto tak naprawdę nie miał możliwości poznania prawdy, jednak ani trochę się tym nie przejmowała. Wyciągnęła pierwszą lepszą książkę ze swojej podręcznej biblioteczki, po czym zagłębiła się w lekturze, dając tym samym do zrozumienia, że rozmowa się skończyła.
- Idę się przejść - usłyszała Wybrańca parę minut później. Kiwnęła tylko głową na znak, że słyszy i odpłynęła w świat fantazji.

Potęga UczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz