Nie chcę, żeby Holden i Will zastanawiali się, gdzie zniknęłam, więc biorę głębki oddech, wychodzę z toalety i wchodzę do naszego boksu. Widzę,że zmyli się już prawie wszyscy poza nami i grupką Dani, choć i one szykują się chyna do wyjścia. Zaraz po podejściu do Holdena gwałtownie wpycham go w głąb boksu, żeby wsunąć się obok niego. Twarz mnie pali.
- Co z tobą- pyta.
- Właśnie rozmawiałam z Danielle - informuje ich przechodząc w szept. - Po raz pierwszy, od kiedy... - Nawet nie umiem powiedzieć tego glośno. Zerkam to na jednego z nich, to na drugiego, z nich usiłując wyczuć reakcję. Holden marszczy czooło i opiera się o okno. Natomiast Will wygląda na zakiekawionego.
- Rozmawiałaś z nią?- pyta upewniając się, żę dobrze usłyszał.
- Musiałam. Weszła tam.- opieram łokcie o stolik i chowam głowęd dłoniach, zamykając oczy i wydając zduszony jęk. Na pewno nie marzyło mi się, żeby scenerią naszej pierwszej od roku rozmowy była toaleta w Dairy Queen. Szkoda, że nie powiedziałam czegoś więcej lub przynajmniej czegoś innego. - Ona mnie nienawidzi, ja to czuję. - mamroczę przez palce.
- Wiesz - szepcze Will. Rozciąga słowa, dobiera je tak ostrożnie, że powoli podniszę głowę, żeby na niego spojrzeć. - Właściwnie to nie mogłaś oczekiwać , że będzie inaczej... Bo przecież ona raczej nie wie, dlaczego ją odtrąciłaś.
- Nie pomagasz- wtrąca Holden, raptownie odrywając głowę od okna. -Owszem, unika ich, ale wszyscy ich w pewnym sensie omijają. Nie robi tego z okrucieństwa - zerka na mnie szukając potwierdzenia. - Czasem po prostu robi się to, co musi się robić. Prawda, Kenzie?
MOgę jedynie kiwnąć głową. Zanik ktoryś z nich powie coś więcej, przed naszym boksem znikąd pojawia sie kierowniczka, uprzejmie prosząc, byśmy się wynieśli, bo za dziesięć minut zamykają i chcą zacząć sprzątanie. Rozglądam się i widzę, że tylko my tu zostaliśmy.
Zabieramy nasze śmieci, a potem wychodzimy na parking, gdzie czeka na nas jaskroczerwony jeep renegade Willa. Był dzisiaj myty, więc połyskliwy lakier aż świeci w blasku lamp ulicznych, a Holden krzywi się, gdy się wleczemy w stronę auta. Rodzice Willa są obrzydliwie bogaci, jego zaś toną w długach. Jesienią sprzedali samochód i dlatego zmuszony jest liczyć na Willa, zresztą tak jak ja. Mama pożycza mi czasem swoją brykę, ale to nie to samo.
Zaklepuję miejsce obok kierowcy, prędko pakuje się na nie i zatrzaskuje za sobą drzwi, zanim Holden zdąży się o to wściec. Jeszcze bardziej się krzywi, więc pokazuje mu język, a Will w tym czasie wślizguje się za kierownicę. Odruchowo sięgam do klimatyzacji i podkręcam ogrzewanie. Jest już wrzesień, a z początkiem jesieni noce staają się coraz chlodniejsze. Holden gramoli się na miejsce z tyłu, a że ma ponad metr dziewiędzesiąt wzrostu, to nawet w tym dużym samochodzie zdaje się trochę kulić. Zawsze śmieszy mnie to, jak dotyka głową podsufitki.
W niedziele w Windsorze nie wiele jest do roboty. Większość lokali pozamykano, ludzie przeważnie siedzą po domach. Noce są coraz ciemniejsze i zimniejsze.
Pierwszą odwozi mnie, tuż przed dwudziesta trzecią, a ja umawiam się z nimi oboma na rano, kiedy będzie nas zabierał do szkoły. Nie odjeżdżaja odrazu, czekają aż otworzę drzwi wejściowe i tradycyjnie im pomacham. Dopiero potem się oddalają, a muzyka Holdena cichnie.
Jej miejsce zajmują głosy moich rodziców. Glownie taty. Spierają się dość spokojnie, delikatnie, jak wtedy, gdy są nie tyle wkurzeni, co zatroskani. Łagodna różnica zdań, aż nazbyt typowa dla tego domu. Zrzucam balerinki i zamykam drzwi na zamek. Z korytarza drepcze do salonu, gdzie mama siedzi sztywno wyprostowana na skraju kanapy, oczy am zapadnięte i zmęczone, a wąskie wargi zaciśnięte. Ubrana jest w dres, włosy upięła z tyłu, a makijaż zmyła, co o tej porze wniedziele nie jest jakąś sensacją. Tata stoi naprzeciw niej, po drugiej stronie pokoju. Na stole kawowym pomiędzy nimi tkwi pusty kieliszek po winie zes mugą szminki na krawędzi. Pamiętam, że miedy wychodziłam mama nalewała sobie kieliszek chardonnay ze świerzo otwartej butelki. Obiecała, że to będzie jej pierwszy i ostatni. To zawsze tylko słlowa, co potwierdza teraz pusta butelka w ręce taty.
- Och MacKenzie - mowi tata na wydech. Licząc na te, że nie zauważyłlam bytelki, chowa ją za plecami. Marszczy czoło. - Nie słyszałem jak wchodziłaś.
Uśmiecham się oszczędnie, ale nic nie mówię, bo bardziej skupiona jestem na mamie. Po tacie odziedziczyłam wzrost, po niej całą resztę. Mamy takie same ciemnobrązowe oczy, identyczne wysoko osadzone wystające kości policzkowe, ten sam mocjy zarys szczęki.
- Idę spać mamo - mówię cicho, klękam przy niej na podłodze i patrze na nią z czułością. Nie jest pijana. Nie po jednej butelce, to dla niej za mało, ale ten brzydki geymas pojawia sie na jej twarzy jedynie po paru kieliszkach. - Może ty też powinnaś? - sugeruje biorąc ją za rękę.
Mama wpatruje się w podłogę, chwilowo bez ruchu, a potem podnisi ciężkie powieki i patrzy na tatę, jakby to była jego wina i to on otworzył bytelkę. Potem rozluźnia się, wzdycha ciężko i kiwa głową, a nasze brązowe oczy się wreszcie spotykają.
Splatam moje palce z jej, wstaje i ciągnę ja za sobą. Dłonbie ma ciepłe, a kilka paznokci połamanych. Oststnio nie bardzo o nie dba. Tata obserwuje mnie z wyrazem wdzięczności na twarzy, ale jego czy mowią coś innego. Widzę w nich poczycie żalu, niemal winy. Macha, wolną ręką i wyprowadzam mamę z salonu, a potem korytarzem, do ich sypialni. Kiedy zapalam światło, zgrzytam zębami, widząc, że wita mnie bałagan.
Mama siada na skraju łóżka, ale rozmyty uśmiech, którym chciała mnie pokrzepić, raczej nie łagodzi mojej irytacji.
- Wypiłam tylko parę kieliszków - zapewnia przewracając oczami - Twój tata przesadza.
Nie wydaje mi się, nie sądze też, że skończyło się na paru kieliszkach. Ale nie mowię jej tego, jedynie zbieram ciuchy z podłogi, składam je i chowam. Na toaletce obok oprawionego w ramkę zdjęcia, zrobionego mnie i tacie lata temu, kiedy on jeszcze miał wlosy, a ja ni dorabiałam się przednich zębów, stoi kolejny kieliszek po winie, pozostałość po dniu wczorajszym.
Zagryzam dolną wargę, opuszczam głowę i powoli dopycham szufladę. Mama znow jest na nogach i powłóczy nimi po podłodze togo niedużego pokoiku. Zgarniam więc ten kieliszek i odwracam sie do niej, ukrywając go za plecami. Maskując dręczące mnie rozczarowanie, narzucam sobie uśmiech.
- Jestem megazmęczona, więc rano sobie pogadamy - mówię - Will przyjedzie po mnie o siódmej trzydzieści. Mama sie nie odzywa, ale pochmurnirje, widząc, że robnęłam jej z toaletki kieliszek. Wargi jej drżą i mruży oczy, lecz mimo to udaje, że nie zauważyła jego zniknięcia. Zamiast tego niespiesznie poprawia poduszki, a jawycofuje się z pokoju i, zamyjakąc za sobą drzw, zostawiam ją samą.
Stojąc na korytarzu, podnoszę kieliszek, żeby mu się przyjrzeć. Zaciskam palce na szkle, że przez ułamek sekundy wydaje mi się, że się rozpryśnie, ale przed zwiększeniem nacisku ratuje mnie ingerencja taty. Opiera się o framugę drzwi salonu i z malującym się na twarzy poczuciem winy oznajmia:
- Ja go wezmę. - Prostuję się i podchodzi do mnie, by położyć dłoń na moim ręku i wyrwać kieliszek z uścisku. Drugi tamten z salonu, ma już w drugiej dłoni.
Tata jest za młody na łysinę, a także na takie mnóstwo zmarszczek. Wymija mnie, idąc w głąb kroytarza, do ciemniej teraz kuchni, a ja stoję i czekam na odkręcenie kranu.
Gdy woda juz leci, a tata ściera ślad z kieliszka ślady o maminej szminki, łapię sie na tym, że patrzę się na stolik w korytarzu. Stoi na nim fotografia ślubna mamy i taty, obok niej moje zdjęcie z pierwszego dnia w przedszkolu, a w środku jeszcze jedna ramka, ta jasnoróżowa, na której nigdy nie ziera się kurz, bo mama wyciera ją przynajmniej dwa razy dziennie. W jej wnętrzu widać pięć różowych literek, pochylonych i delikatnych. To wszystko, co nam po tej osóbce pozostało, po prostu jej imię, nasze jedyne wspomnienie, bo nie dano nam dość czasu, by powstały inne.
Maleńka Grace, nie mieliśmy okazji się poznać, ale nigdy o tobie nie zapomnimy.
Danielle Hunter może uważać, że ona i Jaden mnie nie obchodzą, ale mi na nich zależy, prawdopodobnie nawet tak jak mało komu, prawdą jest jednak także i to że boję siędo nich zbliżyć. Lękam się tego, bo znam ból wynikający z utraty kogoś bliskiego; wiem jak straszliwy wpływ na ludzi może mieć żałoba i jak bardzo ich zmienia. Wiem, to bo widzialam, jak zmieniała nas.
CZYTASZ
Wróć, jeśli masz odwagę
RomanceJakby na twoim życiu cieszyła skaza... I jeszcze to poczucie winy, że nie byli cię przy bliskich, gdy tak bardzo potrzebowali wsparcia. Szczególnie on, z którym zaczynało Cię coś łączyć... zanim jedno tragiczne zdarzenie niespodziewanie zakończyło w...