Stojącego przed niewielkim domem Jonathana dopadły duże wątpliwości. Zastanawiał się po raz kolejny, czy rzeczywiście chce wejść do środka. Nie był pewien czy właścicielka jest w domu, a już na pewno nie był pewien, czy będzie chciała z nim rozmawiać. Planował to od tygodni, a teraz gdy był już na miejscu, zaczął wątpić w ten pomysł.
Zatrzymał się na wąskim chodniku, by rozejrzeć się po okolicy. Spojrzał w prawo na chłopca, który na sąsiednim podwórku rzucał piłkę małemu psu. Za każdym razem, gdy zwierzę złapało piłkę, dziecko prosiło żeby ją oddał. Pies jednak nie słuchał i gdy tylko piłka znalazła się w jego pysku uciekał jak najdalej w akompaniamencie śmiechu chłopczyka.
Jonathan zerknął też w lewą stronę, ale ujrzał tylko drewniany domek na drzewie za ogrodzeniem. Taki, o jaki prosił ojca całe swoje dzieciństwo i nigdy się nie doczekał.
Jego wzrok spoczął w końcu na budynku tuż przed nim. Patrząc na ten stary, zniszczony przez czas dom, myślał o tym, co spotkało Katherine Sewept. Był strasznie ciekaw tego, co się tu naprawdę stało. Wszyscy znają historyjki o nawiedzonym domu Seweptów i wariatce, która w nim mieszkała. Jonathan jednak nigdy w to nie wierzył.
Czuł, że stało się tam coś złego i z pewnością żadna z wymyślonych opowieści nie zdradzała prawdy.
W domu mieszka teraz już tylko pani Melisa, babka Katherine. Jonathan jako dziecko często widywał ją na werandzie. Zwyczajną i samotną starszą panią, która po wszystkich okropnych wydarzeniach musiała zostać sama w domu na przedmieściach.
Chłopak wiele razy próbował sobie wyobrazić dziewczynę, która sprowadziła tyle cierpienia na tę rodzinę. W jego głowie była to skromna i skryta w sobie osoba. Nie potrafił sobie jednak wyobrazić, jak tak zwyczajna młoda kobieta mogłaby wyrządzić tyle zła? Jak doszło do tego, że z dnia na dzień zaczęła wariować? Czy nikt nie zauważył, co się z nią dzieje? Dlaczego nikt nie próbował jej pomóc? Na te pytania bardzo chciał poznać odpowiedzi.Z zamyśleń wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Na werandę domu wyszła starsza kobieta. Miała na sobie gruby wełniany sweter, a na nim kwiecisty fartuszek.
- W czymś ci pomóc, chłopcze? - zapytała chrypiącym głosem i posyłała mu łagodny uśmiech. Chłopak nie zdawał sobie sprawy, że Melisa obserwowała go z okna już jakiś czas. Nie był pierwszą osobą, która sterczała pod jej domem. W przeszłości bezustannie musiała pozbywać się natrętnych dzieciaków, które postanowiły pożartować sobie z jej tragedii, ciekawskich dziennikarzy czy wścibskich sąsiadów. Jonathan jeszcze moment zbierał się w sobie, zanim odpowiedział. Po raz kolejny ogarnęła go panika. Postanowił zwalczyć natarczywe uczucie, że nie powinien tego robić. Po coś w końcu tu przyszedł.
- Chciałbym z panią porozmawiać - odparł i zrobił nieśmiało krok w stronę domu.
- Podejdź no, niech ci się przyjrzę.
Jonathan podszedł tuż pod samą werandę i spojrzał w górę na starszą kobietę, która rzuciła mu spojrzenie przymrużonych oczu.
- Znam cię? - Melisa starała się wytężyć wzrok, bo chłopak bardzo jej kogoś przypominał. - Wyglądasz zupełnie jak Henry Rangholt za młodu.
Stwierdzenie zaskoczyło chłopaka, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Dość często to słyszę, proszę pani. To mój ojciec. - nie miał pojęcia, że staruszka zna jego ojca.
- Ach, no tak. - Melisa uniosła lekko kąciki ust. Postanowiła, że chce usłyszeć co chłopak ma do powiedzenia. - Zapomniałam, że ma syna. Wejdź proszę. Wam, Rangholtom dobrze z oczu patrzy - zaśmiała się cicho i gestem dłoni wskazała drzwi.Gdy Jonathan postawił stopę na pierwszym schodku, ten głośno zaskrzypiał, a chłopakowi przez moment zdawało się, że jeśli postawi na nim drugą stopę, schodek się zapadnie. Wyglądały na spróchniałe. Cały dom zdawał mu się być najstarszym w jakim kiedykolwiek był. Schodki nie wyglądały najlepiej, ale wspiął się po nich na werandę i wszedł przez uchylone drzwi. Staruszka bardzo cicho je zamknęła i zaprosiła go do kuchni. Było to dość ciasne i zagracone pomieszczenie. W samym środku znajdował się stół na którym w wazonie stały uschnięte kwiaty. Meble były zakurzone, a stara lodówka głośno buczała. Gdy chłopak przekroczył próg poczuł zapach wilgoci i starości. Gdyby nie to, że pani Sewept stała tuż za nim, mógłby pomyśleć, że nikt tu nie mieszka.
- Usiądź, proszę. Rzadko mam gości, ale mogę ci zaproponować herbatę, chciałbyś?
- Jeśli to nie sprawi pani kłopotu, to bardzo chętnie - Jonathan zaczął stresować się tym, o co miał zamiar zapytać kobietę. Wygląda na zmęczoną i schorowaną, nie chciał sprawiać jej przykrości wypytywaniem o wnuczkę i tragedię, która ich spotkała.
- Jak się miewa twój ojciec? Dawno go nie widziałam - postawiła malutki czajnik na kuchence, a z górnej szafki wyciągnęła dwa zielone kubki.
- Dobrze. Pracuje w warsztacie u Stewarda - odpowiedział, rozglądając się po pomieszczeniu.
Melisa wrzuciła saszetki z herbatą do kubków i spojrzała na młodzieńca, opierając się o blat kuchenny.
- Jak ci na imię? Wybacz, że wcześniej nie spytałam. Moje zdaje się już znasz.
- Jonathan. Powinienem był się wcześniej przedstawić – przeszło mu przez myśl, by wstać i podać jej rękę, ale zrezygnował z tego pomysłu.
Pani Sewept odwracając się kiwnęła głową i przez chwilę wpatrywała się w okno. Chłopak wykorzystał ten czas na to, by dokładniej przyjrzeć się kuchni. Na meblach były sterty kurzu. Ściereczka wisząca na uchwycie kuchenki miała taki sam kwiecisty wzór, jak fartuch kobiety. Do pożółkłej lodówki ktoś przyczepił magnesy, które mogły być pamiątkami z podróży.
Staruszka w końcu usiadła na przeciwko Jonathana i dotknęła kwiatów w wazonie.
Jeden z liści bezdźwięcznie opadł na blat stołu.
- Katherine zawsze była strasznie ciekawska. Może i wyglądała na skrytą i cichą, ale tylko dla obcych. Tu w domu, wcale taka nie była - Gdy spojrzała na Jonatana, przeszedł go dreszcz.
To, że odpowiedziała na pytanie, którego jeszcze nie zdążył zadać wprawiło go w dziwny niepokój. Nie potrafił jednak opanować rosnącej w nim ciekawości. - Czytała dużo, najczęściej pod starym dębem w ogrodzie. Ciągle mówiłam, że za dużo buja w obłokach - dodała i wzięła uschnięty liść do ręki, by zacząć mu się przyglądać. - Chodziła często do lasu albo nad rzekę. Sama. Kto to widział, żeby dziewucha sama się włóczyła? - Jonathan przełknął nerwowo ślinę. - Mówiła zawsze, że woli sama i że nie ma się czego bać... - Zaczęła obracać liść w dłoni coraz szybciej. - I Licho ją wzięło - warknęła zgniatając liść w drobny mak.
Gdy to zrobiła chłopak podskoczył na krześle. Staruszka trochę go przerażała.
- Licho? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Opowiem ci co się stało. Nie jestem jednak pewna, czy mi uwierzysz.Słowa staruszki zdziwiły Jonathana w takim samym stopniu, co wystraszyły, ale ciekawość wzięła górę. Przychodząc tu nie spodziewał się tego, że staruszka wpuści go do domu, a tymczasem ona sama rozpoczęła rozmowę i proponuje mu opowiedzenie historii, którą o tak dawna chciał poznać. Jego serce zaczęło bić szybciej. Czuł podekscytowanie i jednocześnie trochę strach przed tym, co za chwilę mógł usłyszeć. To z pewnością nie będzie piękna opowieść, nawet przez chwilę na to nie liczył.
Głośny pisk gwizdka od czajnika sprowadził go na ziemię. Melisa zalała saszetki herbaty i jeden z zielonych kubków postawiła przed chłopakiem.- Jak dużo wiesz o tym, co się tu wydarzyło? - spojrzenie kobiety sprawiało, że czuł się nieswojo, ale zbyt długo czekał na ten moment. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej.
- Niewiele – odparł. - Słyszałem sporo plotek, ale nigdy nie wierzyłem w żadną z nich. Wiem, że Katherine nie była złą osobą. Nie znałem jej, ale po prostu to wiem.
- To miłe, że tak o niej myślisz. Muszę cię jednak troszeczkę rozczarować. Katherine nie była zła... Do czasu. Jeśli jednak nie wierzyłeś w plotki może być ci ciężko uwierzyć w to, co ci powiem. Szczerze wątpię, żebyś uznał moje słowa za wiarygodne. Katherine w pewnym momencie przestała być sobą i Bóg jeden wie na ile była świadoma tego, co robiła.Jonathana po raz kolejny przeszedł dreszcz. Pragnął wyłapać każde słowo wychodzące z ust kobiety. Nawet nie zorientował się, jak bardzo się do niej przybliżył. Jakby dzięki temu mógł więcej zrozumieć. Jakby słowa Melisy mogły zawisnąć w powietrzu, by mógł je wychwycić, co do jednego.
CZYTASZ
Licho nie śpi
TerrorJonathan marzy o studiowaniu dziennikarstwa. Postanawia poznać dziwną historię, która przed laty wydarzyła się w jego rodzinnym mieście. Odwiedza staruszkę, której wnuczka podobno była opętana, by dowiedzieć się co zdarzyło się naprawdę. W trakci...