Nie jestem

641 50 28
                                    


Był marzec.

Sasori siedział na ławce w parku, obserwując przedwcześnie zakwitłe wiśnie.

Pierwsze pąki mlecznoróżowych kwiatów wisiały na gałęziach drzew, tworząc pośród śniegu obraz przedziwnego kontrastu. Piwne oczy śledziły nieobecnie kołysane wiatrem płatki.

Sam nie wiedział, od czego zacząć.

Nienawidził niepewności od małego dziecka. Jego życie zawsze ułożone było i wyliczone co do joty. Rzeczy zaskakujące wymazywał z pamięci równie skutecznie, co błędne obliczenia, zdarzające się zresztą niebywale rzadko.

A teraz nie był nawet świadomy, co dzieje się wokół.

Bo kiedy?

Kiedy to wszystko zaczął trafiać szlag.

A może po prostu nigdy nie było dobrze. Może źle wszystko ocenił. Pomyłki w końcu zdarzają się najlepszym. Zwłaszcza w kwestii układania własnego życia.

Wszystko nie wiadomo po co i dlaczego.

Bo właściwie, w jakim celu tyle z nią był? Skoro i tak sens był znikomy.

Przymknął oczy, westchnął płytko.

W ironicznej dyskusji, prowadzonej ze sobą w głowie, próbował komentować zaistniałą sytuację. Znów prowadziło do jednego punktu. Ten związek zwyczajnie nie miał prawa bytu. Nie miał go od samego poczatku, ale kto wtedy mógł wiedzieć. Pretensje do kogokolwiek byłyby tylko objawem bezmyślności, choćby nie wiem jak się uparł. Wiele jest na świecie rzeczy, nad którymi można popracować, zmienić czy poprawić. Ogromna większość. A jednak, tej konkretnej się nie wybiera.

A jakże świat byłby wtedy łatwiejszy.

Oczyma wyobraźni znów zobaczył pełną skruchy twarz i usta, które chwilę później wywróciły jego doskonale ułożony plan do góry nogami. Perfekcyjne zorganizowanie okazało się wyłącznie śmiesznym żartem. Ot, proszę - wystarczyło jedno zdanie. Jedna osoba i jedno wilgotne, roztrzęsione "przepraszam".

Nie mógł zrobić nic.

W najgłębszych snach nie spodziewał się, że jego własna dziewczyna uświadomi sobie, że mimo wszelkich prób, mimo wyparcia, nie potrafi z nim dłużej być. I nie dlatego, że nie chce. Nie dlatego, że był dla niej zły. Przeciwnie, dawał jej wszystko, co tylko mógł, nawet jeśli robił to w granicach swojego wycofania. Był chłopakiem dla niej idealnym.

No właśnie - chłopakiem.

Blade palce zatrzymały się na spoczywającym w kieszeni telefonie.

Czuł, że musi komuś powiedzieć. Porozmawiać, cokolwiek. Nie rozumiał. Nigdy w życiu nie czuł się tak bezsilny. Przyzwyczaił się już do wspólnych spacerów, narzekania na jego introwertyzm, liczenia ciemniejących w słońcu piegów i wszystkich innych dziwactw, które były tego częścią. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. On, dwudziestoczteroletni student medycyny, ze stypendium naukowym i masą osiągnięć. Po prostu utknął. 

Tego nie rozwiązywał żaden chemiczny wzór. Nie dało się zajrzeć pod mikroskop i rozłożyć problemu na części pierwsze. Nie dało się problemu wyciąć, wypełnić lekarstwem i zaszyć w sterylnych warunkach. Żaden ze znanych mu sposobów naprawiania rzeczy tutaj nie działał. Oczywiście, istniały terapie hormonalne. Znał procedury na pamięć. Z mężczyzny w kobietę, fizycznie, było nawet łatwiej.

Parsknął w myślach z dozą pobłażliwej wesołości. Korekcja płci właśnie temu miała służyć - korekcji. Nie spełniać funkcję narzędzia dowolnej manipulacji własnym ciałem. No, chyba że ktoś był bogaty i niespełna rozumu. On nie był.

I nie był kobietą.

Zresztą nie nadawałby się.

A może?

Mimo, że sprawa miała już parę dni, myślał o niej z coraz większą obsesją. A przecież wiedział doskonale, do jakich konkluzji dojdzie. Wszystko, co do joty, było jasne jak słońce. Jak w przeklętym atlasie anatomii. Przejrzyste, opisane, oznaczone wyraźnym kolorem. Nie dające się nie zrozumieć.

Sasori pochylił się, oparł łokcie na udach.

Splecionymi dłońmi podparł czoło.

Pierwszy raz w życiu naprawdę pojął, że logika w uczuciach nie ma najmniejszego sensu.


____________________________


No elo.

Przyszłęł, wrzuciłeł.

To powyżej jest skutkiem pisania specjala, który tym miał się zacząć, ale jednak wolałam osadzić go w uniwersum Lalkarstwa. To, jak widać, w nim nie jest.

Dawno nie pisałam niczego w trzecioosobowej narracji i poczułam, że czas to nadrobić.

Za Wami prolog do kilkurozdziałowego opcia, traktującego o bardzo ważnym problemie, który kiedyś i mię dotyczył. Oczywiście nie znaczy to, że będzie śmiertelnie poważnie (no nie czarujmy się, ja to ja), ale na pewno jakieś tam wartości głębsze się pojawią.

Tymczasem mam nadzieję, że początek się Wam spodobał i rozbudził nieco głód kontynuacji.

Następny pojawi się równie znienacka, jak moja wena.

Okładkę zmienię, kiedy mi się uwidzi ją narysować. Na razie będzie taka.

Pozdrawiam i miłego wieczora życzę.♥

Przecież nie jestem  || SasoDeiWhere stories live. Discover now