Szeptem

1.6K 128 76
                                    

Z cichym trzaskiem zamknęła za sobą drzwi damskiej toalety i ocierając płynące jej po twarzy łzy, ruszyła w głąb pomieszczenia, do którego prawie nigdy nikt nie zaglądał, oprócz niej.
Łazienka Jęczącej Marty była jej schronieniem, tutaj mogła uciec od ludzi z Hogwartu.
Jęcząca Marta zwykle opuszczała łazienkę, gdy ona tu wchodziła. Tak było i tym razem.
Usiadła w najbardziej skrytym rogu pomieszczenia i podwinęła lewy rękaw.
Był tam. Odwróciła wzrok.
Z czarnych oczu wypłynęło jeszcze więcej łez, a z ust wydobył się cichy jęk.
Nienawidziła tego, że jest czystokrwista.
Nienawidziła swoich czystokrwistych rodziców.
Czarnowłosa otarła łzy, lecz na nic się to zdało, bo ich miejsce od razu zajęły nowe.
Ślizgonka spojrzała na swój Mroczny Znak.
Podniosła prawą dłoń do niego i najpierw powoli, badając, czy przypadkiem nie wezwie Czarnego Pana, podrapała swój znak.
Odczekała chwilę, nic się nie stało.
Podrapała raz jeszcze i również nic się nie stało.
Zwiększyła nacisk, tak by został czerwony ślad.
Łzy przestały wylewać jej się z oczu, a po policzkach spływały ostatnie ich krople.
Pansy wbiła mocniej swoje paznokcie w lewe przedramię i pociągnęła tak przez całą jego długość.
Z kilku miejsc zaczęła jej lecieć krew, na co dziewczyna westchnęła.
Przymknęła oczy, chcąc by cały dzisiejszy dzień, był tylko senną marą.

         Gordon Parkinson czekał na swoją córkę pod Świńskim Łbem, skąd miał się z nią teleportować do Malfoy Manor.
Był zniecierpliwiony, jego pierworodna się spóźniała, co nie było w stylu Parkinsonów.
W oddali dostrzegł szczupłą sylwetkę swojej córki, która zmierzała w jego stronę szybkim krokiem, tak, że po chwili stała przy nim.
— Witaj, tato — odpowiedziała, dziwnie pustym głosem.
Spóźniłaś się — rzekł, pan Parkinson, spoglądając krzywo na swoją córkę.
— Przepraszam — odpowiedziała, patrząc mu w oczy. Od małego uczono Pansy, by nie spuszczała głowy w dół, ponieważ gdyby to zrobiła, przyznałaby się do swojej słabości.
A Pansy nie była słaba.
Był silną dziewczyną i właśnie w tej chwili to udowadniała.
— Masz coś na swoje usprawiedliwienie, głupia dziewucho? Czy ty sobie nie wyobrażasz, gdzie my właśnie idziemy? Po co tam idziemy? — Gordon podniósł rękę i całych sił uderzył stojącą przed nim dziewczynę w twarz.
Czarnowłosa zachwiała się lekko, ale nie upadła, ponieważ silny uścisk dłoni jej ojca na swoim barku jej to uniemożliwił.
— Trzymaj mnie mocno, słyszysz?
— Tak, tato.
  
Czarnowłosa dotknęła swojego policzka, który jeszcze kilka godzin temu był zaczerwieniony i piekł ją.
Była przyzwyczajona do kar cielesnych, ale jeszcze nigdy jej ojciec nie uderzył ją na zewnątrz, gdzie ktoś mógł to zobaczyć.
— Skurwysyn! — krzyknęła i łapiąc się za włosy, skuliła się, wybuchając znowu płaczem. Coś zaskrzypiało.
Mogła uciec, mogła stchórzyć, iść do Dumbledore'a, ale nie, ona musiała zgrywać jebaną męczennice.
To wszystko wina Pansy.
— Jestem beznadziejna — szepnęła.
— Słowa wypowiedziane szeptem mają większą moc niż te wykrzyczane, ale również są najbardziej szczere ze wszystkich, więc proszę nie mów o sobie źle, gdy mówisz szeptem — brązowowłosa dziewczyna podeszła bliżej, tak by Ślizgonka mogła zobaczyć jej twarz.
— Granger?
Hermiona Granger, jej rówieśniczka i jak do tej pory myślała największy szkolny wróg.
Gryfonka stanęła nad Pansy i z pokrzepiającym uśmiechem usiadła obok niej.
Ujęła jej lewą rękę i spojrzała na ledwo widoczny Znak.
— Wygląda na świeży — rzekła. — I rany również wyglądają na świeże.
— Granger, nie powinnaś...
— Mam na imię Hermiona.
— Wiem.
— Więc, dlaczego nie mówisz mi po imieniu, Pansy? — młoda Gryfonka, delikatnie puściła rękę Pansy, by po chwili ocierać jej zastygające łzy.
— Hermiona, nie powinnaś...
— Ktoś mi zabroni? — zapytała retorycznie.
— A Potter albo Weasley nie będą źli, że mi pomagasz?
— Harry jest zajęty zbawianiem świata i śledzeniem Malfoya, nie zauważyłaś? A Ron lata za Brown jak wierny piesek — czarnowłosa dziewczyna pokiwała głową na znak, że rozumie. — Widzę, że na policzku nie został ślad...
— Skąd ty...? Granger... Znaczy Hermiono, czy ty wszystko widziałaś? — Pansy wyglądała na przerażoną.
— Widziałam jak jakiś mężczyzna cię uderzył, ale zanim do was doszłam, zniknęliście.
— Teleportowaliśmy się.
— Do Voldemorta? Więc on dzisiaj cię naznaczył? — Granger zmarszczyła czoło, głęboko się nad czymś zastanawiając.
— Tak — szepnęła, Pansy, nie ufając swojemu głosu.
— Pytanie jest takie, Pansy, czy ty naprawdę chcesz mu służyć? Bo jeśli nie to ja ci pomogę i jestem pewna, że Harry i Ron również.

Szeptem | Pansmione Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz