Rozdział 4

207 20 12
                                    


Mijały kolejne niespokojne dni, odliczane przynoszonymi posiłkami. Była zbyt słaba, by spróbować uciec, gdy Billy przychodził z jedzeniem.

A gdy w progu stanął Terrence, nawet się nie poruszyła, skulona i oparta o ścianę.

- Minął już czas, który normalnie dajecie ofiarom - powiedziała zmęczona, patrząc jak podchodzi spokojnie i kuca - Powinniście mnie już zabić.

Chwycił ją za brodę i unieruchomił głowę.

- Potrzymamy cię trochę dłużej - odparł - Rzadko mamy okazję złapać łowcę. Gdzie jest twój opór, Katherine? - przekrzywił lekko głowę.

- Został w wygodniejszym pokoju - parsknęła sucho - Wykańczacie mnie psychicznie i fizycznie, a ta cela jest okropna. Nie mam siły walić w drzwi.

- Więc nie będziesz miała siły się bronić, gdy cię ugryzę.

Wzruszyła lekko ramionami, chociaż wewnątrz niej pojawił się strach. Ugryzie ją. Po co w ogóle z nią rozmawia?

Nie zarejestrowała jego ruchu. Poczuła tylko, jak szyję przeszył ból. Krzyknęła, zanim pomyślała o zduszeniu głosu, po czym zacisnęła palce na jego ramionach bez konkretnego celu - nie odepchnęłaby go tak czy owak, chodziło raczej o zaciśnięcie pięści na czymkolwiek.

Z oczu poleciały jej łzy, gdy usłyszała, że wampir przełknął krew. Jaka jest szansa, że jej się uda stąd wyrwać? Zerowa.

- Jak długo zamierzacie mnie trzymać? - powtórzyła słabo. Była prawie pewna, że żadna z ofiar nie przeżyła nawet tygodnia. Tymczasem posiłki mijały, a wampiry wydawały się świetnie bawić.

- Aż się nacieszymy taką zdobyczą - mruknął jej do ucha i wyczuła, że się uśmiecha.

Nacieszą zdobyczą.

Świetnie.

***

Gdyby tylko udało jej się wyjść z tej celi.

Leżała na ziemi owinięta w koc, wpatrując się w okienko w drzwiach. Nie miała szans wydostać się bez wiedzy wampirów. Musiała zrobić tak, by sami ją wypuścili. Dogadać się. Gdyby udało jej się ustalić cokolwiek, co pozwoliłoby jej po pierwsze wydostać się stąd, po drugie dostać do jej domu... potrzebowała jakiejkolwiek swobody. Już pomijając kwestie swoich oprawców, potrzebowała ruchu, powietrza. Dźwięku. W tej celi jedynymi dźwiękami, jakie słyszała, były jej własny oddech i bicie serca. I czasem dochodził do niej jakiś hałas z zewnątrz, ale nie była pewna, czy to nie jej wyobraźnia.

Umowa. Jaką umowę można zawrzeć, kiedy nie ma się żadnej karty przetargowej? Jej krew nie jest ani szczególnie smaczna, ani nic. Nie jest nikim wyjątkowym w ich ofiarach poza tym, że jest łowczynią.

Jeśli człowiek jest wyspany, wypoczęty, najedzony i zdrowy, jego ciało działa sprawniej. Pewnie są też zmiany w krwi. Może uda jej się przekonać wampiry, żeby sprawdziły, co się stanie, jeśli będą miały zdrowa i wypoczętą ofiarę...

Wzdrygnęła się. Nigdy nie spodziewała się tego, że będzie musiała chociażby myśleć o dogadaniu się z wampirem. Albo dwoma, obojętnie.

I jeszcze pozostał ich przyjaciel. Wciąż nie wiedziała, czym jest Billy poza tym, że na pewno nie wampirem i raczej na pewno nie człowiekiem. Wilkołak... czy wampiry i wilkołak mogliby żyć sobie spokojnie w jednym domu? Czy wampir zaufałby wilkołakowi, idąc rano spać? Według jej założeń, głównym zadaniem Billy'ego było strzeżenie domu w dzień.

Fright NightsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz