Gdy wróciłam do domu była 18.10. Kuźwa męczy mnie ta sytuacja. Jaki gang? Mam się z nim spotkać? Kurde ja już nic nie wiem. Nagle mój telefon zaczął wibrować.
- Co? - Spytałam nie patrząc na to kto dzwoni.
~Mamy problem, przyjedź do mnie. - Powiedział zdenerwowany Max.
- Ale chwila, czekaj... Co jest? - Powiedziałam udając się do salonu.
~ Siwy. Wrócił. - Super! Następny problem! Co jest z moim życiem nie tak?!
- Będę za 15 minut. - Powiedziałam i się rozłączyłam. Zabrałam skórzaną kurtkę, telefon, broń schowałam tak żeby nikt jej nie zauważył, klucze i zamykając wcześniej drzwi ruszyłam za dom, gdzie stał mój motocykl. Jak najszybciej jechałam do domu kolegi.
Zaparkowałam motocykl przed bramą i zaczęłam dzwonić dzwonkiem. Z domu wyszedł Max i otworzywszy mi drzwi przesunął się abym wjechała na podwórko. Ignorując go wpadłam do domu jak burza.
- Mów co się dzieje! - Spojrzałam na Aiden'a, który szperał w swoim komputerze.
- Max gadał z kolegą z więzienia, dowiedział się, że Siwy wrócił do miasta. Chce zemsty. - Przeklęłam pod nosem. - Mam też dobrą informację. Wyjebali go z gangu za zdradę i ucieczkę do innego kraju, także nie ma ze sobą już tak silnej grupy jak kiedyś, ale znając go to już niedługo możemy się spodziewać jakiś jego wspólników.
- Mhm okej. Zaraz wracam. - Poszłam na dwór, gdzie wczorajszego wieczoru paliłam. Wybrałam numer do, kiedyś, wspólnika taty.
- Tak, słucham ? - Odezwał się męski głos.
- Dzień dobry z tej strony Brooke White. Czy dodzwoniłam się do Mike'a Morgan'a? - Trzeba miło zacząć.
- Ohh dzień dobry, tak dokładnie to ja, a o co chodzi? - Spytał już nieco milej.
- O jednego z pańskich, już byłych, wspólników. - Po drugiej stronie usłyszałam westchnięcie i po chwilowej ciszy znów się odezwał.
- Tak myślałem, córka Andrew'a White'a mam rację? - Na imię mojego ojca zacisnęłam powieki.
- Zgadza się. - Wypuściłam powietrze z płuc.
- Ale z tego co słyszałem ojciec nie żyje więc nie rozumiem, o czym mowa? - Przewróciłam oczy na jego ostry ton.
- Nie powiedziałam, że o niego mi chodzi. Wiem, że miał Pan dług u mego ojca, a ze względu na to, że ojciec nie żyje myślał Pan, że dług przepadł? Otóż nie, Adrew White ma potomstwo, które próbuje się uporać z drugim z pańskich wspólników z Cyril'em Manders'em. Jak Pan prawdopodobnie słyszał uciekł z kraju, którym niegdyś we trójkę trzęśliście. Jednak wrócił i poszukuje właśnie mnie i tu przyda mi się Pan, przy okazji spłacając swój dług. - Huuu nie wiedziałam, że tak potrafię.
- Cały tatuś jak słyszę, współczuje, że idzie pani w jego ślady. Niestety jestem zmuszony odmówić, ponieważ po śmierci Twego ojca skończyłem z przemocą i zerwałem stare kontakty, które mogłyby dotknąć moich dzieci. - Chciał coś jeszcze dodać, ale mu przerwałam.
- Dzięki mojemu ojcu pańska córka żyje, chyba nie chcemy, aby coś jej się przypadkiem stało? Tylko tym razem nikt jej nie uratuje. - Chciałam miło, on nie chciał to ma.
- A niby w jaki sposób ja mogę pomóc? - Spytał znudzony.
- Potrzebuje kilku ludzi i jak najlepszej broni. - Już mnie nudzi ta rozmowa.
- Dobrze, w takim razie jeśli na już będziesz czegoś potrzebowała to proszę zadzwonić, a postaram się to dostarczyć.
- Dobrze, może Pan się spodziewać niedługo mojego telefonu. Do widzenia. - Powiedziałam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. On mi współczuje tego, że idę w ślady ojca, bezczelny, stary dziad. W prawdzie nie jest to pierwsza osoba, która mi tak mówi, no ale oni nie mieli tak bliskiej relacji jak on z moim ojcem. A szkoda gadać. Popatrzyłam na godzinę w telefonie, 18:50. Jak to szybko leci.
- Z kim rozmawiałaś? - Spytał Max, gdy weszłam do salonu.
- Były wspólnik ojca, miał u niego dług dzięki, któremu nam pomoże. Pozałatwia kilka rzeczy. - Powiedziałam i usiadłam obok Aiden'a na narożniku.
- Mhm okej. Zostajesz na noc?
- Nie tym razem, muszę coś jeszcze załatwić. - Znów zaczęłam myśleć o koniczynce i mojej rodzinie.
- A jest jeszcze coś. - Odezwał się blondyn i wziął laptopa na kolana. - Od trzech dni w mieście jest pewien chińczyk, nie wymówię niestety jego imienia i nazwiska, nie jest mi ono znane. Pracuje razem z dwójką swoich ochroniarzy, poza nimi nie ma żadnych innych wspólników. Przede wszystkim jego celami są młode kobiety, wiesz molestowanie i te takie różne, gdy znajdzie następną ofiarę wcześniejszą zabija. Dostaliśmy 'zlecenie' od pewnego dosyć dzianego faceta. Nazywa się Phil Edds, ma 2 dzieci i...
- Jego córka pół roku temu zdołała mu uciec niestety jej stan zdrowia psychicznego był w totalnej rozsypce i od tych 6 miesięcy leczy się psychicznie. Zamknięta jest w specjalnym ośrodku. Słyszałam o tej sytuacji. - Przerwałam mu. Wiem o nim sporo, a raczej o tym co robi. - Ale przecież niewiadomo nawet jak typ się nazywa, gdzie jest, jak wygląda.
- Nie wierzysz we mnie. - Aiden przewrócił oczami. - Wybierasz się gdzieś?
-Tak, mam pewną sprawę do załatwienia... - Powiedziałam zmieszana.
- Ok, my dziś we dwójkę nad tym posiedzimy może uda nam się coś zdziałać i znaleźć jakiś trop. - Uśmiechnął się Aiden i znów zaczął szperać w komputerze.
- Ja już właściwie będę się zwijać. - Powiedziałam zabierając telefon ze stołu.
- Widzimy się jutro, mała. - Pocałował mnie w policzek Max i zaczął się kierować w stronę kuchni.
- A ty gdzie?! Ja tu tego sam kurwa robić nie będę. - Krzyknął wściekły blondyn.
- A ja bez kawki pierdolnę się na łóżko i pójdę spać więc daj mi chwilę. - Zaczęłam się tylko śmiać na ich konwersacje.
- Napisze do ciebie później i ci wszystko wyjaśnię. - Powiedziałam ze smutkiem do Aiden'a. Był ze mną w chwilach gdy przechodziłam piekło i jeśli mam się już komuś żalić to właśnie jemu.
- Jasne, będę czekał na wiadomość. - Pocałował mnie w policzek na pożegnanie, a ja ruszyłam do motocyklu. Najgorsze dopiero przede mną...
$$$$$$$
lecimyy!!! jak się podoba? :))
gwiazdki i komentarze mile widziane, słonka! ^^Do następnego!
CZYTASZ
Walka Z Losem
Romance18 - letnia dziewczyna, po tragicznej śmierci matki i śmierci ojca zostaje oddana do domu dziecka. Na jej nieszczęście nie na długo. Czemu 'na jej nieszczęście'? Otóż dlatego, że zaadoptował ją 40-letni facet. Nie było jej u niego dobrze. Pewnego dn...