- Moje uczucie do ciebie nie wygasło. To nie o to chodzi. - przerwał na chwilę, jednak nie odwrócił ode mnie wzroku. Wydawało mi się, że nie chce po prostu tego robić. Chciał to robić. Nie było innej opcji. - Czuję, że nie jestem tym, z którym mógłbyś wieść szczęśliwie czas, dlatego nie mam zamiaru dłużej ci go marnować. - przybliżył się do mnie o dwa kroki, przez co praktycznie nasze ciała się ze sobą stykały. - Nie chcę słyszeć protestów. Podjąłem decyzję, której już nie zmienię. - jego ton był stanowczy. Nie należał on do tych, które można by było nazwać seksownymi i sprawiającymi przyjemny dreszczyk na kręgosłupie. To był ten irytujący, który mówił jasno, że druga osoba nie ma nawet prawa podzielić się inną myślą, niż tą, którą przyjął on. Egoistyczne podejście, to była w tym momencie jego specjalność.
- Nie przyszło by mi to do głowy, że będziesz chciał to zakończyć. Nie w ten sposób, kochanie. - z moich oczu nie przestawały płynąć łzy. Miałem przez to mocno przekrwione i opuchnięte tęczówki. Wiedziałem doskonale o tym, że wyglądam okropnie, jednak nie byłem w stanie odwrócić od niego wzroku. Nie chciałem, aby widział mnie właśnie w takim stanie, ale nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się działo. Do tego i tak chciałem, aby nadal na mnie patrzył. Byłem w rozsypce. Starałem się wyszukać w jego mimice jakiś oznak, że blefuje. Załamywałem się z każdą minutą coraz bardziej, gdy niczego takiego nie zauważałem.
- Moje imię w twoim słowniku powinno zmienić znaczenie. - pogładził mnie bardzo delikatnie wierzchem dłoni po policzku, tak jakby w obawie, że pod wpływem jego dotyku za chwilę się rozpadnę, niczym figurka z porcelany. - Byłem za mało idealny dla ciebie, nieprawdaż? - musnął moje wargi swoimi, po czym odsunął się ode mnie o kilka kroków wstecz, wkładając dłonie do kieszeń jesiennego płaszcza. Opuścił głowę z ledwo słyszalnym westchnięciem. Nie płakał, ale miał świeczki w oczach. - To tylko kwestia czasu, a perfekcyjny czas podaruje ci kogoś równego sobie. - podniósł na mnie z powrotem wzrok, lustrując każdy najmniejszy fragment mojej twarzy. - Żegnaj, Gabrielu. - dopiero teraz mogłem zauważyć jak płacze. Mimo to miał bardzo spokojny wyraz. Odwrócił się na pięcie i odszedł w jedynie sobie znanym kierunku, zostawiając mnie samego.
Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa. Mój wzrok nadal podążał za nim, dopóki kompletnie nie zniknął mi z oczu. Upadłem bezsilnie na kolana. Zakryłem twarz dłońmi, mocząc je już po chwili swoim efektem wyrwanej części duszy. Rzecz jasna, tej lepszej i niepowtarzalnej. Łkałem głośno, mając w dupie to czy ktoś przypadkiem mnie nie usłyszy. Czułem się tak mocno rozdarty. W tym momencie nie potrafiłem nawet stanąć na równe nogi. Odebrano mi kogoś, kto był moim jedynym szczęściem i jedyną miłością, jaką kiedykolwiek mogłem mieć. Upadłem prawym bokiem na suche liście, słysząc dokładnie jak pod wpływem ciężaru mojego ciała je niszczę. Nie mogłem przecież pozwolić na to, abym jedynie ja został dzisiaj pozbawiony dawnej formy życia, prawda?