Magda słyszała przez cienką ścianę jej skowyt. Wiedziala, że matka siedzi teraz skulona w niszy pod oknem, chowając
twarz między kolanami i rękami, by chronić głowę.
-Broń się - szeptala Magda. - Do diabla, zacznij się w końcu bronić!
Wiedziała jednak, ze matka nie bedzie się bronić przed kolejnymi ciosami. Tyle razy brała jego stronę.
-On nie jest zły. To wszystko przez picie i przez to, że nie
ma pracy. Przecież każdemu na jego miejscu może odbić.
- I dlatego cię tłucze?
Matka starała się unikać wzroku Magdy, a po chwili po
wiedziała cicho:
- Najbardziej rani się tych, których się kocha.
Czy Harald kochał jej mamę?
I czy to była miłośc? Magda wiedziała, że takiej miłości nie chce zaznać.
Pobrali się trzy lata temu. Magda nie pamiętała dnia bez
awantur. Na krótko przed ślubem Harald został zwolniony
bo sklep elektryczny, w którym pracował, nie wytrzymal
konkurencji z hipermarketami. Od tamtego momentu brak pracy
stał się wygodną wymówką. Na przykład tego, że cały dzień
polegiwał w łóżku, tego, że już śniadanie popijal piwem, no
i naturalnie każdej awantury wszczynanej przy byle okazji
Właściwie nie potrzebował żadnego poważnego powodu. Za
gorąca lub za zimna kawa, źle usmażona kiełbasa albo, tak jak teraz, brak piwa w lodówce. A przecież po trzech latach
małżeristwa żona powinna wreszcie pojąć, że on pije wyłącznie zimne piwo Któregoś razu Magda nie wytrzymała:
Zostaw ja! -krzyknęła. Zostaw ją wreszcie w spokoju!
Zaskoczony ojczym opuścił wzniesioną do ciosu ręke. Jego mętne oczy spoglądały na nią ze zdumieniem.
- Czego chcesz? Tobie też mam pokazać, kto tu rządzi?!
Przestraszona własną odwagą Magda zrobiła krok do tyłu
Ojczym parsknął śmiechem.
- No i wszystko jasne. Nie wchodź mi więcej w drogę, bo nie ręczę inaczej nie ręczę za siebie-powiedział, omiatając pogardliwym
spojrzeniem cicho jęczącą matkę Magdy Nie wiedziała, kim w tym
momencie bardziej pogardzała
matką czy ojczymem . Ale jednego była pewna - nie pozwoli
się bić. Nigdy i nikomu
Tamtego dnia po raz pierwszy poszła wieczorem do lodziarni, żeby spotkać się z Jody. Z Jody, która niczego się
nie bała. Z Jody, która najpierw atakowała, a dopiero potem
pytała, o co chodzi Jody, która chodziła do szkoły w Senden
dopiero od dwóch miesięcy. Jody, która na tablicy w klasie
przyczepiła wściekle czerwona kartkę z napisem ,,Otrzyj łzy-wyszczerz kły!" į rysunkiem swojej twarzy z drapieżnid wystawionymi zębami
Kiedy pani Mohn, pokazując kartkę, zapytała: -Jody Treu,
możesz mi wyjaśnić, co to znaczy? - dziewczyna znudzonynm
wzrokiem spoglądała przez okno
- Wstań, kiedy mówię do ciebie!
Jody, udając zamyśloną, bawiła się swoją czarną skórza-
na bransoletką wysadzaną nitami, a jej twarz przypominała
w tej chwili nieruchomą maskę. Wyżelowane i zafarbowane
na czarno włosy przylegały ciasno do głowy Pani Mohn zrobiła głęboki wdech.
- Na przerwie zgłosisz się do dyrektora. W naszej szkole
takie zachowanie jest niedopuszczalne
Magda nie miała pojecia, co dyrektor powiedział Jody. W każdym razie przez następne dwa dni nie pojawiła się w szkole, a potem nauczyciele dali jej spokój. Być może zawarli
z nią coś w rodzaju paktu o nieagresji
Już dwa razy nie zdala i to był jej ostatni rok w szkole
Może więc zdecydowano, że najlepiej będzie nie zwracać na
nią uwagi?
Kiedy Magda podeszła do Jody i oparła sie o murek przy lo-
dziarni ,,Adriana", dziewczyna zmierzyła ja wzrokiem od stóp
do głów. Obok niej stały Cindy i Patty
Przez dłuższą chwilę żadna się nie odzywała, tylko Cindy
pośpieszyła z zapalniczką, kiedy Jody wyciągnęła papierosa. Magda znała ją ze eklepu mięsnego, gdzie Cindy pracowała
jako praktykantka. Jednak zanim pojawiła się Jody, rzadko
pokazywała się w mieście. Dopiero od pamiętnej wizyty Jody
w sklepie, Cindy nie odstępowała już jej na krok.
Magda słyszała o tym, co zdarzyło się w mięsnym. Kiedy
Jody weszła do sklepu, pani Bischof wyimowała akurat z torby
opakowanie z mielonym mięsem.
- Panie Klinke, przecież, to mogło nas zabić. Niech pan spojrzy- szkło! To niedopuszczalne. Purpurowa twarz rzeźnika jeszcze bardziej poczerwieniała
- To to niemożliwe!-wystękał.Cindy, stojąca obok lady, opuściła głowę i dalej przepuszczała mięso przez maszynkę
- A może ją pan o to zapyta! - Pani Bischof wycelowała
palec w dziewczynę, która przestraszona odwróciła się do
niej, strącając przy tym miskę. Krwawa zawartość naczynia
spadła na podłoge
-Sam pan widzi! Co za niezdara z tego dziecka! Niezdara
i w dodatku zagrożenie dla nas, klientów!
Pani Klinke próbowała ratować sytuację:
- Proszę dać jej spokój!
Ale było już za późno. Rzeźnik, szturchając dziewezynę
łokciem, ryknął:
- Pozbieraj to! - Niestety Cindy straciła równowage i wylądowała rękami i kolanami pośród rozrzuconych kawałków mięsa. Kiedy się podniosła, jej dłonie ociekały krwią. W tym
momencie do sklepu weszła kolejna klientka i krzyknęła z przerażenia. Tego było już za wiele, Klinke stracił panowanie i wymierzył Cindy policzek. Właśnie wtedy do akcji wkroczyła Jody. Przy swoim
wzroście 1,78 m bez trudu przechyliła się przez kontuar i chwyciwszy rzeznika za biały kołnierz kitla, przyciagneła do siebie
-Jeszcze raz, dziadku...- powiedziała, a jej głos choć cichy zabrzmiał groźnie -jeszcze raz dotkniesz tę małą, to osobiście przepuszczę twój łeb przez maszynkę do miesa! Twarz ledwie dyszącego Klinkego zmieniła kolor z purpurowego na fioletowy
Kumasz? - Jody mocniej zacisnęła ręce przy jego szyi. Gdy skinął głową, puściła go gwaltownie. Rzeźnik zatoczył się i byłby upadł, lecz w ostatniej chwili oparł się o regał.
- Jakiś problem?- Jody potoczyla wzrokiem po stojących w sklepie kobietach, które zastygły niczym słupy soli. Jak gdyby nie mogły uwierzyć własnym oczom
W stronę Cindy rzuciła
- Ale jazda! Wyglądasz odjazdowo. Widzimy się wieczorem!
Ostatnie zdanie zabrzmiało niemal jak rozkaz.
A potem jak gdyby nigdy nic zwróciła się do Klinkego:
- Poproszę wątróbkę cielęcą. To dla babci. Ma lekką anemię. Kładąc pieniądze na ladzie, powiedziała jeszcze niby do siebie:
Numer stary jak świat, szkło w jedzeniu i już zwracają
nam pieniążki. Jeszcze przez kilka dni popis Jody stanowił główny temat
rozmów w każdym domu. Cindy zaś nie odstępowała już swojej
wyzwolicielki ani na moment.
Cindy przyjechała z domu dziecka w Siegen, gdzie trafiła,
gdy jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Właściwie chciała zostać florystką, ale dyrektorka sierocińca machnęła tylko ręką:
- Ciesz się, że oprócz własnego kąta dostaniesz przyzwoite
wykształcenie. Czy wiesz, ilu młodych ludzi szuka porządnego
stażu? Więc nie kręć nosem! - dodała nieco łagodniejszym
tonem: - Musimy zamknąć dom dziecka. Wypowiedziano
nam dzierzawę budynku. Dlatego kazdemu z was staramy
się zapewnić dach nad głową
,,Ale nie w rzeźni!", w myślach zaprotestowała Cindy. Jednak po trzech latach pobytu w bidulu wiedziała, że jej protest
na nic się nie zda. A przecież za każdym razem, gdy miała
dyzur w kuchni, już sam widok surowego mięsa wywolywał
u niej mdłości.
- Przyzwyczaisz się - mówila jej pani Kegel, pracownica
opieki społecznej i jedyna osoba, której Cindy ufała. - Wierz
mi, do każdej pracy można przywyknąć!
Kiedy się żegnały, przytuliła ją niemal z czułością:
- Uważaj na siebie Cindy Meister. Być może teraz los znowu się do ciebie uśmiechnie! Wiedziała, że dziewczyna nie miała w bidulu łatwego życia. Jej cienkie włosy w kolorze Inu, jej blada twarzyczka z lekko zadartym noskiem, jej wątła sylwetka od pierwszego dnia
stały się powodem niekończących docinków i uszczypliwości
Po pewnym czasie zostawiono ja w spokoju, bo zdawała się na
nic nie reagować. Jak gdyby wraz z rodzicami umarła jakaś
część jej samej. Dopiero akcja Jody obudziła w niej życie na nowo. Nieoczekiwanie bowiem znalazł się ktoś, kto się o nią zatroszczył kto wziął ją w obronę.
- Nie potrzebuję mięczaków - powiedziała Jody zaraz
pierwszego wieczoru, mierząc wzrokiem wątłą figurę Cindy
- Ile właściwie masz lat?
- Szesnaście !
- Wyglądasz najwyżej na dwanaście - podsumowała Jody
klepnąwszy dziewczynę przyjacielsko po łopatce tak, że ta
omal się nie przewróciła.Potem nachyliła się ku niej i dmuchneła jej w twarz dymem z papierosa Cindy nawet nie mrugnęła, wciągając powietrze nosem
- Powiem to tylko raz: ja jestem bossem, a ty robisz
co ci każę. Czaisz?
Dziewczyna przytakneła.
Chcę to usłyszeć - powiedziała Jody, trzymająe głowę Cindy obiema rękami i wciskając jej w policzek ostre nity swojej bransoletki
- Tak - odparta Cindy - ty jesteś bossem!
- W porządku - uznała Jody i kiwnęla do Patty - Daj małej fajke! Patty zaczęła skręcać papierosa dla nowej podopiecznej
Jody. Od razu zorientowała się, że ta mała nie stanowi dla niej zagrożenia. Taki pokurcz nie mógł się z nią równać Poznały się z Jody podczas pokazowyeh treningów koszykówki.
- Chcecie z nami zagrać? - zagadnął je trener
Jody rzuciła mu drwiące spojrzenie
- To chyba ma być pokaz, prawda? Bujaj się i nie psuj nam widoku!- to mówiąc, wykrzywiła się i zmarszczyła nos, w którym tkwił kolczyk Patty parsknęła wtedy śmiechem
- Teraz pewnie myślisz, że dałaś mu popalić?
- Odpuść-powiedziała Jody.
- Chcialam po prostu w spokoju pogadać z Tobą. Patty spojrzała na nią pytająco. Do tej pory znała ją tylko opowiadań jej przyrodniczego brata Denisa
- Mamy w szkole nową - usłyszała kiedyś od niego. - Pasowałaby do ciebie! Patty natychmiast zastrzygła uszami. Za jedną eurówkę i kilka cieplejszych słów udało jej się właśnie nakłonić brata,by umył za nią naczynia. Ale to nie znaczyło jeszcze, że są przyjaciółmi. Zazwyczaj starali się nie wchodzić sobie w drogę, poza tym Dennis dobrze wiedział, że przy swojej starszej przyrodniej siostrze nawet fizycznie nie ma żadnych szans.
Patty znała bowiem mnóstwo podłych sztuczek i uciekała się do nich bez skrupułów, kiedy tylko jej się naraził.
- A dlaczego pasowałaby do mnie? zagadnęła
Chłopiec szukał odpowiednich słów, choć teraz żałował że w ogóle zaczął rozmowę. Wiedział, że przy Patty musi się liczyć z każdym słowem. Matka także już dawno machnęla
ręką na jej wychowanie. Zresztą po nocnych dyżurach w szpitalu i sprzątaniu w hotelu ,,Pod Różami" brakowało jej na to sił. W hotelu pracować miała właściwie Patty, ale po dwóch dniach rzuciła ścierką:
- Nie mam zamiaru sprzątać po innych. Od tamtej pory zamiast niej w hotelu sprzątała matka.
Potrzebowały przecież pieniędzy
Patty nigdy nie poznała swojego ojca. Zostawił matkę jeszcze przed jej narodzinami i już się nie pokazał. Nawet chciała go odszukać, jednak potem pomyślała: ,Po cholerę mi ojciec który nigdy się mną nie zainteresował' Z ojcem Dennisa matka żyła jakiś czas i właściwie było nie
najgorzej. Aż do momentu, gdy urodził się Dennis. Wówczas pan Walter Ziegel zaczął swoim tirem wyjeżdzać w coraz dłuższe trasy i pewnego razu po prostu nie wrócił. Dennis akurat wtedy poszedł do pierwszej klasy. Matka często plaka
ła i wciąż powtarzała, że teraz we trójkę muszą się trzymać razem. Przez kilka lat Patty z wielkim poświęceniem grała role starszej siostry, lecz w końcu straciła zapał. Ostatecznie to matka dała sobie zrobić dwójkę dzieci i pozwoliła odejść facetom. Czy teraz ona ma za to płacié? Niedoczekanie! Poza tym ta niedojda i maminsynek Dennis - im był większy, tym bardziej ją wkurzał. W dodatku matka zawsze brała jego stronę. Przecież jesteś starsza - powtarzała przy każdej sprzeczoe
Patty była od brata starsza o pięć lat, ale patrząc na niego, nie mogła uwierzyć, że smarkacz jest już jedenastolatkiem Ten pokurcz aż się prosił, żeby przy każdej okazji doprowadzać go do płaczu.
Gdybyś tylko znalazła jakąś prace! - wzdychała matka podczas rzadkich momentów, kiedy udało im się razem usiąść przy stole.
Taką nadzieją żyje oprócz mnie ponad pięć milionów ludzi - odpowiadała Patty. - No, ale nie kosztuje cię chyba
zbyt wiele? Do swojego śmiesznego kieszonkowego dorabiała przecież
różnymi drobnymi zajęciami.
- A czy nie mogłabyś w końcu znaleźć czegoś porządnego?- pytała matka.
Dziewczyna wzruszała ramionami:
- Pożyjemy, zobaczymy Matka wzdychała wówczas ciężko i zabierała się za porządki
- Gadaj w końcu! w głosie Patty słychać było groźbę
- No bo ona też niczego i nikogo się nie boi. Twarda sztuka! W swojej klasie już kilku chłopaków położyła na łopatki jednym ruchem
Siostra prychnęta tylko i poszła do swojego pokoju. Dennis odetchnął z ulgą. Tym razem uszło mu na sucho,
Następnego dnia Patty postanowiła pokręcić się w pobliżu szkoły i przyjrzeć się z bliska owej Jody. Wyglądała spoko, ale może to tylko na pokaz. Potem jednak dotarły do niej
opowieści o akcji w sklepie mięsnym i nie mogła powstrzymać uśmiechu.
W sobotę nie miała nic do roboty, więc wybrała, się do hali
sportowej, gdzie akurat miejscowe kluby werbowały nowych członków. Już przy wejściu spostrzegła Jody, która siedziała na jednej z trybun, przyglądając się meczowi siatkówki. Usiadła więc nieopodal w tym samym rzędzie. Kiedy trener się zmył, zapytała:
- Widziałam cię przed szkoła. Ty chyba też masz już dość!
- Czego?
- Szkoły! Patty uśmiechnęla się pod nosem i z kieszeni obcislych
czarnych dżinsów wyciągnęła gumę do żucia. Po chwili wahania spytała:
- Chcesz jedną? Jody bez słowa wyciągnęła jeden listek z opakowania
- Skończyłam już budę - powiedziała po chwili Patty.
- I co teraz?
Patty obserwowała dziewczyny na boisku, które nawzajem zagrzewały się do dalszej gry. Była wśród nich Karen. Przyjaźniły się kiedyś, do momentu sprawy z portmonetką
Durna lalka
- Nic - odpowiedziała. - Kompletnie nic. Zresztą kogo to
interesuje?
Patty popatrzyła na Jody. Przez moment ich spojrzenia skrzyżowały się niczym dwa ostrza. Pojedynek przerwała jednak piłka, która przeleciała tuż obok głowy Patty
Uważaj, co robisz, zdziro - krzyknęła do dziewczyny która przestraszona przybiegła po piłkę. Patty jeszcze przez chwilę odprowadzała ją wzrokiem
- A dlaczego cię to interesuje?
Jody wyciągnęła dłhugie nogi w skórzanych spodniach
i ziewnęła ,,Superowe ubranko", pomyślała Patty
- Wiesz, strasznie tu u was drętwo. Pomyślałam, że jeszcze z paroma innymi laskami moglybyśmy ostro namieszać w tym grajdole.
- Namieszać?
- Właśnie! A ty znasz tu pewnie każdy kąt. Długo tu mieszkasz?
-,Całą wieczność!
Jody przeciągnęła się
- No widzisz! Dlatego właśnie ciebie potrzebuje. - Podniosła się i znowu przeciągnęła, ziewając. - No to koniec pokazu. Wieczorami jestem w ,,Adrianie Patty też wstała. Były podobnego wzrostu. Mysie włosy dziewczyny pstrzyły rude pasemka, oczy miała podkreślone czarną kredką, a usta pociągnięte karminową pomadką
- No to spadam rzuciła Jody odwróciwszy się plecami, opuściła hale niespiesznym krokiem
Odtąd wieczorami spotykały się w ,Adrianie", zamawiając czasem cappuccino, ale częściej pijąc piwo przyniesione przez Jody z Lidla.
-Skąd się właściwie tu wzięłaś? - zapytała Patty po kilku wspolnych wieczorach. Dotychczas właściwie nie rozmawiały ze sobą. Jody, trzymając w ustach papierosa, uśmiechneła się
z przekąsem.
- Sprawy rodzinne
- Rodzinne?
- Przeprowadziłam się do swojej babci! O tym Patty wiedziała już wcześniej. Że pani Buster była
matką matki Jody. I o tym, że w ubiegłym roku na skutek upadku złamała kość biodrową. Od tego czasu starsza pani miała problemy z poruszaniem i była zdana na pomoc innych. Pielęgniarka z opieki społecznej w Senden mogła do niej przychodzić dwa razy na dzień, lecz zaledwie na pół godziny.
- Naprawde nie jestem w stanie zajmować się codziennie
jeszcze moją matką - powiedziała matka Jody do pracownicy opieki społecznej.
- Mam w domu trójkę małych dzieci i córkę z pierwszego małżeństwa. Brakuje mi nawet czasu dla siebie!
- W takim razie możemy pani mamę wpisać na listę któregoś z domów opieki. Ale na wolne miejsce czeka się długo.
- A co zrobić do tego czasu?
- Może mógłby się nią zaopiekować ktoś z kościoła? Tak więc przez kilka tygodni panią Buster opiekowały się
różne panie z parafii. Sielanka nie trwała zbyt długo ponieważ starsza pani nie życzyła sobie, żeby czytać jej fragmenty z Biblii i w ogóle nie chciała wspótpracować. Dokładnie w ten sposób wyraziła się pracownica opieki społecznej:
- Pani matka nie chce współpracować i niezbyt ceni pomoc naszych wolontariuszek
Matka Jody prychnęła.
- Moja matka mówi to, co myśli. A do kościoła nigdy nie miała nabożeństwa. W dodatku, jak mi powiedziała, żadna z pani pobożniś nie tknęła nawet ścierki do kurzu
- Droga pani, proszę wybaczyć. Te, jak je pani określiła, "pobożnisie" to niezwykle ofiarne wolontariuszki z naszej parafii!
- No tak, oczywiście!
Rozmowa z pracownicą opieki społecznej zbiegła się w czasie z wyrzuceniem Jody już z drugiej szkoły. Powodem było ciężkie pobicie jednej z koleżanek, która rzekomo nazwala ją babochłopem i sfrustrowaną lesbą. Naturalnie Renée nie powiedziała jej tego twarzą w twarz i Jody ustyszała o tym
właściwie od kogoś innego. Mimo to tamta nie miała żadnej możliwości wyjaśnienia czegokolwiek, bo Jody o nic już nie pytając, wyładowała na niej całą nagromadzoną w sobie wściekłość i rozczarowanie. Odkąd bowiem matka wyszła za Petera Behrenda, z każdym dniem, pod wpływem niezliczonych drobnych upokorzeń, krzywd i nieczułości z jego strony, narastał w dziewczynie
gniew. Z początku ojczym wydawał się całkiem w porządku, ale
nie minęło dużo czasu i Jody popadła w niełaskę. Na domiar złego podkochiwała się troche w tym fircyku. Szybko jednak przejrzała na oczy, podobnie jak jej matka. Tyle że ona nadal trzymała jego stronę. Tymczasem ten z początku szarmancki i uwielbiany przez nie typek uznał, że oto wszedł w posiadanie dwóch służących, gotowych skakać wokół niego na każde jego skinienie. Lecz prawdziwe piekło rozpętało się po tym, jak
nieoczekiwanie w ciągu roku od narodzin pierwszego dziecka
na świat przyszły bliźniaki.
- Nie słyszeliście o antykoncepcji? - zapytała zniesmaczona Jody, kiedy matka oznajmiła jej o kolejnej ciąży. Wtedy po raz pierwszy dostała w twarz od ojczyma. Była tak zaskoczona, że nawet nie pomyślała o obronie.
- Stul swoją niewyparzona gębę! Zdaje się, że zaczniemy gadać a tobą innym tonem! Ten inny ton polegał na coraz częstszych policzkach ojczyma przy jednoczesnym odwracaniu wzroku przez matkę, dla której przez pierwsze lata po rozstaniu z ojcem
była przecież całym światem.
- Bez ciebie nie dałabym sobie rady po rozwodzie - powtarzała jej wtedy często. - Jesteś tym najlepszym, co spotkało mnie z jego strony! -Po takich słowach Jody czuła się cudownie, wiedziała, że jest kimś ważnym. Kontakty z ojcem stały sie
z czasem sporadyczne, ponieważ z nową partnerką przeniósł się do innego miasta i miał w nosie ustalone terminy odwiedzin. Kilka razy dziewczynka czekała na niego ze spakowaną torbą, ale się nie pojawił. Jego póżniejsze usprawiedliwienia
brzmiały żałośnie: ,,Samochód mi się zepsuł", Miałem niezapowiedzianą wizytę", ,,Bettinę rozbolał brzuch
Ani razu nie zadał sobie trudu, żeby wymyślić jakąś w miarę wiarygodną historyjkę, nie przyszło mu też nigdy do głowy by skorzystać z komórki.
Jody przestała więc czekać na spotkania z ojcem. Zadzwoniła do niego, kiedy ojczym zaczął coraz częściej podnosié na nią rekę. W telefonie odezwała się poczta głosowa. Ojciec nie oddzwonił. Od tamtej pory przestał dla niej istnieć
W tym samym czasie zaczęła się ubierać na czarno i nosić skórzane obroże i bransoletki wysadzane ćwiekami. Matka nie powiedziała ani słowa na ten temat, a złośliwy komentarz Petera o ”metalowe 0d siedmiu boleści" z rozmysłem zignorowała. W szkole nauczyła się z kolei atakować każdego, komu
nie spodobał się jej wygląd. Co wieczór ćwiczyła z hantlami
i robiła pompki, dzięki czemu jej ramiona muskularne, a ruchy gibkie i kontrolowane stały się bardziej
Kiedy urodzily się bliźniaki, musiała po szkole zajmować się Carlem. Któregoś razu malec wymknął się jej i spadł ze schodów. Na szczęście poza zdartymi kolanami nic mu się nie stało ale Peter zlał wtedy Jody po raz pierwszy skórzanym pasem.
Przez dwa dni nie chodziła do szkoły, a kiedy do niej stało, wróciła, podczas przerwy popchnęla dziesięciolatka z całej siły tylko dlatego, że nie zszedł jej w porę z drogi. Chłopiec rozbił sobie nos. Matka Jody dostała potem pismo ze szkoły żeby stawić się na rozmowę.
- Jeżeli nie ukróci pani agresji córki, zostanie wydalona ze szkoły. Matka Jody milczała.
- Czy Jody jest w domu bita? - dyrektorowi Hansenowi postawienie tego pytania siedzącej naprzeciw wymizerowanej i bladej kobiecie przyszło z trudem. W dodatku jej mąż podczas zebrań rodziców też sprawiał
wrażenie porządnego, przyzwoitego człowieka
- Nie, nie! Oczywiście, że nie!-Twarz pani Behrend zalał gwałtowny rumieniec.
- Cóż, niektóre dzieci po prostu sprawiają większe kłopoty - dyrektor prędko zmienił temat. - Prosze nie robić sobie wyrzutów. Kiedy młody człowiek dojrzeje, wszystko znowu
wraca do normy. Jednak w przypadku Jody nie był o tym przekonany, tym
bardziej że w niedługim czasie doszło do awantury z Renée Classen. Według zgodnych zeznań jej przyjaciółek Renée nie zrobiła ani nie powiedziała nic, co mogło sprowokować Jody
Po prostu stała, patrząc na nią. Tymczasem dziewczyna po-
deszła do niej i zaczęła ją okładać pięściami
- I co teraz? - zapytała potem Jody matka. Całe szczęście, że męża nie było w domu. - Co mam z tobą zrobić? Nie pomagasz mi przy dzieciach, Petera doprowadzasz do szewskiej
asji. Nawet nie chcę myśleć o tym, co powie, kiedy się dowie że wyrzucili cię ze szkoły.
-Tym razem mu oddam odpowiedziała dziewczyna
-Jeśli jeszcze raz mnie tknie, będzie leżał w szpitalu razem z Renée.
-Jody, to przecież twój ojczym!
- Zwykły pętak, nie ojczym! W ciągu
jednego roku zrobił Ci trójkę bachorze a teraz przystawia się do każdej z klientek, które czesze w swoim boskim salonie. Możesz mu śmiało powiedzieć! Ale jeśli tylko podniesie na mnie rękę, to zobaczymy, kto mocniej oberwie!
Matka spoglądała na Jody z przerażeniem. Czy to naprawdę jej mała córeczka, która byla dla niej tak wielkim wsparciem po rozwodzie
Co sie stało z tą dziewczyną? Czy to na pewno tylko okres dojrzewania? Przypomniała sobie, jak sama kiedyś nie mogła się dogadać ze swoją matką. Nigdy nie mogła jej dogodzić, lecz nigdy nie odważylaby się rozmawiać z nią w ten sposób
l wtedy przyszedł jej do głowy pewien pomysł
-Mogłabyś przeprowadzić się do Senden. W ten sposóbupiekłoby się dwie pieczenie na jednym ogniu. Ty pomogłabyś trochę babci w domu, a w zamian mogłabyś u niej zamieszkać. W Senden jest podobno też dobra szkoła.,,Chce się mnie pozbyć" pomyślała Jody. Już jej się sprzykrzyłam. A babka też potrafi być przykra". Nigdy nie umiała znaleźć wspólnego języka z tą wiecznie niezadowolona starą kobietą
W odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami:
- Wszystko jedno. W koncu nie możesz mnie wyrzucić na ulicę, a z babką dogadam się pewnie lepiej niż z tym twoim damskim bokserem
- On nie jest damskim bokserem!
Jody zerwała się na równe nogi, kopiąc przy tym stół tak że zadzwoniły stojące na nim filiżanki.
- Wiesz co, bujaj się! Nie jesteś wcale lepsza od niego!Mam już tego dość!
I w ten sposób Jody trafiła do swojej babci w Senden. Babcia Berta spoglądała z oburzeniem
- Mam ją przygarnąć? A możesz mi wyjaśnić dlaczego?
-Miała klopoty w szkole. A tu podobno też jest dobra szkoła. Berta Baster rzuciła córce złośliwe spojrzenie.
- A co na to twój żigolak? Nie będzie tesknił za darmową niańką?
Matka Jody pokręciła głowa.
-Oni nie dogadują się ze sobą najlepiej. Diatago pomyśleliśmy, że Jody moglaby cie wyreczyć w tym
czy tamtym.
- Nie potrzebuję żadnej pomocy!
- Ja się nie narzucam - wtrąciła Jody przeciągając się na
fotelu przykrytym pokrowcem. - Nie chcę, żebyś myslała że
mam ochotę zgrywać piastunkę. A potem dodała z uśmiechem: - Wydaje mi się, że obie nie mamy innego wyjścia.
Chyba że wolisz wynieść się z własnego mieszkania do domu i trafić do domu starców? Starsza pani zamarła. Jakim cudem ta wyrodna dziewucha tak dobrze odgadła jej lęki? I jak śmiała powiedzieć jej to
prosto w twarz?!
- Ależ Jody- matka spróbowała załagodzić sytuacje -przecież nie dopuścilibyśmy do tego
-Czyżby? To dlaczego tak ci zależy, żebym się do niej przeniosła? Chcesz się mnie pozbyć, a przy okazji masz nadzieje że zaoszczędzisz na opiekunkach.
Przez kilka chwil panowała całkowita cisza. Długo niewietrzony pokój potęgował jeszcze w Jody niechęć do obu kobiet. Podeszła więc do okna i otworzyła je. Natychmiast zamknij okno! Jeszcze się przeziębię!-zaczęła zrzędzić staruszka.Jody zaczerpnęła głęboko powietrza.Ucisk w jej piersi
nieco ustapił. Rzuciła do matki przez ramie:
-Zapisz mnie do tej szkoły i nie zapominaj o tym, co ci powiedziałam: jeżeli on jeszcze raz mnie tknie, trafi do szpitala na intensywną terapię!
Kątem oka dostrzegła wtedy zdumioną mine babci.
-A więc coś jednak nas lączy: wielka sympatia do mamusinego mistrza od trwałej ondulacji. Przez pierwszy tydzień pomiędzy babcią a wnuczką trwał otwarty konflikt. Kiedy starsza pani wolala dziewcyne rano,
by pomogła jej wstać, potem zaś narzekała, że ta nie spieszy się
zbytnio z przyjściem, Jody posyłała jej szyderczy uśmiech
-Jeszcze słowo, a zobaczysz, kto ci pomoże jutro rano
-Wypraszam sobie, ty rozwydrzony bachorze! W tym momencie Jody puściła ją gwałtownie i tylko dzięki
balkonikowi babcia nie upadła.
-Ty, ty ...- Na czole kobiety pojawiły się kropelki potu. Stanie sprawiało jej wielki ból, bezradność doprowadzała do szału. Miała ochotę dać Jody w twarz. - Zejdź mi z drogi!
- Z przyjemnością - powiedziała Jody i wychodząc, strąciła ze stołu śniadanie, które przyniosła wcześniej dla siebie i babci. Leżące na podłodze naczynia zastała pani Hennings z opieki społecznej, która zajrzała tu koło południa, żeby sprawdzié
czy wszystko w porządku
- Co się tu stało?
- Nic-mruknęła starsza pani. -wnuczka przygotowała mi śniadanie, a ja, niezdara, strąciłam je.
-A więc dobrze wam się razem układa? Staruszka nie odpowiedziała. Mogła oczywiście poskarzyć się na tę rozwydrzoną dziewuchę, ale co by to dało?
- Tak, oczywiście. Ja dogadam się z każdym, kto choćby w połowie zachowuje się normalnie! Tyle że Jody od samego początku nie zachowywała się normalnie. Przynajmniej nie w oczach swojej babki. Z córką w okresie dojrzewania też nie miała lekko, lecz dzięki twardej ręce wyprowadziła ją w koncu na ludzi. Tymczasem kiedy wczoraj chciała pomówić z Jody, ta założyła na uszy
słuchawki i włączyła muzykę tak głośno, że docierała nawet
do niej. Z wściekłości zaczęła więc wymachiwać przed twarzą
wnuczki laską, która pomagała jej podnieść się z łóżka.vJody wyrwała jej laskę z rąk i rzuciła na tapczan. A potem nie ściszywszy ani trochę muzyki, rzuciła w stronę staruszki
- Nie wkurzaj mnie! Mieszkam tu, w porządku. Robie ci zakupy, też w porządku. Ale poza tym lepiej, jeśli będziesz siedzieć cicho. Nie mam zamiaru skakać na każde twoje zawołanie
- No to jui szczyt wszystkiego! Jak ty ze mną rozmawiasz?!
Ale Jody nie uslyszała ani jednego słowa, widziała tylko, że babcia porusza ustami.
- Coś mówilas?- krzyknęła. - Nic nie słyszę!
- To zdejmij z uszu te zatyczki!- Berta Buster oddychała z trudem.
- Nie mam zamiaru słuchać twoich gadek. Zrozum to wreszcie!
Kobieta z wykrzywioną bólem twarzą chwyciła się za serce. Wnuczka parskneła śmiechem.
- Takie sztuczki nie robią na mnie wrażenia Przecież połamałaś sobie biodro. O zawale nikt nie wspominał. Choć kto wie, jeśli dalej będziesz się burzyć z byle powodu, to na prawdę dostaniesz kołatania serca.
Zdjęła z uszu słuchawki i nachyliła sie nad babcią:
- Zapamiętaj wreszcie, że nie mam zamiaru płaszczyć się przed tobą. I ciesz się, że nie podnoszę ręki ani na małe dzieci, ani na staruszki. A teraz, jeśli nie chcesz mieć problemów
z pikawką, to zostaw mnie w końcu w spokoju!
"Cóż to za okropne dziecko", pomyślała Berta Buster. I w dodatku jej rodzona wnuczka! W oczach Jody dojrzała jednak coś, co kazało jej mieć się na baczności. Czy istniało
coś w rodzaju lodowatego ognia? Z oczu szesnastolatki bił bowiem lodowaty chłód, a jednocześnie wydawało się, że płonie w nich rozżarzona do czerwoności nienawiść.Podczas gdy Berta Buster snuła dalej niewesołe rozważania
na temat swojej wnuczki, Jody zastanawiała się, jak ocenić
Magdę. Kiedy przyszła do nich po raz pierwszy, nie odważyła się
odezwać ani słowem. W przeciwieństwie do Patty ta dziewczyna była jak biała niezapisana kartka. Duże niebieskie oczy, jasne lekko kręcone włosy nadawaly jej wygląd typowej grzecznej uczennicy. Ale przyjrzawszy się bliżej, w kącikach jej ust można było dostrzec nerwowe, niespokojne drganie Jody również go zauważyła, a w oczach dziewczyny odkryla też dobrze znaną bezradność. Tyle że Magda nie wiedziala jeszcze, jak przekształcić ją w siłę. Tymczasem Jody nie była już ani słaba, ani bezradna i atakowała, zanim ktoś inny zaatakował ją. Magda przyszła, bo potrzebowała tej siły, bo nie odnajdowała jej w sobie, jednak w przeciwieństwie do Cindy jej serce przepełniały wściekłość i nienawiść. ,Tak, wściekłość i nienawiść to dobry początek", myślała Jody. Wiedziała, że tego, kto się nimi kierował, można urobić niczym ciasto na bułki. A taka niewinna buźka była warta każdej ceny
- O co chodzi? - zapytała Magde. Magda milczała speszona. Jak przedstawić się komuś kto nikogo i niczego się nie boi?
- Słyszałam, że spotykacie się tutaj
- No i co?
- Chciałaby przyłączyć się do was.
- Po co?
Magda wzruszyła ramionami.
- No nie wiem. Po prostu. Żeby być z kimś, kto nie pęka, kto nie daje się ustawiać - jej głos cichł z każdym kolejnym słowem. Miała wrażenie, że robi z siebie kretynkę. Po co Jody
ktoś taki jak ona? Ale z drugiej strony byla przeciez Cindy. Do czego tamta była potrzebna?
- Po prostu mam już wszystkiego potąd - powiedziała w końcu, zrobiwszy poziomy ruch ręką ponad nosem. - Naprawdę, mam już dość!Patty i Cindy w milczeniu spoglądały to na Jody, to na Magde
- Więc wszystko jasne - odezwała się po chwili Jody
-Witaj w klubie!
Berta Buster nie odzywała się przez kilka kolejnych dni. Weiąż
zastanawiała się nad swoją obecną sytuacją. Wnuczka reprezentowała najwyraźniej młodzież, o której styszała dotąd tylko w telewizji. -Ciesz się, że nie podnoszę ręki na staruszki" - czy to dziecko naprawde tak do niej powiedziało. Najwyrazniej zabrakło jej kiedyś twardej ręki. Ale cóż, to, że własna córka nie potrafi dobrze wychować żadnego dziecka, było dla niej jasne od dawna. Mogła oczywiście wyrzucić dziewuchę za próg. Niech zobaczą, jak ją urządzili. Zresztą dla Jody byłoby najlepiej, gdyby umieszczono ją w koncu w poprawczaku czy jakimś innym
zakładzie wychowawczym. Jednak wnuczka miała też rację: Berta za żadne skarby nie chciała trafić do domu starców. Potrzebowała jej przynajmniej do momentu, kiedy znów będzie mogła pewnie stanąć na
dwóch nogach. Ale co, jeśli potem znów coś się przydarzy? Odkąd przeszła operacje biodra, po raz pierwszy w życiu była zdana na innych. Do tej pory nie przeszkadzało jej specjalnie, że po śmierci męża krag znajomych i przyjaciół zaczął stopniowo rzednieć, aż w końcu została przy niej tylko jedna
przyjaciółka. Z Else, z którą znały się jeszcze z czasów szkoły i która także zdążyła już owdowieć, spędzała każdy weekend. Tylko kto by pomyślał, że ta nieśmiała i niepozorna kobieta znajdzie jeszcze na starość kolejnego meża! Którejś niedzieli Elke potknęła się i upadła przed kościołem, a pewien miły starszy pan pomógł jej się podnieść i służąc ramieniem, odprowadził do domu, gdzie jeszcze
zaparzył kawę i od słowa do słowa opowiedział o sobie. A na troskliwym
koniec poprosił oczywiście o ponowne spotkanie. Kiedy Berta usłyszała o tym od przyjaciółki, powiedziała
- Jeśli chcesz się oémieszać, to rób, co uważasz. Nie chcę tylko mieć już z tobą nic wspólnegol
Elke podniosła się powoli
-Mówisz poważnie?
Berta z satysfakcją dostrzegła, że jej przyjaciółka zbladła.
-Przecież znasz mnie dobrze, moja droga. Zawsze mówię
to, co myśle!
Nigdy więcej nie zobaczyła się już z Elke. Pół roku później dostala od niej kartkę z informacją o przeprowadzce. "Od 1 maja Elke Reis i Fred Fink mieszkająw Drolshagen, przy Betunienstrasse 8". Pod spodem Elke dopisała jeszcze odręcznie : ,,Zapraszamy serdecznie. Zawsze będziesz u nas mile widziana"
Podarła kartkę z wściekłością. Co za nielojalnosć! Tak właśnie postrzegała zachowanie Elke. Po tylu latach jej jedyna przyjaciółka porzuciła ją i zdradziła z powodu jakiegoś tam mężczyzny
"Teraz tak przydałaby się jej pomoc...", myślała Berta, czując jak narasta w niej fala żalu nad sobą samą. W dodatku własna córka obarczyła ją swoim problemem. Niby proste rozwiazanie-wnuczka, która jest już dostatecznie duża, zajmie się niepełnosprawną babcią. A babcia, która, jak wszystkim wiadomo, nie da sobie w kaszę dmuchać, utemperuje nieco charakterną wnuczkę ,Nie dam sobie rady z tą dziewczyną", skonstatowała trzeźwo starsza pani. Z zimnych oczu jej wnuczki ziała
nienawiść, nienawiść do babki, do matki, która się od niej odwróciła, nienawiść do każdego, kto stanąłby jej na drodze. Ale jak powiedziała Jody: "Nie mamy innego wyjścia!" Ze złością przetarła piekące oczy. Mogła jedynie trwać przy nadziei, że kiedyś wróci do dawnej sprawności. Tymczasem
nikt nie usłyszy od niej słowa skargi, nie będzie się przecież ośmieszać przed sąsiadami. Babcia, która nie potrafi sobie poradzić z wnuczką
Jedyną możliwością przetrwania było pójście po linii najmniejszego oporu.
Musiały więc zawrzeć rozejm. Nie mogła przy tym zaapelować do współczucia ze strony Jody, bo jak już zauważyła wnuczka nie zamierzała litować się nad nią. Jak w takim razie
dać do zrozumienia, że nie będzie jej już wchodzić w droge. Nie miała przecież zamiaru padać przed dziewczyną na kolana, czuła też, że w ten sposób wzbudziłaby tylko jej pogarde. Tak jak sama pogardzała często swoją przyjaciółka, gdy tamta nie akceptowała jej humorów. Niestety Elke nie dawała się porównać z Jody, która była ulepiona z całkiem innej gliny przed nikim nie zamierzała zginać karku. ,"Zupełnie jak ja" - pomyślała Berta. Tylko, że ona nigdy nie pozwoliłaby sobie na taką bezczelność wobec babki czy matki. Dawniej było całkiem inaczej. Dziewucha dostałaby po prostu w skórę. Tym, co budziło w niej strach, była nienawiść. Nienawiść, którą dostrzegła w oczach wnuczki. Podniosła się z trudem i oparta na balkoniku pokuśtykała do kuchni. ,,Do serca trafi się najprędzej przez żołądek", pomyślała. Tylko czy ta maksyma dotyczyła też Jody?
Z wielkim wysiłkiem, jaki sprawiało jej każde schylenie wyciągnęła z kredensu i lodówki wszystkie składniki potrzebne do przygotowania ciasta cynamonowego. Musiała przy tym niekiedy głęboko westchnąć. Nawet mikser zdawał się teraz ważyć dwa razy tyle co kiedyś. Ale nie ma róży bez kolców. Gdy Jody wróciła około drugiej, w całym domu pachniało jak w piekarni u Lamersów. Na stole w pokoju leżało jeszcze
ciepłe ciasto cynamonowe, a babcia siedziała obok w swoim fotelu. Obie popatrzyły na siebie. ,.Moje ulubione ciasto... - pomyślała Jody. - Stara upiekła moje ulubione ciasto?
,Jak mucha do miodu - myślała w tym samym czasie babcia.
- Ja ci nic nie zrobię, więc i ty daj mi spokój. Nie mamy innego wyjścia"
- Będziesz teraz piec bułeczki? - zapytała zaczepnie Jody
- Nie, po prostu przypomniałam sobie, że kiedyś bardzo lubiłaś ciasto cynamonowe.
- Kiedyś byłam dzieckiem!
- Wiem, wiem, teraz już nim nie jesteś. Postaram się o tym pamiętać. - Po chwili dodała: - Potrzebuję cię.
Wypowiedzenie tego zdania kosztowało ją niemało wysiłku
Ale tak musiało być. Nie padać na kolana, tylko jasno określić
ich obecny układ.
- Nie ma sensu dłużej tracić energii na tę wojnę między nami.
,,Spuściła z tonu - pomyślała Jody.- W końcu dobrze wie że na dłuższą metę źle by na tym wyszła. Jednak lepiej nie mieć w niej wroga. Kto wie, do czego kiedyś może się przydać". Dzięki niej Jody miała dach nad głową i pozbyła się starych problemów. To już było coś
Usiadła więc na fotelu obok i uśmiechnęła się do babki.
- Na ciasto cynamonowe nie jestem chyba jeszcze za duża.
CZYTASZ
Mam dość !
Teen FictionCzy dla nastolatek przynależność do gangu może być sposobem na uporanie się z własnymi problemami? Co się wydarzy, gdy Hieny zostaną zmuszone do konfrontacji z Wilkami? Kto naprawdę wygra, a kto przegra? Czy wszystkie chwyty są dozwolone? Historia t...