ROZDZIAŁ 2

76 5 0
                                    


ROZDZIAŁ

II

Teresa


26.12.2016r. (poniedziałek)

Droga do Los Angeles

Roxane


Otwieram oczy i widzę, ze jest ciemno. Moja głowa leży na kolanach starszej kobiety, a autobus podrzuca nas na wybojach. Starsza pani nuci coś pod nosem. Niepewnie się podnoszę. Miałam nadzieje, że to wszystko sen.

-Przespałaś cały dzień. - mówi staruszka. - Miałaś gorączkę i coś majaczyłaś, ale po lekach trochę ci przeszło, słońce. - uśmiecha się.

-Dziękuję. - mówię niepewnie gładząc włosy.

-Po co jedziesz do Los Angeles? - pyta. - Do rodziny?

-Nie. Chcę odnaleźć siebie. - przyznaję. Dawną siebie, która nie przejmowała się niczym, skakała po drzewach, była cholernie niebezpieczna i kochała żyć. Dodaje w duchu. Ale tej Rox już nie ma. Ona umierała razem z bratem na polu bitwy. Ona umierała, gdy musiała trzymać się z dala od swojego mate. Ona umierała, gdy działo się to wszystko. Ale o tym nie wiedziała. Chociaż cierpiał to nie miała pojęcia. A teraz... Teraz jej już nie ma. Ona umarła, gdy okazało się, że dla niej, życie również nie będzie wyrozumiała. Ufałam ślepemu trafowi i przegrałam. Wzdycham karcąc siebie w myślach. Jak mogłam sądzić, że zasługuję na szczęście? Już nigdy nie będę Roxane, która cieszyła się każdym dniem, bo ona umarła. A ja jestem jej duchem, cieniem, skazanym na wieczną tułaczkę. I pragnę jedynie umrzeć, tylko że nie liczy się już czego pragnę. Moje maleństwo mnie potrzebuję i będę żyć. Dla niego.

-U kogo się zatrzymasz? - dopytuje po chwili kobieta. Wzruszam ramionami.

-Jeszcze nie wiem. Coś sobie znajdę. - przyznaje pewnie. Mam pełno pieniędzy od ciotki. A na dodatek mogę iść do pracy. I pójdę.

-Jesteś w ciąży, prawda? - ciągnie niepewnie kobieta. Przez chwilę myślę, czy nie skłamać, ale w zasadzie nie mam takiego powodu.

-Tak. - przyznaje, a łzy nieświadomie pojawiają się w moich oczach. Z Chrisem. Myślę. Przynajmniej zawsze będę miała cząstkę jego przy sobie. Kobieta kładzie rękę na moim ramieniu.

-Zamieszkasz ze mną. - mówi pewnie. - Nie mogę zostawić cię z tym samej. - mówi, jakby to wszystko było jej winą. Jakby była za to odpowiedzialna.- Z resztą, przydałby mi się ktoś do rozmowy. - duka przekonująco.

-Nie mogę. - odpowiadam szybko.

-Ależ możesz. Nie ma gadania. - posyła mi cudowny, starczy uśmiech.

-Dziękuje... - zawieszam się.

-Teresa. - przedstawia się. - Jestem Teresa. - odpowiada, a ja dopiero teraz zauważam jej delikatny, meksykański akcent, który wkrada się w idealną amerykańską mowę.

-Roxane. - mówię. - Rox. - poprawiam sama siebie.


Portland

Christopher


Jo siedziała ze mną wiele godzin w milczeniu mnie obserwując. Dziwna z niej dziewczyna. Jednak nie przejmowałem się nią już. Myślałem o Rox. Kocham ją, ale zdałem sobie sprawę z tego, że nic o niej nie wiem. Kompletnie nic. Byliśmy razem 3 miesiące, a ja nawet nie znam nikogo, do kogo mogłaby się udać. Jest tylko jej ciotka. Jednak ona wczoraj przyjechała. Jest równie zmartwiona. Siedzę w salonie. Zamykam oczy i widzę jej twarz. Czuję jak bolą mnie mięśnie i skręca się żołądek. Pęka mi głowa. Rox jest roześmiana. Biegnie po lesie. Nagle zatrzymuje się. Jej mian rzednie, a z jej oczu lecą łzy. Jak mogłeś. Krzyczy. Próbuję coś powiedzieć, ale nie daję rady. Muszę ją spytać. Widzę jak odchodzi. Nie może odejść.

-Co ja takiego zrobiłem? - pytam i dopiero zdaje sobie sprawę, że majaczę.

-Co ci jest? - pyta przerażona Scar, ale mnie ogarnia ciemność. W tle wciąż słyszę niewyraźny głos Scar i czuje drżenie ciała, ale nie obchodzi mnie to. Liczy się jedynie sen, bo w tym śnie jest ona.



̶N̶I̶E̶BEZPIECZNA: Czego tak naprawdę potrzebujesz? [część 2] ///ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz