Rozdział 1 Uciekasz ode mnie do innego miasta.

19K 621 728
                                    


Jak wiele można znieść, zanim człowiek całkowicie skapituluje? Ile bólu potrzeba, by pękła ta ostatnia „deska ratunku", na której dryfuje, nim wpadnie pod taflę wody i zatonie?

Pomimo wielu prób, Chase Walker nie dał rady mnie złamać.

Ten dzień miał być tego dowodem. Brakowało godziny do mojej wyprowadzki z szarego Richmond do Baltimore. Można by powiedzieć, że praktycznie uciekam z tego miasta. Porzucam wszystkie problemy, które raniły mnie każdego dnia. W college'u mam być wolna od rodziców, starszego brata oraz byłego chłopaka. Po prostu od wszystkiego, co czyniło mnie nieszczęśliwą.

Wrzucam do koszyka butelkę miętowego szamponu i obracam się by poszukać wzrokiem Bradley'a, który dopiero co kręcił się tuż za mną. Wiedziałam, że wyjazd z nim na ostatnie zakupy to będzie naprawdę słaby pomysł. Nie minęła chwila, a już mnie zostawił. Nerwowo zaciskam palce na rączce koszyka, zastanawiając się, czy poczekać tutaj, czy ruszyć na poszukiwania.

Niepewnie idę przed siebie, gdy nagle tuż przede mną zjawia się Chase. Zamieram. Potargane blond włosy opadają mu na czoło, zakrywając piwne tęczówki. Automatycznie zaczynam się cofać. Od naszego zerwania minęły dwa tygodnie, a mimo to nie dawał mi spokoju. Wydzwaniał kilka razy dziennie prosząc o spotkanie, którego nie mogłam mu obiecać. Nie chciałam nigdy więcej otwierać tego rozdziału.

– Raven – rzuca chłodno, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Drobne kroki, które stawiam pozwalając mi zachować dystans, który chłopak bardzo szybko postanawia zniwelować. Chwilę później stoi już tuż przy mnie. – Nie tak szybko.

Zaciskam zęby i rozglądam się za bratem. Wiem, że i tak mnie nie uratuje. Chase to jego najlepszy przyjaciel. Nigdy nie obchodziło go, że był to również mój największy koszmar, którego nie mogłam sama się pozbyć. Jasnowłosy demon w oczach moich bliskich był prawdziwym aniołem i szansą na dobrą przyszłość, którą początkowo obiecywał.

Obracam się na pięcie by ruszyć do ucieczki, jednak ten szybko chwyta za moje ramię.

– Gdzie ci tak prędko? – rzuca głosem pełnym kpiny. – Wiem, że uciekasz ode mnie do innego miasta.

– Dobrze wiesz, że idę do collage'u. Taka kolej rzeczy – chrypię, czując się coraz bardziej przytłoczona jego osobą.

Jest zlepkiem wszystkiego, czego w ludziach nienawidziłam. Bezczelność, agresja, egoizm i dwulicowość.

– Nie powinnaś mnie zostawiać, Nixon. Możesz się uczyć w Richmond, tak jak ja – mruczy po chwili namysłu i podnosi dłoń prosto na moją twarz. Szorstkie palce ocierają się o lewy policzek z niespotykaną u niego delikatnością.

Jednak wystarczyło spojrzeć w jego oczy, żeby zrozumieć, że to tylko kolejna gra. Owiana obłudą postawa, która ma zamydlić mi oczy i wpędzić w poczucie winy.

– Nie poradzisz sobie beze mnie – dopowiada, a palec wskazujący przekierowuje z policzka na moją dolną wargę. Cała się spinam. Nienawidzę jego dotyku równie mocno, jak całej jego osoby.

Robię stanowczy krok w tył, tym samym zrzucając z siebie jego dłoń. Mierzy mnie wzrokiem, a następnie kręci głową. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie znosi odrzucenia. Jest uparty, więc od razu przysuwa się bliżej. Chcę uciec, jednak wpadam plecami na sklepową półkę. Zamykam powieki i w myślach staram się przywołać brata. W końcu przy nim Chase nie będzie tak namolny.

Moje błagania zostają o dziwo wysłuchane. Za plecami chłopaka pojawia się Bradley. Wypuszczam z płuc głęboki oddech, bo w pewnym sensie mnie uratował. Szybkim ruchem odsuwam się od półek i staję tuż obok brata.

– Ciebie się tu nie spodziewałem – śmieje się szatyn, a następnie wystawia dłoń by zbić z przyjacielem piątkę. Aż przechodzi przeze mnie nieprzyjemny dreszcz. – Zaraz wysyłamy młodą do Baltimore.

– Wiem – cedzi niezadowolony.

Przesuwam się bliżej brata, by częściowo schować się za jego barkiem. Nie spodziewałam się, że spotkamy tutaj tego psychopatę.

– Idziemy? – pyta mnie po chwili Bradley. Od razu skinam głową i mijam blondyna, ponownie zostawiając go w przeszłości, do której nigdy więcej nie mam zamiaru wracać.

Uspokajam oddech dopiero, kiedy wykładam zakupy na taśmę. Bard sprawdza coś w telefonie, całkowicie nie zwracając na mnie uwagi. Ustawiam artykuły obok siebie, co chwila zerkając przez ramię, czy Chase nie postanowi ponownie nas najść.

Gdy tylko wychodzimy z budynku i chłodne powietrze owiewa moją twarz, czuję się całkowicie spokojna. Bradley zabiera ode mnie torbę z zakupami i wrzuca ją do bagażnika swojego Forda. Wsiadam na miejsce pasażera i zapinam pas. Wyciągam z torebki telefon z podpiętymi do niego słuchawkami i wsuwam je do uszu. Spokojna piosenka rozbrzmiewa w momencie, kiedy klikam play.

Brat wsiada i odpala samochód. Opieram głowę o szybę i po raz ostatni w najbliższym czasie przyglądam się krajobrazowi Richmond. Malownicze budynki, które widuję od dziecka nie robią już na mnie żadnego wrażenia. Potrzebuję czegoś nowego. Świeżości, którą przyniesie mi przeprowadzka do Baltimore. Choć sama zmiana miasta jest czymś ekscytującym, najważniejszym jest dla mnie nowe otoczenie. Chcę poznać w końcu ludzi, którzy przestaną oceniać mnie przez pryzmat moich powiązań z Chase'm, czy Bradleyem. Nikt nigdy nie chciał poznać mnie, jedynie byłam pewnego rodzaju przepustką do łóżka mojego brata.

– Odzywaj się czasem do mnie – rzuca po chwili szatyn. Odrywam wzrok od szyby i przenoszę go na chłopaka. – Nie obiecuję, że cię kiedyś tam odwiedzę. Po prostu, fajnie będzie czasami ze sobą pogadać.

– Myślałeś, że nie będę dzwonić?

– Widzę, jak krzywo na mnie patrzysz od ponad roku. Nie rozumiem co się między nami zmieniło, ale nie chcę cię stracić, Raven. Teraz relacja między nami istnieje tylko dlatego, że mieszkasz w pokoju obok...

Wszystko między nami się zmieniło, od kiedy pojawił się Chase.

– Nie stracimy kontaktu, Brad. Poza tym, będę przecież przyjeżdżać do domu – odpowiadam pewnie. Teraz pomiędzy nami nie będzie stał mój były chłopak. Bradley przestanie na mnie naciskać, żebym wróciła do jego przyjaciela. Związek na odległość nie jest czymś, czego mógłby życzyć mi, czy Chase'owi.

Skina w odpowiedzi głowa i skupia się na drodze. Stukam palcami w podłokietnik, do momentu aż nie zatrzymujemy przed bramą wjazdową. Wysiadam, zabieram zakupy i ruszam do domu, by dopakować do walizki ostatnie rzeczy. Nie mogę się już doczekać, aż opuścimy z tatą teren Richmond.

Wbiegam po schodach do swojego pokoju, gdzie na samym środku jest już zapakowana walizka. Rzucam torbę z zakupami na łóżko i wyciągam wszystko, by wrzucić do bagażu. Sprawdzam jeszcze z listą, czy niczego nie zapomniałam. Już chcę ją zapiąć, kiedy słyszę za plecami skrzypienie drzwi.

– A leki? – pyta zirytowana mama, gdy wchodzi do środka. Wyciąga dłoń z dwoma opakowaniami aspiryny.

– Kupiłabym na miejscu.

– Jak ty sobie beze mnie poradzisz? – wzdycha i siada na łóżku.

Myślę, że całkiem dobrze.

NEFARIOUS | 01.03.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz