Prologue

38 3 0
                                    

Charlie:

-Stiles! Stiles zaczekaj!- krzyknęłam za przyjacielem, który szedł w kierunku swojej szafki

-Charls, jeśli znowu chcesz mi powiedzieć, że ten głupek Theo chciał cię zaprosić na spacer to lepiej sobie idź!- jedenastolatek był bardzo przekonujący

Zatrzymałam się w połowie drogi i po prostu patrzyłam w jego stronę. Poliki chłopaka powoli robiły się czerwone ze złości, a dłonie zaciskał w pięści. Oczy zaszły mi łzami, ponieważ wiedziałam, że mój przyjaciel znowu się na mnie obraził. Pociągnęłam nosem i odeszłam w stronę swojej szafki, która była na końcu korytarza. Przechodziłam obok uczniów, którzy patrzyli na mnie jak na idiotkę. Miałam to w nosie, w końcu mam tylko jedenaście lat!

Lekcje dość szybko się skończyły, a ja za wszelką cenę chciałam znaleźć się w domu. Mama zawsze mówiła, że na smutki pomoże gorąca czekolada, więc tym bardziej ciągnęło mnie do mieszkania. Wsiadłam do busa i zajęłam miejsce przy oknie. Zaraz za mną wpadł zdyszany Scott, a za nim Stiles. Pierwszy z nich usiadł za mną, a drugi z chłopców obok mnie. Stiles przytulił mnie i przeprosił, po czym potarmosił mi włosy na co cicho jęknęłam. Fryzura, którą zrobiła moja mamusia przypominała teraz gniazdo dla ptaków, a warkoczyk totalnie się rozpadł.

-Stiles, mama mnie zabije!- spanikowałam

-Spokojnie Charlie, zaraz ci go naprawię!- zaoferował jedenastolatek, podciągając rękawy bordowej bluzy

-Nie, zostaw. Mama mi poprawi warkocza jak wrócę do domu. Przyjdziesz dzisiaj prawda?

-Nie wiem, Charlie- spuścił wzrok- Wiesz, mama ma dzisiaj rocznicę śmierci... Chciałbym iść na cmentarz, w razie co to przyjdę..- pociągnął nosem

Stiles jak na jedenastoletniego chłopca był bardzo mądry. W szkole ma same najwyższe stopnie i najwyższą średnią. Chłopiec zawsze pomaga mi z matematyką, bo z niej jestem noga. Gdyby nie on, pewnie zostawałabym po lekcjach albo miała powtórkę roku.

Po dwudziestu minutach wysiadaliśmy na przystanku. Pożegnaliśmy się wcześniej ze Scottem i poszliśmy w swoje strony. Weszłam po schodach na ganek, gdzie stało pełno kartonów. Przed bramą stała biała ciężarówka. Szybko wpadłam do kuchni gdzie mama rozmawiała z jakimś panem.

-Mamusiu... Co się dzieje?- spytałam ściągając plecak

-Charlie, skarbie, wyjeżdżamy.- powiedziała łapiąc mnie za ręce

-Do babci? To super!- klasnęłam w dłonie

-Nie, kwiatuszku. Do Chicago, musisz spakować swoje rzeczy i nie zapomnij powiedzieć swojemu koledze!

Nic nie odpowiedziałam, zostawiłam swój plecak i wybiegłam z domu. W zaskakującym tempie znalazłam się u Stilesa. Zadzwoniłam dzwonkiem  i otarłam poliki, które ponownie tego dnia zostały zalane łzami.

-Cześć Charlie, co cię sprowadza?- tata Stilesa przywitał mnie ciepło

-C...Czy jest Stiles? M..Muszę mu coś powiedzieć...- zająknęłam się

-U siebie, biegnij do niego- pokazał na schody

Popędziłam schodami do góry i wparowałam do pokoju. Stiles obrócił się w moją stronę nie wiedząc co się dzieje.

-Charls?

-Stiles... Wyjeżdżam.. Znaczy mama powiedziała, że wyjeżdżamy ale nie do babci.. Było dużo kartonów.. Ja nie chcę, Stiles- zachlipałam

Chłopiec nic nie odpowiedział tylko usiadł na łóżku, spojrzał na mnie spod zaszklonych oczu. Przekręcił głowę na lewo i zamrugał kilkukrotnie. Jego bystre spojrzenie uciekło, a ciepło bijące z jego oczu zastąpił smutek.

-Wrócisz?- spytał po kilku minutach

-Nie wiem... Chyba nie...


*~*

3, 2, 1 STARTUJEMY

Miło mi was powitać w nowej opowieści!

Do następnego!


Midnight Memories || S. StilinskiWhere stories live. Discover now