Dominik

19 3 2
                                    

Obudziłam się dzisiaj w niemrawym nastroju, niemal odrazu po otwarciu oczu chciałam je zamknąć i odpłynąć w swój świat rozpaczy i smutku. Budzik nie dawał za wygraną, to koniec, poddaje się. Spoglądam na telefon z nadzieją że to jakaś pomyłka i właśnie zostałam obudzona w weekend, a piekło które miało się rozpętać minionego dnia, przejdzie na następny tydzień, albo w ogóle przejdzie do historii. Myliłam się, data mówi jasno - środa 16 kwiecień 2019.
„Jeszcze tylko 3 dni, mówię Ci Anka, dasz radę" - powtarzałam w głowie zbierając się do szkoły. Mój styl nie był jakiś nadzwyczajny, zwykły sweter owiany zapachem jesieni, potargane spodnie (bo przecież teraz takie modne) i zwykle trampki.
Zakładam okulary patrząc w lustro, przez co obraz mojej miernoty w jego odbiciu robi się wyraźniejszy. „Mam dosyć"- powtarzam ciągle w myślach.
Śniadanie z rana sobie odpuszczam, podobnie jak obiady, w sumie o tym co jem za dnia, decyduje przypadek, podobnie jak w całym moim życiu. To tylko jedna wielka kupa przypadków.
Wychodząc z domu prawie zapomniałam plecaka do szkoły. Co prawda, uczeń ze mnie mierny, w szkole raczej robię za ozdobę, książek nie noszę, bo wiem, że i tak zawsze znajdzie się kolega który mi pożyczy. Po co mi pusty plecak do szkoły? Otóż stwarzam pozory, w tym akurat jestem dobra, co prawda nie tak dobra jak Dominik, no ale jednak uczę się od mistrza. Kim jest Dominik? Jest moją motywacją na „normalne" życie, to dzięki niemu kłócę się z budzikiem, lecz mimo tego i tak wstaję do szkoły, to on sprawia że na mojej twarzy widnieje szczery, niepohamowany uśmiech, to dla niego żyję, dla siebie przestałam już dawno.
Wchodząc do tej wylęgarni dupków, spostrzegłam że nie ma Dominika, zapewne znowu poszedł gdzieś przyjarać i spóźni się na pierwszą lekcję, zawsze tak robi, napiszę jednak do niego, niech wie, że tęsknie.
„Cześć, znowu cię nie ma, mam nadzieje że będziesz, chciałabym cię jeszcze dzisiaj zobaczyć, Twoja Ann". Po wysłaniu wiadomości rozległ się dzwonek, który kojarzy mi się z amerykańskimi dokumentowcami opowiadającymi o ludziach w więzieniu, podobny sygnał zwiastuje u nich posiłek, albo wyjście na spacerniak, u nas niestety oznajmia, że przez najbliższe 45 minut jesteśmy skazani na siedzenie wśród bandy idiotów podczas najnudniejszej formy pobierania azotu z domieszką tlenu. Nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę tych ludzi.
Mijają minuty a po Dominiku nadal ani śladu, nie odpisał też na wiadomości, to dziwne, gdyż nie odzywa się od wczoraj, a to do niego bardzo nie podobne, zazwyczaj już od rana zasypywał mnie wiadomościami, coś jest na rzeczy.
8:45- zapewne każdy, kto uczęszcza do tego darmowego cyrku już wie o co chodzi z tą godziną, to wolność, to czas na szlugę, obgadywanie wszystkich wokół, jedzenie kanapek zrobionych przez mamusię.
Wybiegam stamtąd najszybciej jak mogę, wymijając te tłumy rozpieszczonych nastolatek na korytarzu, biorę płytkie wdechy, żeby nie zarażać się toksycznością tego miejsca. Kiedyś lubiłam szkołę, ale to stare dzieje, naprawdę bardzo stare. Na tym koniec.
Odbiegam na parking naprzeciwko tej wielkiej budy, odpalam fajkę biorąc bucha, głęboko w płuca. Wdech, wydech, wdech, wydech, po kilku machach przychodzi spokój, przynajmniej na chwilę. Podchodzi do mnie Sebastian, najlepszy przyjaciel Dominika. Pyta czy go nie widziałam, mówi że od wczoraj nie daje znaku życia.
„Jestem w szoku, byłam pewna że jest z Tobą i Maciejem" - tłumaczę mu zdziwiona, zazwyczaj kontaktował się z Sebą, oni są jak bracia.
„Dziwna sprawa, może jest chory i śpi sobie w domu, nie przejmuj się, przecież to Dominik, wiesz jak on kombinuje czasami, byle tylko nie przyjść do szkoły, ja lecę, trzymaj się" -powiedział trzymając mnie za ramię. Według mnie to wszytko jednak nie trzyma się kupy. Rozumiem, że można nie chcieć przyjść do szkoły, sama robię wszystko żeby tu nie trafić, ale żeby zawiesić przez to z nami kontakt? Dziwne.
Jadę do niego.
Po niespełna 15 minutach dojechałam na miejsce, zostawiłam rower przed płotem, grzecznie podeszłam do domofonu.
Chwila ciszy dłuży mi się niemiłosiernie, ciagle myślę, że może jednak Sebastian miał rację, a ja wyjdę na kretynkę. Ehhhh ale Dominik jednak musi zrozumieć, że się martwię, przecież jest drugą literą mojego „JA". Dzwonię.
„Kto tam?"- mówi kobiecy głos w domofonie, jest spokojny i ciepły, to Pani Adela, mama Dominika.
„Anka, przyszłam po Dominika, pan od chemii znowu czepiał się, że nie ma go na zajęciach"- odpowiadam niepewnym głosem, musiałam wymyślić coś na poczekaniu.
„Anulko, Dominika od wczorajszego popołudnia nie ma w domu, pokłócił się wczoraj z ojcem i wybiegł w siną dal"- mówi zmartwiona kobieta. Bierze kilka wdechów po czym dodaje: „Myślałam, że jest u ciebie, Matko Boska, gdzie to ja popełniłam błąd, nawet nie wiem gdzie on może się teraz podziewać"
Jestem zdruzgotana, nie wiem co mam ze sobą zrobić, najpierw muszę uspokoić Panią Adele. „Może jest u Sebastiana, wie Pani jak to chłopcy, lubią czasem pójść w miasto i zapomnieć o całym świecie"-Nie chciałam jej bardziej martwić, dlatego postanowiłam ukryć, że Sabastian też nie wie co się z nim stało.

Krążę po mieście, próbując myśleć tak jak Dominik. Gdzie bym poszła? Co bym zrobiła? W jakim kierunku zmierzał by mój świat, gdyby jakaś jego mała część się wykruszyła? Swoją drogą ciekawi mnie o co pokłócił się z ojcem, skoro zawsze mieli dobre relacje, no i najważniejsze- dlaczego o niczym mi nie powiedział?
Martwię się o niego. Chodzę z miejsca na miejsce, przeglądam nasze ostatnie wiadomości- nic nadzwyczajnego.
A może musiał sobie przemyśleć kilka spraw i potrzebuje spokoju? Dlaczego tak trudno mi zrozumieć to, że jest dorosły, może robić co chce, z kim chce i gdzie chce.
Wracam do domu, uspokajam myśli, że pewnie spotkał kolegę z którym się dawno nie widział i polecieli w dal, albo może jest gdzieś u rodziny.
Jak zwykle nikogo nie ma w domu, kogo to z resztą dziwi, moją rodzine łączy tylko nazwisko i adres zamieszkania, choć i to za niedługo się zmieni, kiedy tylko zamieszkam z Dominikiem po moich urodzinach. Wtedy będę miała prawdziwą rodzinę, a nie taką na niby.
Położyłam się na łóżku, włączyłam piosenki i nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam. Obudził mnie telefon, spoglądam na niego. Godzina 22:27. Wychodzi na to że spalałam ponad 8 godzin, choć w sumie to normalne, że lubię spać, kiedy tak bardzo nienawidzę żyć. Ale nie to wzbudziło moją uwagę, tylko spis połączeń, a na nich 9 połączeń nie odebranych od Pani Adeli.
„Cholera jasna, no przecież coś musiało się stać"- myślę, próbując dodzwonić się do matki ukochanego. Dzwonię raz, drugi, trzeci.
Odebrała, zapłakana
Kazała mi usiąść, wzięła głęboki wdech, po czym wyznała dwa, najgorsze i najcięższe słowa, jakie kiedykolwiek mogłam usłyszeć.
„Dominik nie żyje".

Przez Ciebie. Where stories live. Discover now