Upadłe dynastie

178 25 8
                                    

Deszcz lał się strugami z napuchniętych wodą chmur. Zbierało się na to cały dzień, ale pogoda postanowiła dać sobie upust dopiero po północy, jakby dokładnie widziała obraz pochylającego się nad sedesem nastolatka.

Cały świat płakał ze Złotym Chłopcem, wybawcą ludzkości. Szkoda, że ten ich wybawca nie potrafił wybawić siebie, zamiast wydrapywać nocami oczy przez okropność widzianych w koszmarach obrazów.

Ostatnie spazmy wstrząsnęły wątłym Gryfonem. Sine usta piekły, a kwas żołądkowy wżerał się między obgryzione skórki. W końcu wyprute z sił ciało zjechało po okafelkowanej ścianie i tylko słaby uchwyt na muszli klozetowej pozwolił mu utrzymać się w pionie.

Szloch wyrwał się zapadniętej piersi, sprawiając, że cała zafalowała. Targane płaczem ciało opadło na prawy bok, co pozwoliło nastolatkowi skulić się jeszcze bardziej. Chciał się tylko schować, skurczyć w sobie jak najmocniej, ażeby wielka łapa strachu nie mogła go więcej dosięgnąć. Nikt nie chciał być krzywdzony, a mimo że Harry'emu wydawało się, że potrafi znieść każdy ból, to jednak szklana maska stworzona na potrzeby wojny nie chroniła go przed wszystkim. Nawet najbardziej idealne szkło było po prostu kruche, a jego łomem były nocne wizje i wspomnienia martwych oczu. Patrzyły prosto na niego, jakby chciały wykrzyczeć, że to jego wina. Ponosił odpowiedzialność za ich śmierć, bo pociągnął ich za sobą w stronę lepszego świata, za który przyszło im zapłacić najwyższą cenę.

Tylko dlaczego on zmuszany był do życia?

Kolejny rozpaczliwy szloch opuścił jego usta. Na zmianę łkał i dusił się kaszlem przez łzy. Wbił zęby w dolną wargę, chcąc powstrzymać to uporczywe dławienie. Nie dał rady, a zamiast tego krzyknął tak, że jemu samemu na ten dźwięk zawrzała krew krążąca w żyłach. Krzyknął, chcąc wyrzucić cały ból, całą niesprawiedliwość, desperację i niezrozumienie dla okrutnego świata.

Teraz był już gotowy na śmierć, ale ona i tym razem po niego nie przyszła.

O czwartej rano za to przyszedł Ron. Bez słowa usiadł obok przyjaciela, a swoją ciepłą dłoń ułożył na jego wyziębionej. Po chwili z kolejnej pary oczu wytoczyły się słone krople rozpaczy i wewnętrznego bólu.

– Tak bardzo chciałbym, żeby oni wszyscy tu byli.

!¡!

Żaden z nich nie powiedział o niczym Hermionie. Od zawsze to ona martwiła się i szukała rozwiązania za całą trójkę. Z pewnością miałaby wyrzuty do siebie, że nie słyszała jak Harry wstawał i nie była tam, na zimnej podłodze łazienki, pozwalając rozpadać się swojemu sercu w rytmie kolejnych szlochów przyjaciół.

Czasami musieli na chwilę odciąć ją od siebie, żeby nie zmieść całkiem ukruszonej już psychiki Gryfonki. I jakkolwiek brutalnie to nie brzmi, Hermiona oprócz martwienia się za całą trójkę, najbardziej cierpiała właśnie za nich. Czasami wydawało się, jakby jedyne o czym marzyła to wessanie w siebie całego cierpienia Harry'ego i Rona, żeby to ona mogła wewnętrznie doprowadzać się do ruiny. Wszystko choćby za jeden ich uśmiech. Jednocześnie wyniszczała się w imię ich dobra, jakby nie rozumiała, że jest ostatnim powodem do radości obu mężczyzn.

Do Wielkiej Sali szli więc w ciszy. Nie mówili nic o poranku, więc nie chcąc kłamać nie odzywali się w ogóle. Granger nie była głupia, a podpuchnięte oczy i wymięte ubrania potrafiła szybko do siebie dodać. Suma sumarów, mimo że nic nie mówili, byli pewni, że dziewczyna wiedziała. Ona zawsze jakimś sposobem wiedziała.

W trakcie mozolnego spaceru po korytarzach zewsząd towarzyszyły im szepty. Zdążyli do tego przywyknąć przez te wszystkie lata popularności. Teraz jednak nikt nie zachwycał się Harrym-wybawcą. Większość szeptów nie była nawet pochlubna. Zabawne, że mimo spełnienia oczekiwań, niektórzy ludzie dalej potrafią wymagać od ciebie czegoś, czego nigdy im nie obiecywałeś.

Produkt Uboczny Życia 》D R A R R YOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz