#1

17 1 0
                                    

Brązowowłosa dziewczyna siedziała na framudze okna swojego pokoju. Dwie godziny temu zakończył się pogrzeb jej matki, każdy więc spodziewałby się łez spływających po jej polikach. Takowych jednak nie było, dziewczyna obiecała sobie że nie będzie marnować sił na opłakiwanie wiedźmy, jaką była jej matka. Po długich minutach wpatrywania się nieobecnym wzrokiem w rozległe wrzosowiska, sierota stanęła na parapecie i wychyliła się oceniając odległość od ziemi. Potencjalny obserwator mógłby stwierdzić że planuje skoczyć, jednak na takowego nie można było liczyć. W szkockiej wsi, na jakiej mieszkała Sheila, była jedyną osobą w promieniu 10 kilometrów. Po chwili szesnastolatka poleciała w dół, nie leżała jednak w kałuży własnej krwi i zmiażdżonych wnętrzności, a przemieszczała się pod postacią jastrzębia w nieznanym jeszcze sobie kierunku. Taki był jej dar, czy jak kto woli klątwa. Bez względu na to, często z niego korzystała. Doprowadzała tym matkę do szaleństwa, teraz jednak nie było nikogo kto mógłby ją opierdolić za nieodpowiedzialne zachowanie.

 Nie oddaliła się bardzo, a już mogła podziwiać taflę jeziora, lecąc wysoko nad nią, przynajmniej do momentu gdy oślepiło ją pomarańczowe światło. Nim zdążyła się zorientować że właśnie wleciała w portal, uderzyła z impetem w ścianę i wylądowała na podłodze w bardzo dziwnym pomieszczeniu. Wracając do swojej ludzkiej postaci usiadła po turecku i wpatrywała się w wysokiego mężczyznę w czerwonej pelerynie, który pojawił się przed nią.

Strange things will happenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz