Rozdział 3

9 0 2
                                    


Sara

Nie podnosiłam oczu, chcąc uniknąć jego wzroku. Nie byłabym w stanie go teraz znieść, to co się stało kompletnie mnie odurzyło. Wiedziałam, że muszę od niego uciec, złapać oddech.

- Hej! Spokojnie! - złapał mnie w pasie i nie pozwolił uciec. - Nie chciałem cię przestraszyć – mruknął cicho, ale ja nie odpowiadałam. Sama nie rozumiałam czemu tak zareagowałam. W końcu Nie zrobił nic złego. No może ni e aż tak złego. Ale straciłam kontrolę nad sytuacją. Chociaż w sumie przebywając z nim chyba nigdy jej nie miałam... - Przepraszam – dodał skruszony i widząc, że nie mam zamiaru się odezwać westchnął cicho i mnie puścił.

Miałam zamiar odejść bez słowa, ale nagle poczułam, że jestem mu winna wytłumaczenie. Cholerne wyrzuty sumienia!

- Ja... - zaczęłam wciąż stojącą do niego tyłem. Po czym pokręciłam stanowczo głową rezygnując z tego pomysłu. On sam nie był niewiniątkiem od momentu w którym się poznaliśmy. - Następna randka będzie za tydzień – dodałam na odchodnym i szybko odeszłam zostawiając go samego. Powstrzymałam chęć odwrócenia się. Zero oznak słabości. Przyspieszyłam kroku i zostawiłam go daleko w tyle. Widocznie tym razem nie miał zamiaru mnie gonić. Po dobrych dziesięciu minutach spacerowania zorientowałam się, że nie mam pojęcia dokąd zmierzam. Przystanęłam na środku pasów dla pieszych i rozejrzałam się dookoła. Gorzej. Nie mam pojęcia dokąd doszłam. Szukałam jakiś charakterystycznych punktu, w końcu szłam niecałe dziesięć minut, nie mogłam dojść daleko, ale nic nie zauważyłam... Trochę zdenerwowana zawróciłam z zamiarem odnalezienia drogi do domu, kiedy poczułam czyjąś dłoń chwytającą mnie za nadgarstek.

- Luke! Czy mógłbyś proszę... - zaczęłam zdenerwowana, nie myśląc nawet o możliwości, że jest to ktoś inny.

- Kim jest Luke? - zapytał mnie obcy głos, a ja poczułam się trochę zawiedziona. Stop! Jaka? Nie czuję zawiedziona przez to, że ten palant za mną nie poszedł! Ani trochę! Odwróciłam się na pięcie, żeby zobaczyć kto postanowił mnie zatrzymać. Moją twarz rozświetlił uśmiech kiedy rozpoznałam stojącego przede mną mężczyznę.

- Przyjechałeś! - pisnęłam i rzuciłam się w ramiona stojącego przede mną chłopaka.

- No pewnie, że tak! - uśmiechnął się radośnie i przytulił mnie z całej siły. - W końcu stęskniłem się trochę za moją sarenką!

- Ja ci dam sarenkę! - roześmiałam się i wypuściłam go z uścisku. To było przezwisko które dał mi gdy byliśmy jeszcze dziećmi. I którego, no cóż... szczerze nie znoszę, ale cóż poradzić? W końcu Daniel zawsze robił to co mu się żywnie podobało. Wiedziałam, że ma przyjechać do miasta, nawet miałam go przenocować, ale kompletnie zapomniałam, że miał to zrobić dzisiaj! Daniel jest moim kuzynem, ale z powodu mojego i jego braku rodzeństwa, byliśmy dla siebie jak brat i siostra. - Ale co ty tu robisz?

- A wracam z lotniska i bardzo się cieszę, że cię spotkałem, bo nie mam zielonego pojęcia jak dojść do ciebie do domu.

- No to mamy problem – westchnęłam cicho i chwyciłam go pod ramię. - Bo ja też nie! - i roześmiałam się a on razem ze mną.

- Ale na poważnie nie wiesz? - zapytał po chwili, a ja już miałam potwierdzić, kiedy zauważyłam czubek kościoła stojącego dosłownie dwie ulice od mojego domu.

- Jednak wiem – uśmiechnęłam się, a on szturchnął mnie w ramię.

- To mnie tak nie strasz! A właśnie kim jest Luke? - zapytał mnie Daniel, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana. - Nazwałaś mnie tak przed chwilą – wyjaśnił.

10 randekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz