[I] Nowa Droga

175 4 1
                                    

Stary druhu!
Minął już rok, odkąd obrałeś nową drogę życia. Kiedy opuściłeś Shenglin poczułem, jakby ważna część mnie odeszła razem z Tobą. Opuścił mnie ten, z którym przeżyłem najlepsze chwile swojego życia, kto rozwijał się i dorastał wraz ze mną, z kim podołałem wielu najcięższym wyzwaniom, który zawsze był ze mną szczery i pomógł mi odnaleźć tego, kim jestem teraz. Jedyne co mi po sobie zostawiłeś, to bezcenne wspomnienia, za które jestem Ci bardzo wdzięczny.
Myślałem, że przed nami jeszcze długa, wspólnie powołana podróż, jednak Tobie najwyraźniej pisane było inne przeznaczenie. Pamiętam, jak zafascynowałeś się kulturą Korpusu. Wiem jak wiele znaczyło dla Ciebie dostąpienie do elity tak wspaniałego i szlachetnego bractwa. Koniec końców - odnalazłeś swoje miejsce w ich szeregach. Bardzo szanuję twoją decyzję i z całego serca życzę Ci powodzenia w dążeniu do wyznaczonych celów. Mistrz uznał, że masz w sobie wielki potencjał i że możesz być dumny ze swojej postawy.
Oto nasze drogi się rozeszły, przyjacielu. Rozpocząłeś tym samym nowy rozdział w swoim życiu. Jeśli jesteś pewien co do swoich racji w podejmowanych decyzjach, trzymaj się ich. Pamiętaj, że Ty wiesz najlepiej kim jesteś i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

~Doshi

Tricky odłożył list na stolik, przy którym znajdował się zajęty przez niego, mały taboret. Wpatrzony pusto w podłogę spomiędzy jego nóg, trwał tak zatracony w myślach przez dłuższą chwilę.

Tricky był zagubionym chłopcem, który od zawsze poszukiwał swojej roli w świecie. Zaledwie pięć lat temu przystąpił on na nowicjusza Shenglin. Jeszcze wtedy nauk uczęszczał z nim jego starszy brat Kenai, który troszczył się o niego z odwzajemnieniem od chwili opuszczenia rodzinnego domu. Nie mogli wtedy polegać na nikim, prócz sobie. Jednak po dwóch latach, nieoczekiwanie opuścił on Klasztor, nie uprzedzając o tym nikogo, w tym nawet swojego młodszego brata. Nikt nie mógł zrozumieć jego postąpienia. Kenai często wymykał się o różnych porach z Klasztoru w tylko jemu znanym celu, więc można było to powiązać z powodem jego ucieczki.
Jedyną osobą, która nigdy nie opuściłaby Trickiego w żadnej sytuacji jest Doshi. Już od pierwszego zamienionego słowa wzbudził w Trickym sympatię. To właśnie on był tym, z którym dane mu było się pojednać. Nigdy się ze sobą nie rozstawali. Wspólne treningi, przeżycia, cele... Byli niemal nierozłączni. Tak oto przez następne lata czerpali wspólne nauki w Klasztorze. W ich życiu musiała nastąpić pewna zmiana. Lata medytacji pozwoliły dotrzeć do Trickiego, że jego miejsce leży u innych braci. Po czterech latach spędzonych w Shenglin, wyruszył w kierunku południowego-zachodu, aby dostąpić upragnionego miejsca w Korpusie Omni. Wyrozumiali wojownicy szybko poznali się na potencjale Samuraja, którzy poznawszy również jego historię, otworzyli przed nim bramy swojego bractwa. Duma Trickiego ze swojej pozycji sprawiła, że ta odbiła się na jego determinacji w zakresie doskonalenia swoich umiejętności i działaniu na rzecz Klasztoru.

Z rozmyśleń wyrwał go Markus, który bez uprzedzenia wkroczył do pomieszczenia.

- Jesteś gotowy? - rzucił krótko.
- Tak, właśnie wychodziłem. - odrzekł Tricky, który pozyskawszy swój oręż, udał się za swoim towarzyszem.

Znaleźli się na froncie klasztoru, gdzie wszyscy wojownicy odbywali już swój poranny trening. Tricky również za nic nie mógł sobie go odpuścić i jak zwykle wyciskał na nim z siebie siódme poty. Musiał jeszcze dostosować swoje ruchy do dumnie noszonego pancerza, który pomimo wygodnej dla nosiciela konstrukcji, wymaga przyzwyczajenia i wprawy do sprawnego użytkowania. Odzież ta stanowi nie tylko niezbędny atrybut utożsamiający go z bractwem, ale gwarantuje mu niezawodną ochronę przed potencjalnym oponentem.
Nic nie stanowiło przeszkody dla Trickiego, który wytrwale wymachiwał swoim ostrzem na zmianę przeskakując z pozycji na pozycję. Wymierzał cięcia raz pod skos, raz na wprost, pieczętując wszystko efektownym piruetem. Co jakiś czas zaprzestawał swojego dzieła, celem zapewnienia sobie krótkiego odpoczynku. Markus z wyraźnym zadowoleniem, bacznie przyglądał się jego postępowaniu. Tricky nie zwracając na niego uwagi, kontynuował pojedynek z tylko dla niego widzialnym przeciwnikiem.

Zamach, obrót, wyskok i wymierzony prostopadle cios z powietrza. Zastygł z przygwożdżonym mieczem do ziemi i począł ciężko oddychać. Markus podszedł do niego i położył swoją lewą dłoń na jego prawym ramieniu. Tricky odwrócił do niego wzrok i podniósł się na równe nogi.

- Nie zawodzisz mnie. - rzekł z uśmiechem do swojego podopiecznego.

Tricky po raz pierwszy pokazując się w Korpusie Omni, zyskał między innymi uznanie Markusa - wojownika Omnus, który w pierwszej kolejności zgłosił się na przejęcie roli mistrza nad nowicjuszem.
Najwyraźniej docenił jego postawę i zależało mu na osobistym rozwinięciu jego zdolności. Od początku nie zdarzyło im się opuścić żadnego wspólnego treningu. Markusowi podobał się również zapał tkwiący w młodzieńcu, co utwierdzało go w przekonaniu, że nie pożałuje swojej decyzji.

- Jednak twoje ruchy nijak pracują z twoim mieczem.

Markus stanął przed Trickym i wyciągnął zza pleców swój miecz. Jego rączka była wykonana z solidnego drewna, owinięta mocnym, skórzanym materiałem. Pomimo czarnej barwy jego długiego, solidnie kłutego ostrza, odbijał się od niego blady blask, przez który nie dało się doszukać jakiejkolwiek nierówności czy rysy.

- Spójrz tylko - odezwał się Markus.
- Budzi podziw, co?
Markus obrócił mieczem w dłoniach i wyprowadził cięcie z obrotu.
- Ta broń nie jest jednak tylko zwykłym narzędziem wojennym. W rękach wojownika Korpusu znaczy o wiele więcej.
Po tych słowach wyprowadził pełną serię cięć. Po jego ruchach gołym okiem widać było wprawę i doświadczenie, które odbiły się na długich latach poświęconymi na praktyce.
- Musisz czuć swoją broń, poznać ją, tratować jak część siebie.
Pchnął swoim ostrzem przed siebie z wyraźną siłą. Po chwili wyrwał je ruchem w dół i wykonawszy pełen obrót wzdłuż swojego ciała, wyprowadził potężne skośne cięcie.
- Tylko tym sposobem będziesz w stanie wykorzystać jej pełen potencjał.
Markus schował swój oręż w przypisane dla niego miejsce.
- Pytanie, jaką broń ty sobie obierzesz? - wypowiedział i odszedł w stronę klasztoru, odprowadzony wzrokiem Trickiego.
Bohater spojrzał na swoją broń - półtoraręczny miecz z metrowym ostrzem, kutym z bladej stali, który pamięta jeszcze czasy Shenglin. Broń ta dawała mu obraz tej, którą wykują dla niego kowale Korpusu po tym, jak przystąpi do Korpusu Omnus. Za wszelką cenę zależało mu na zdobyciu swojego wymarzonego miana. Wciąż jednak wiedział, że przed nim jeszcze dużo pracy na drodze spełnienia. Zacisnął więc swoje dłonie na rączce broni i kontynuował swoją potyczkę.

Po wyczerpującym dniu spoczywał Tricky przy swoim stanowisku i zajmował się malowaniem krajobrazu. Była to dla niego codzienna praktyka, która miała swój udział w kształtowaniu jego umiejętności w zakresie walki. "W mistrzowskiej sztuce miecza ważną rolę pełni kreatywność" - mawiał Mistrz Markus.
Na papierze znajdowało się Wzgórze Pokoju. Za czasów Shenglin, Tricky często odwiedzał to miejsce. Był więc w stanie przelać jej obraz na swoje dzieło.
Wojownik wyprostował się i spojrzał na jego całokształt...

Tricky i Kenai stali obok siebie na skraju wzgórza, podziwiając górskie rzeźby, które przykrywała delikatna, mglista powłoka. Szum wiatru i szelest drzewa agrestowego, które dotrzymywało im towarzystwa, tylko dopełniały pustkę w panującej wówczas atmosferze.
- Cieszę się, że mogę znaleźć się tutaj wraz z tobą, bracie. - rzekł Tricky uśmiechając się.
Kenai również się uśmiechnął. Podszedł on do Trickiego i objął go swoją lewą ręką.

Tricky zaczął myśleć o Kenai'u. Minęło sporo czasu od kiedy widział go po raz ostatni. Znowu zastanawiał się co mogło skłonić go do ucieczki. Gdzie się teraz podziewa? Z jakiego powodu o niczym mu nie wspomniał?  Dlaczego się nawet nie pożegnał? Najwyraźniej musiał mieć ku temu dobry powód. Wojownik Korpusu posmutniał. Nie martwił się jednak o brata. Wiedział, że w parze z jego siłą i wolą przeprowadzi się po swojej drodze. Nieukrywał jednak, że brakowało mu go.
"Odnajdę cię, Kenai". Tricky zamknął oczy i westchnął.
"...i doszukam się prawdy."

Bratnie OgniwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz