Weszłam do mieszkania, ciężko dysząc. Codzienne pokonywanie kilku pięter aby dostać się do własnego domu naprawdę dawało mi w kość. Powinni obowiązkowo zainstalować windy w każdym bloku. Jeśli kiedykolwiek zostanę prezydentem, wydam takie rozporządzenie.
Cisnęłam plecak w kąt i zdjęłam buty, które od jakichś trzech tygodni wymagały wyprania. Wciąż o tym zapominałam. Powinnam od razu usiąść do moich zadań do wykonania na dzisiaj, ale nie miałam siły. Postanowiłam zrobić sobie dzień przerwy.
Podeszłam do lodówki, dokładnie sprawdzając jej zawartość. Sałata, marchewki, pomidory... Moja mama starała się skłonić mnie do zdrowego odżywiania, dlatego kupowała warzywa i owoce na potęgę. Z ulgą zauważyłam, że mamy jeszcze sporo mleka czekoladowego. Otworzyłam szafkę nad zlewem. Na szczęście nikt nie wyżarł moich zapasów proteinowych batonów. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam brak mojego ulubionego dodatku.
— Victor? Zjadłeś moje masło orzechowe? — krzyknęłam lekko zirytowana. Co jak co, ale gdy nie ma masła orzechowego, staję się nieobliczalna.
— Nie... — usłyszałam.
W błyskawicznym tempie znalazłam się w jego pokoju. On sam siedział przy komputerze i znów grał w jakąś idiotyczną grę.
— Potrzebujesz coś ze sklepu? — zapytałam, podchodząc bliżej. Zawsze byłam przeciwna tym szpetnym strzelankom. Byłam pewna, że źle wpływają na rozwój i psychikę. Ale oczywiście nie miałam głosu w tej sprawie. — A tak w ogóle to powinieneś tutaj posprzątać. Tu jest jak w chlewie.
— Kończą się płatki — rzucił, na chwilę odrywając wzrok od ekranu. Specjalnie zignorował moją uwagę o sprzątaniu. Ale to nie był tylko mój wymysł, bo podłoga nie była już widoczna pod stertą ubrań, a zeszyty, książki i brudne skarpetki leżały porozwalane dosłownie wszędzie.
— Okej, zaraz kupię — oznajmiłam. Potargałam mu włosy i pocałowałam w czoło. — Nie zapomnij odrobić lekcji. Kocham cię.
— Ja ciebie też, Heath.
Mój dwunastoletni brat bywał wkurzający, ale mimo to zrobiłabym dla niego wszystko. Byliśmy dla siebie nawzajem największym wsparciem. On zwierzał się mi, a ja jemu. Pomimo różnicy wieku rozumieliśmy się całkowicie i ufaliśmy sobie bezgranicznie.
Zamknęłam drzwi, wracając do przedpokoju. Ponownie wciągnęłam trampki i chwyciłam portfel. Zdecydowałam się odwiedzić najbliższy market, położony kilkaset metrów dalej. Nieco ospale pokonałam schody i wypadłam na zewnątrz. Po drodze spotkałam kilka sąsiadów, których uprzejmie pozdrowiłam. Akurat nie miałam zbytnio czasu na godzinne pogaduszki o pogodzie czy szkole ze starszą panią z trzeciego piętra.
Zanim dotarłam do sklepu, usłyszałam syreny. Do mojego nosa dotarł nieprzyjemny, ciężki zapach.
— Dym — powiedziałam sama do siebie. To nie wróżyło niczego dobrego.
Przyspieszyłam kroku, zbliżając się do źródła hałasu. Znajdowało się ono zaledwie trzy przecznice dalej. Przystanęłam, widząc totalny chaos. Budynek banku wyglądał jak pocięty jakimś wielkim laserem, a w powietrzu unosiły się banknoty. Przez chwilę pomyślałam, czy by jakiegoś nie zwinąć, ale szybko wybiłam to sobie z głowy. Sklep pana Delmara był w gorszym stanie.
— Tylko nie to — zasłoniłam usta ręką. Znałam pana Delmara z widzenia, serwował najlepsze kanapki w dzielnicy. Jego Amerykańska Buła z podwójnym majonezem wymiatała. Z przykrością patrzyłam na zrujnowaną budowlę. Byłam tak przerażona, że nie potrafiłam się ruszyć.
Nie wiem ile tam stałam, ale w pewnym momencie zauważyłam pana Delmara wyprowadzanego pod ramię przez nowojorskiego superbohatera. Spider-Man już od jakiegoś czasu zapobiegał drobnym przestępstwom w tym mieście. Pierwszy raz widziałam go na żywo. Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy zobaczyłam, że pyta się przerażonego mężczyzny o samopoczucie. Chodził w kółko, coś mówił, był bardzo przejęty. Ucieszyło mnie, że zatroszczył się o poszkodowanego człowieka.
Jeszcze przez chwilę tam stał, po czym wypuścił swoją sieć i przeskoczył na dach sąsiedniej kamienicy. Pomachał mi, gdy zauważył, że go obserwuję. Albo raczej się w niego wgapiam.
Zawstydzona odwzajemniłam gest i biegiem wróciłam do domu. Trudno mi było uwierzyć, że ten straszny wypadek przytrafił się tak blisko mnie. To mógł być mój blok. Nie znałam szczegółów, ale chciałam dowiedzieć się więcej.
Po powrocie do mieszkania włączyłam telewizor i ustawiłam na lokalny kanał. Zaraz pojęłam, o co chodziło. Jacyś przebrani w maski Avengersów bandyci chcieli obrobić bank. Przeszkodził im w tym Spider-Man, mimo to straty są ogromne. Na szczęście nikt nie zginął. Szkody zostały spowodowane jakimś dziwnym narzędziem, które przez chwilę było widoczne na nagraniu.
Przyglądałam się temu, chrupiąc czipsy. Miałam bardzo złe przeczucia co do tej podejrzanej broni, która wypaliła pół ulicy. Od dłuższego czasu Nowy Jork był niespokojny. Modliłam się w duchu, aby to wszystko minęło. Nie tego chciałam dla siebie. A tym bardziej dla brata.
— Kupiłaś te płatki? — Victor pojawił się w salonie, zabierając mi czipsy.
— Nie, przepraszam — potarłam skronie. Przez tą stresującą sytuację zupełnie zapomniałam o tych koszmarnych zakupach. Nie miałam też siły wykłócać się z nim o te głupie chrupki. Straciłam apetyt.
— Nic się nie stało — brat usiadł obok mnie, kładąc głowę na moim ramieniu — Zjemy na śniadanie kanapki.
— Niestety, tylko suchy chleb — postanowiłam wrócić do tematu podejrzanego zniknięcia mojej kochanej pasty z orzeszków — Bo ty zjadłeś całe masło orzechowe, prawda?
Chłopak zawstydził się, ukrywając zaróżowione policzki. Roześmiałam się, a on wraz ze mną.
— Nic się nie stało — machnęłam ręką — Ale następnym razem zostaw chociaż trochę Nutelli.
CZYTASZ
solitude ◆ spider-man homecoming¹ ✓
Fanfiction❝Czy ty korzystasz może czasami ze schodów?❞ Ludzie nie powinni wtrącać się w sprawy innych. A pewne siebie przewodniczące szkół nie powinny zakochiwać się w nieśmiałych kolegach z klasy. Grozi to odkryciem ich nietuzinkowego charakteru i sekretów w...