Nazywam się Janusz Dżekson i opowiem wam jak mitologia spierdolila moje i tak chujowe życie.
Dzień ten rozpoczął się jak każdy inny, siedziałem na moim starym taborecie ze sklejki, przy moim laptoku i napierdalałem w Wiedźmina III. Jednak coś, a raczej ktoś zniszczył mi mój pozorny spokój. Do pokoju wkroczył mężczyzna powszechnie znany jako mój ojciec. Był to Włodzimierz Dżekson, były konduktor PKP, zapalony wędkarz, koneser tanich trunków oraz 120 kilowy okaz samca jurnego.
Mój ojciec tego dnia miał na sobie obcisły, brudny, cuchnący piwem, biały podkoszulek , spodni nie nosił, bo i po co, natomiast jego skarpetki były przyozdobione dziurami z których wyglądały palce mego rodziciela.
Jego twarz była podobna do nieogolonego buraka, gdyby buraki posiadały zarost. Natomiast z jego miny moża było wyczytać czystą pogardę tyle żę ciężko było się zorientować czy jest ona zarezerwowana dla syna czy dla somsiada który dwa dni temu wrócił do domu nowym passatem.
Odnoście pogardy dla syna: to ojcu zawdzięczam moje imię. Otóż naszym przodkiem od strony wspomnianego ojca był jakiś szlachcic, bohater narodowy, walczący podczas Potopu Szwedzkiego lub czegoś innego w zależności od ilości wypitego alkoholu przez mojego starego. Pomińmy fakt, że pradziadziuś pracował dla Niemców i z nimi kolaborował, ważne, że był wspaniały Janusz, więc jesteśmy patriotyczną rodziną z piękną historią.
Zaraz za nim zobaczyłem najpierw podwójny podbródek, a potem resztę twarzy mojej rodzicielki. Była ubrana w granatowy fartuch w białe kropki, a w ręku trzymała tłuczek do mięsa, którym chyba chciała mi przypierdolić. Uwaga, fun fact: Matka jest kucharą w szkolnej stołówce, dlatego zazwyczaj na obiad wpierdalamy resztki ze szkolnych obiadów. Jej ulubione danie to kotlet schabowy z ziemniakami.
- Kurła Helena - zaczął stary - Janusz znowu wypala sobie mózg grając w jakieś gejowskie gry.-powiedział tatko, drapiąc się ręką po jajach, sugestywnie spoglądając na matkę.
-Ojcze mój, Geralt z Rivii nie jest gejem co potwierdzają liczne burdele...- i nie dokończyłem.
-JAKIE KUUURŁA BURDELE, POKA NO TO JANUSZ. TO TO MOŻE BYĆ DOBRA GRA!- wykrzyczał Włodek.
- Włodek tylko burdele Ci w głowie - wtrąciła się matka - Janusz pakuj się jedziemy na wspólną majówkę.
- Gdzie niby? - wkurwiłem się - Ja nigdzie nie jadę, a może mam plany ze znajomymi...
- Ty nie masz przyjaciół - zgasił mnie ojciec - nie pierdol i zacznij się pakować. Jedziemy na RODOS.
-Na tą gręcką wyspę?? Na prawdę? Ja pierdole, kurwa już się pakuję!
-NIE PRZEKLINAJ TUTAJ SZCZYLU! Hehe hehe, ta Janusz, ta RODOS. Pakuj się.- powiedział mój ojciec wychodząc z pokoju ledwo przeciskając się koło mojej wielorybiej matuli.
................................................................................................................................................................
Po dwóch godzinach siedziałam już w samochodzie z moją wspaniała rodzinką. Z przodu ojciec z matką, a ja z tyłu obok mojej kochanej starszej siostry. Balbina, bo takie imię mej siostry to taki życiowy nieudacznik. Lat 22, bez matury, za to w ciąży, drugi miesiąc. Dawca spermy nieznany. Nie dziwi mnie to specjalnie. Włosy tleniony blond, cycki powiększone do rozmiaru "stanik na wymiar". Ciekawe skąd ma to to hajs. Wg mojej teorii gdzieś się kurwi na boku, bo sztuczne cycki drogie chyba są, nie żebym sprawdzał. No dobra, słuchawki na uszy i jedziem!
Po dwóch godzinach dojechałem na miejsce. Myślałem, że lotnisko, bo Grecja, bo Rodos, ale nie chuja tam. RODOS - rodzinne ogródki działkowe ogrodzone siatką. Gdy przekraczałam bramę działek , czułem się jakbym przekraczał inną bramę, taką z napisem "Arbeit macht frei".
Cały dzień upłynął mi na dwóch rzeczach: jakże dorosłym przeklinaniu pod nosem na ojca, matkę, siostrę, zjeba prowadzącego ogródki i łopatę oraz popierdalaniu z ową łopatą. Jedyne co mi się w miarę podobało to siatka. Piękna siatka, a raczej to co było za nią... Była to dziewczyna! PRAWDZIWA DZIEWCZYNA. Była ubrana w krótką białą sukienkę, miała rozwiany włos a w ręku sierp... Nie wiem, po chuj jej był sierp, skoro tam był kurwa trawnik, ale nie pytam bo miała zajebisty tyłek.
Jej tyłek był tak zajebisty, że nie zauważyłem nawet kiedy wszedłem na grabie, które przywaliły mi w jaja. Odgłos jaki z siebie wydałem można określić bardzo łatwo: śpiewaczka operowa wyciągająca najwyższe nuty. I to tyle jeśli chodzi o ciche stalkowanie pani "ładna dupcia z sierpem".
Dziewczyna chyba myślała, że to jakaś krowa z okolicznych pól, bo spojrzała się w ich stronę, jednak szybko ogarnęła, że to ja wydaje z siebie taki odgłos. I w tym momencie stało się coś, czego kurwa nikt się nie spodziewał. Dziewczyna w krótkiej sukience, żebyście mieli świadomość, przeskoczyła przez siatkę. Kto by pomyślał, że wylądowałem na RODOS koło jebanego Assasina.
- Hej - spróbowałem zagadać wciaż leżąc na ziemii i trzymając się za jaja - Bolało jak spadłaś z nieba?
- Nie, dopiero co wyszłam z piekła, ale ty musisz coś o tym wiedzieć - spojrzała się sugestywnie na moje jaja - Robię ognisko wieczorem, wpadnij jak wstaniesz z ziemi.
Po czym znowu odpierdoliła assasina przez siatkę. Wydawało mi się, że pożądliwie spojarzała się na moją łopatę, ale to mógł być szok związany z bólem.
................................................................................................................................................................
Tak w sumie beka, bo nie wiedziałem, gdzie i o której jest to ognisko, ale dałem radę. Po prostu od 19 włóczyłem się po działkach i szukałem eventu tej laski. Tak też trafiłem w sam środek grubego melanżu. Moja assasinka tańczyła ze swoją kosą, a oprócz niej bawiło się jeszcze 5 osób. Dwie podobne do siebie, nawet niezłe laski. Blondyna w żółtej mini z puszką piwa zbożowego w ręce i brunetka w zielonej kiecce z puszką dębowego mocnego i z badylem w ręce. Oprócz lasek siedział przy ognisku jakiś zarośnięty hipis z gałęziami we włosach, który karmił wiewiórkę. Cóż, chyba mu weszło. Do dziewczyn zarywał jakiś czaczo-ruchaczo, szczupły, umięśniony i kurwa z jakimś czarnym gównem zamiast włosów, w jego cieniu chowało się małe coś co dopiero później okazało się chudym facetem, o ziemistej cerze w za dużych ubraniach.
Na początku wszystko było świetnie, wychlaliśmy 0,7, parę piw, padło kilka sprośnych żartów. W końcu miałem przyjaciół! A potem wpadłem do ogniska.... I już nie miałem przyjaciół!
YOU ARE READING
Janusz Dżekson w świecie prawilnej mitologii
FantasyJanusz Dżekson prowadzi życie normalnego nastolatka. Ma ojca matkę, siostrę i uzależnienie od internetu. Jednak jednego mu brakuje- przyjaciół. Lecz podczas corocznego wyjazdu na RODOS wszystko się zmienia.... Wciąż nie ma przyjaciół, ale wszystko s...