39.

7.4K 486 2.1K
                                    

Myślał, że po zdjęciach, które Harry pokazywał mu przez kilka ostatnich dni żaden islandzki cud natury nie będzie w stanie go już zaskoczyć. W jak ogromnym był błędzie dowiedział się następnego dnia, gdy dotarli do Jökulsárlón, jeziora powstającego z topniejącego lodowca. Ten widok przeszedł jego oczekiwania. Żadne zdjęcie, nic nie było w stanie oddać piękna tego miejsca. Praktycznie wmurowało go w ziemię, gdy spoglądał na rozciągającą się przed nimi lagunę lodowcową. To zdecydowanie było najpiękniejsze miejsce jakie widział w swoim życiu. Nic nawet nie było bliskie temu, co aktualnie miał przed oczami. Może jedynie Harry. Harry stojący tuż obok i mocno ściskający jego dłoń był piękniejszy niż najpiękniejszy istniejący cud natury. I on chyba również nie potrafił uwierzyć w to, co widzi.

Tafla jeziora usiana była dryfującymi po niej krami prezentującymi przeróżne odcienie. Widział te białe, jeszcze bielsze, niebieskie, niektóre małe, inne większe, a jeszcze kolejne naprawdę ogromne. A w tle tego wszystkiego groźnie wyglądający jęzor lodowca. Spodziewał się, że będzie raczej biały czy błękitny, ale ten przybrał ciemne, powulkaniczne odcienie i mimo to prezentował się przepiękne, jak w bajce. Miał wrażenie, że przeniósł się na pieprzoną Antarktydę. Brakowało jedynie szwędających się w oddali niedźwiedzi polarnych.

- Jestem w niebie. - wymamrotał, nie spuszczając wzroku z jeziora.

Nim zdołał się zorientować, Harry już mknął przed siebie, więc i on zmusił swoje nogi do współpracy, podążając tuż za nim. Z uśmiechem wpatrywał się w oddalające się plecy chłopaka, bo ten po kilku metrach zaczął biec w stronę brzegu. Gdy wreszcie udało mu się go dogonić po zaróżowionych policzkach spływały łzy, ale z ust nie znikał szeroki i niedowierzający, że to wszystko jest prawdziwe uśmiech. Nie mógł się dziwić jego reakcji, skoro dla niego samego widok był nieziemski. Jaki w takim razie musiał być dla Harry'ego, który przez całą drogę podskakiwał na swoim fotelu, nie mogąc doczekać się, kiedy wreszcie dotrą na miejsce? Chłopak przecież chciał odwiedzić to miejsce najbardziej ze wszystkich nie tylko na Islandii, ale i na całym świecie. Automatycznie przypomniały mu się te spędzone w domku wieczory podczas których z podekscytowaniem opowiadał mu o topniejącym lodowcu i krach, które teraz mieli na wyciągnięcie ręki. Dosłownie, bo Harry właśnie dotykał jedną z nich z tak wielką radością w zielonych tęczówkach, że sam poczuł się wzruszony tym obrazkiem, postanawiając go uwiecznić. Włączył wiszący na jego szyi aparat, pstrykając zdjęcie za zdjęciem, ale w końcu chcąc samemu nacieszyć się tym widokiem, zostawił go w spokoju, instynktownie przesuwając dłonią po kieszeni kurtki.

- Louis tu jest niesamowicie! - wykrzyknął radośnie, przeskakując z jednej kry na drugą.

Przez chwilę chciał zganić go za bycie tak nieodpowiedzialnym, ale nie mógł odbierać mu tej radości. Odepchnął więc od siebie obrazek bruneta wpadającego do lodowatego jeziora i postanowił podejść bliżej łapiąc go za dłoń czym pomagał mu utrzymać równowagę, nie przejmując się nieco przemoczonymi już butami. Całe szczęście, Harry spakował po dwie pary, więc będzie mógł je zmienić, gdy wrócą do samochodu.

- Chodź do mnie. - poprosił, wskakując na większą krę, więc bez problemu mogliby zmieścić się tam razem. Nie był pewny czy ta przypadkiem nie rozpadnie się pod ich ciężarem, ale i tak z pomocą Harry'ego postanowił to sprawdzić. Nic takiego jednak na szczęście się nie stało. - To jest najlepszy dzień w moim życiu. - oświadczył, wciąż szczerząc się niemiłosiernie.

Harry ponownie odwrócił się w stronę jeziora, przyglądając wolno poruszającym się po jego tafli mniejszym bądź większym krą i on również robił to przez dłuższą chwilę. W końcu jednak jego dłoń ponownie przylgnęła do wypuklenia w kieszeni.

Rewrite The StarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz