*1*

45 1 0
                                    

Do pokoju wolno wkradały się promienie listopadowego słońca. Przetarłam lekko twarz i podniosłam się z łóżka, w którym najchętniej zostałabym już na zawsze. Usłyszałam dźwięk telefonu, który roznosił się po całym mieszkaniu, to pewnie Tamara- moja przyjaciółka, która jest jedyną osobą, trzymającą mnie przy życiu w tym okrutnym świecie, poza nią nie mam nikogo. Matka zaszła w ciążę i oddała mnie do sierocińca, to tam się wychowałam. Nie ukrywam, że nie miałam łatwego i kolorowego dzieciństwa, wiele razy oberwałam od życia, przez co stałam się bardzo zamkniętą w sobie osobą. Spędziłam tam wiele smutnych lat, do których nie chętnie wracam w pamięci. Tamary nie poznałam w domu dziecka, właściwie znamy się dopiero rok, ale śmiało mogę powiedzieć, że jest mi bliższa niż większość osób na tym świecie.

Leniwie sięgnęłam po telefon, który leżał na stole w kuchni.
- Błagam Cię Ana, powiedz, że już jesteś ogarnięta i gotowa do działania- usłyszałam głos, który był pełen zdenerwowania, ale i zniecierpliwienia, tak jak wcześniej przypuszczałam- należał do Tamary
- Czemu miałabym być gotowa?- naprawdę nie rozumiałam o co jej chodzi, od zawsze było z nią coś nie tak,  ale to właśnie za to kocham ją najmocniej.
- Czyli co, nic ci nie mówiłam? Byłam pewna, że to zrobiłam. Kurde Ana jestem już martwa- teraz jej głos był jeszcze bardziej zdenerwowany, cała Spellman
- O czym miałabyś mi powiedzieć, co?
- Lena się rozchorowała, nie może być moją asystentką na ten moment, miałam cię poprosić o pomoc. Błagam cię powiedz, że się zgadzasz, przecież ja dzisiaj wyjeżdżam razem z kadrą, muszę mieć asystentkę, a ty jesteś jedyną osobą, którą znam i która potrafi  obsługiwać się aparatem. Obiecuję, że jak się zgodzisz to będę sprzątała twoje mieszkanie przez miesiąc!
- No dobra, o której i gdzie mam być?- żeby nie było nie zgodziłam się ze względu na sprzątanie, chociaż nie powiem, bardzo kusząca ta propozycja
- Za 2 godziny, lotnisko i postaraj się nie spóźnić. Kocham cię mała!- nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, bo już blondynka się rozłączyła. Boże, czemu poskąpiłeś jej rozumu?

Spakowana, umalowana i ubrana jadę na lotnisko taksówką. Wyrobiłam się w godzinę, więc będę trochę przed czasem. To chyba dobrze, lepiej być przed czasem niż się spóźnić jak to zwykle mam w zwyczaju. Przy wejściu widzę moją przyjaciółkę, zapewne czeka na mnie, bo właśnie w tym miejscu się umówiłyśmy.
- Cześć zapominalski głupku- posłałam jej uśmiech, jeden z typu "dziewczyno gdzie ty masz głowę"
- Naprawdę ratujesz mi dupę, jak zwykle- weszłyśmy razem do środka i od razu w oczy rzucił mi się jaskrawy zieleń, a właściwie ludziki, przypominające skrzaty ogrodowe w zielonych kurteczkach. Tamara poszła się przywitać z całą kadrą, ja wolałam stać z boku, zdecydowanie nie jestem osobą do towarzystwa. Nie lubię zwracać na siebie uwagi i nie lubię rozmawiać z ludźmi, których nie znam, bo zazwyczaj mnie onieśmielają i wychodzę przy nich na idiotkę, kiedy palnę coś głupiego. Usiadłam na jednym z tych śmiesznych, ale całkiem wygodnych krzesełek. Z torby podręcznej wyjęłam książkę, którą miałam zamiar skończyć. W pewnym momencie dosiadł się do mnie dosyć wysoki, a napewno wyższy ode mnie, brązowowłosy chłopak. Miał bardzo ładny uśmiech i wyglądał na miłego.
- Hej, ty musisz być nową asystentką Tamary? - uśmiechnął się przyjaźnie. Na początku trochę zdębiałam, ale na szczęście w porę się ogarnęłam.
- Cześć, tak to ja, Ana- wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
-Stephan, więc chyba nie jesteś duszą towarzystwa, co?- zaśmiał się lekko, przez co zrobilo mi się trochę głupio.
- Aż tak to widać?- uśmiechnęłam się niepewnie, modliłam się tylko, żeby moje policzki nie oblały się różem, jak to zwykle miały w zwyczaju w podobnych sytuacjach. Naprawdę nie potrafię sobie poradzić z własnym charakterem, jestem jak jakaś ofiara losu lub coś w tym stylu.
-Nie martw się, nie każdy musi być tak śmiały jak Tamara, to nic złego- sposób w jaki o niej mówił i wzrok, który na sekundę skierował w jej stronę mówił mi jedno, podobała mu się. Niejednokrotnie widziałam jak faceci patrzą się na moją przyjaciółkę, z resztą to nic dziwnego bo Spellman jest naprawdę piękną kobietą, a jej charakter to coś cudownego, coś nietuzinkowego i wspaniałego.
- Nie patrz się tak na nią tylko zagadaj- lekko szturchnęłam go w ramię, nie wiem skąd nagle przypłynęło do mnie tyle pewności siebie, ale jakoś przy Stephanie nie czuję blokady, mimo że gadamy może ze dwie minuty. Prawdopodobnie to dlatego, że podoba mu się Tamara i ma do mnie przyjazne stosunki.
- Wcale mi się nie podoba- zrobił minę w stylu "nie oszukuję samego siebie". Zaśmiałam się na ten widok, bo nie do końca mu ona wyszła, wyglądał bardziej jak zbity pies, albo dziecko, które nie dostało lizaka od babci.
-Jasne, bo to wcale nie tak, że wpatrujesz się w nią jak w obrazek. Lepiej wstawaj, musimy już iść.- chłopak nie odpowiedział  tylko udał się w kierunku odprawy. Sprawił wrażenie naprawdę miłej osoby i mam nadzieję, że nie obraził się za te kilka słów prawdy.

Siedząc na swoim miejscu ciągle przyłapywałam Stephana na spojrzeniach kierowanych do Tamary, która siedziała przede mną, to zabawne, że ona nadal tego nie dostrzegła, albo może z niewiadomych przyczyn nie chciała dopuścić do siebie tego faktu, co byłoby bardzo nie w jej stylu. Zrobiło mi się go trochę żal, bo uważam, że razem mogliby stworzyć całkiem ładną parę. Uśmiechnęłam się w stronę Stephana, w celu pocieszenia. W tym momencie ktoś się do mnie dosiadł, a właściwie mówiąc, po prostu usiadł na swoje miejsce.
-Te uśmiechy do Leyhe nic nie zdziałają, podoba mu się Tamara- obróciłam głowę w kierunku osoby mówiącej. Moim oczom ukazał się blondyn o pięknych oczach, które w tym momencie przyjęły wszelkie odcienie błekitu, jakie byłabym w stanie teraz wymienić. Jego włosy były w totalnym nieładzie, a niektóre kosmyki opadały mu niewinnie na czoło, co swoją drogą dodawało mu uroku. Był onieśmielająco piękny.
-Ja wcale nie, on mi się... -nie dane mi było dokończyć bo po pierwsze zaczęłam się jąkać jak debilka i zapomniałam, że posiadam coś takiego jak język, który ułatwia mówienie, a po drugie chłopak zaczął się śmiać, przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio. Nieznajomy nie skomentował tej kompromitującej sytuacji, za co w duchu mu dziękuję, bo chyba zapadłabym się pod ziemię. Samolot właśnie wystartował. Czułam, że to może być moja przygoda życia i nie mogłam zmarnować tej szansy, nie tym razem.

Never say never|AWeliinger|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz