Rozdział drugi

15.9K 1.2K 420
                                    

    Spodziewałam się, że na widok obrzydliwie bogatego domu Withfordów, żółć podejdzie mi do gardła.

    Dlatego kiedy stoję przed okazałą rezydencją, w pierwszej kolejności mam ochotę parsknąć niepohamowanym śmiechem, a dopiero potem pozbyć się zawartości swojego żołądka. Powstrzymują mnie jednak dwie istotne kwestie. Po pierwsze, źle znoszę torsje. Po drugie nie zmarnowałabym nawet śliny na to, by splunąć na ten idealnie przystrzyżony, zielony trawnik.

    Naprawdę gardzę ludźmi, którzy mieszkają w tym domu. Nienawidzę ich bardziej jak faktu, że to Lydia Wilson otrzymała w tym roku tytuł najbardziej bezczelnej uczennicy w całym Miami Senior High School. Z oczywistych względów przez rok trzymał się on mnie jak rzep psiego ogona. Aż w końcu grono pedagogiczne uznało, że czas najwyższy nieco ocieplić mój wizerunek szkolnego diabła.

    Och, ironio. Właśnie dziś diabeł wrócił do swojego piekła.

    Naciągam nieco w dół materiał czarnej, przylegającej do ciała sukienki, a następnie przejeżdżam po niej dłonią, pozbywając się z kiecki niezauważalnego nadmiaru kurzu. Wzdycham manierycznie, ściągając z nosa okulary przeciwsłoneczne, a potem prycham pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą.

    Zdecydowanie wiele zmieniło się od czasu mojego wyjazdu.

    Charakterystyczny dźwięk ocierającego się o siebie żwiru wybudza mnie z chwilowego letargu. Spoglądam spod rzęs na Deana Handlera, który ciągnie za sobą moją walizkę. Przynajmniej jej ciężar nie robi na nim wrażenia. Zdziwiłabym się jednak gdyby było inaczej – szatyn jest bokserem, musi mieć trochę pary w tych swoich dużych łapach.

    — Wchodź, w domu zapewne nikogo nie ma — mówi miękko, kiwając głową w stronę okazałej posiadłości, której widok nie napawa mnie chociażby krztą entuzjazmu.

    Nie powstrzymuję grymasu, który wykwita na mojej twarzy. Pewnym krokiem ruszam w stronę budynku, a jedynym odgłosem, jaki mi towarzyszy, jest stukot moich czarnych obcasów. Uwielbiam szpilki, uwielbiam koturny, uwielbiam każde buty, które wydłużają moje nogi. Mimo, że moja jedyna miłość nie zawsze spotyka się z aprobatą, i tak ją praktykuję. Wolałabym spłonąć w piekle, niż przejmować się opinią ludzi na mój temat.

    Ponieważ ludzie zawsze znajdują sposobność ku temu, byś poczuł się niedopasowany.

    — Dobrze rozumiem, że mieszkają tu tylko Withfordowie? — sarkam z kpiną, nie mogąc uwierzyć w fakt, że te snoby pasożytują w domu, który mógłby pomieścić przynajmniej pięć wielodzietnych rodzin.

    Daniel Withford i jego perfekcyjna córeczka, zwana przeze mnie po prostu księżniczką, zawsze opływali w luksusie. Mieli wszystkiego pod dostatkiem, nigdy nie klepali biedy. Dobrobyt całkowicie zlasował im mózgi – bezsprzecznie wpoił w nie jedynie materialistyczne zapędy. I to był jeden z powodów, dla których tak bardzo nie chciałam wracać do Carson City. Ich życie pełne dostatku i to naiwne przeświadczenie o byciu kimś lepszym.

    — Tak. Nie przestrasz się jednak, jeśli spotkasz gdzieś w kuchni półnagiego Scotta — wzdycha z nostalgią Dean, a ja momentalnie nabieram przekonania, że jego niestety nikt nie zdążył ostrzec i doświadczył tego widoku na własnej skórze.

    Oblizuję spierzchnięte wargi, kiedy chłopak otwiera wielkie, mahoniowe drzwi. Ukradkiem badam wzrokiem jego wysportowaną sylwetkę, sunąc od wąskich bioder, a kończąc na rozbudowanej klatce piersiowej. Jeśli każdy bokser ze szkoły mojego ojczyma ma takie ciało, to może znajdzie się jakiś plus w tym cholernym wyjeździe do Nevady.

    Przynajmniej sportowcy wyglądają niezwykle apetycznie.

    — Chłopaka mojej siostry? — upewniam się, postępując z nogi na nogę i tym samym eksponując kawałek swojego uda.

Diabły Reno [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz