Sarada przez długi czas trenowała bez przerwy.
Chciała być jeszcze szybsza.
Chciała być tak silna jak jej ojciec i wuj.
Trenowała dzień w dzień, zarywała nocki.
Oczy same jej się zamykały.
Dzisiejszej nocy była pełnia.
Dziewczyna nie zamierzała iść do domu.
Musiała jeszcze chwile potrenować.
Być lepszą.
Te słowa krążyły jej po głowie.
Na drzewie, przy polu treningowym siedział Mitsuki.
Obserwował swoją przyjaciółkę.
Saradzie po około godzinie oczy się zamknęły.
Zasnęła oparta o pień drzewa.
Chłopak zaczekał jeszcze chwile i zszedł do niej.
Wziął na ręce i zaniósł do jej domu.
Wszedł do pokoju dziewczyny i położył ją na łózko.
Uśmiechnął się delikatnie.
Czuł dziwne uczucie, którego nie umiał opisać, patrząc na dziewczynę.
Na chwilę znikną z jej pokoju.
Gdy wrócił miał w ręku białą lilie, którą położył obok jej głowy.
Wyszedł z pokoju i poszedł do swojego domu.
Rano gdy Sarada się obudziła zaskoczona, że jest u siebie, a nie na polu treningowym, zauważyła lilie.
Wzięła ją do ręki i powąchała.
Mimowolnie się uśmiechnęła.