Raven

32 1 0
                                    

Odkleiłam czoło od szyby. Przez zaspane oczy, dostrzegłam znajomą panoramę. Byliśmy już blisko Winterdream - miasta, w którym mieszkałam.
Zegar wskazywał wpół do jedenastej. Poranek był bardzo niewyraźnym wspomnieniem. Dalej jednak czułam zapach wilgoci.
Irytujący głos Lenny'ego dawał o sobie znać zbyt często. Tata miał o wiele przynajmniejszy. I nigdy nie krzyczał, nawet jak nabroiłam. Nie rozumiałam jak mama mogła zostawić tatę i wziąć Lenny'ego. Po za tym Lenny był głupi bo musiał się aż dwa razy zatrzymać na stacji, żeby zobaczyć na nawigacji gdzie jest pałac. Mama niby tłumaczyła, że Lenny w zasadzie całe życie spędził w Gloomy - a to tylko mnie do niego zniechęciło. Nie poznałam co prawda za bardzo Gloomy, ale wydawało mi się ponurym miastem, w którym nie działo się absolutnie nic.
Noc spędziłam w domu u babci Lenny'ego. Sympatycznej staruszki, która mogłaby być moją babcią. W jej domu pachniało zaduchem i starymi ciastkami. Na śniadanie podała nam jajecznicę.
W końcu minęliśmy wrzosowe pole. Gdzieniegdzie ukazywały się jabłonie i wiśnie. Z daleka widniały ogromne rezydencje, ozdobione pnączami róż.
Nasz zamek znajdował się prawie na końcu drogi. Gdzieś za nim ciągnął się las, który oddzielał nas od drugiej połowy zatłoczonego miasta.
Nasz zamek był potężny, ale miał w sobie dozę delikatności - zbudowany był z białej cegły, i przestronnych okien. Wszechobecne róże ciągnęły się po całym murze i bramie wjazdowej, pilnowanej przez strażników siedzących na plastikowych krzesełkach. Zatrzymaliśmy się przed bramą. Lars - jeden ze strażników - wyjął z kieszonki na piersi małą karteczkę. Spojrzał na maskę naszego auta, po czym skinął do Hansa. Ten nacisnął jeden z guzików przyszytych do swojego letniego mundurku. Po tym ponownie usiedli, z wyciągniętymi karabinami.

- Zawsze tak witają gości? - Zapytała skonfundowana mama.

Wzruszyłam ramionami.

- Takie prawa. Wjazd przez bramę to ostatnie miejsce, w którym mogli by nas zatrzymać.
- A jak intruz jednak wjedzie a oni nie zdążą go zastrzelić?
- Mamy obronę z wieży.

Mama zachichotała.

- Strach was odwiedzać?

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Zaczęłam miętosić moją różową bluzę.

- Trochę.

Lenny zaczął stukać w kierownice.

- Kiedy otworzy się ta cholerna brama?

Nawet bez widoku twarzy mamy, czułam spojrzenie jakie mu posłała.

- Hans dopiero wysłał sygnał. Ci z wieży otwierają bramę gdy dojdzie do nich rozkaz. Oni też muszą zweryfikować nasze auto.

- Oni nas rozstrzelą, jeśli Hans i ten drugi nie zdołają tego zrobić? - spytał zirytowany Lenny.

- Właśnie tak.

Wtedy brama otworzyła się.

Nasz zamek był w kształcie litery L i postawiony jakby na skos. Na środku mieściła się ogromna fontanna, porośnięta różami i częściowo ogrodzona krzakami. Bliżej pałacu rosły barwne kwiaty, drzewka owoce, a przy obu skrzydłach, wśród roślin można było dostrzec po dwie białe ławki że stoliczkiem, srebrnymi tackami i naczyniami do herbaty. Podobnie jak teraz przewidywała tam starsza część służby - między innymi Gerda, elegancka ogrodniczka, która zawsze dawała mi ulubione, karmelowe cukierki.
Tata stał na białych schodkach w eleganckiej koszuli. Poczułam ekscytację - w końcu jestem z tatą - tatą, którego dobrze znam, z którym mam tematy do rozmowy, którego widziałam zaledwie kilka dni temu.
Który nie zostawił mnie, gdy miałam niecałe dwa lata.
Natychmiast otworzyłam drzwi auta i podbiegłam do niego. Czułam się dziwnie, zdając sobie nagle sprawę, że w ogóle nie przypominam księżniczki - mama nie była w stanie zrobić mi żadnej wymyślnej fryzury po za długim warkoczem, a ubrana byłam w dużą, różową bluzę - ponoć prezent od matki Lenny'ego, której nie dane mi było jeszcze poznać - i zwykłe jeansy. Wszystkie te błahe obawy przeminęły, gdy tata wziął mnie na ręce. Mimo, że miałam już dziewięć lat, dalej to robił. Uniósł mnie najwyżej jak tylko mógł.

Zimoland: Mech i ciernieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz