Prolog.

263 9 5
                                    

Wieczór w Selatte. Zachmurzone niebo dawało nutkę grozy oraz strach przed czająca się ciemnością w pustych uliczkach. Lampy leniwym światłem oświetlały brudne chodniki. W takie wieczory lepiej zostawać w domu, jest zimno i łatwo można sobie narobić kłopotów. Czasem można usłyszeć trzask telewizora, płacz dziecka lub krzyki dorosłych ludzi, także głośną muzykę puszczaną przez zbuntowanych nastolatków. Lampy zamigotały. Z jednej z uliczek wyłoniła się wysoka postać. Po budowie ciała można było poznać ,że to mężczyzna, kierował sie w stronę budek z telefonami. Chwilę stał , cały się trząsł gdy wyjmował pieniądze z portfela. Szybko wykręcił numer i głęboko oddychał. Za trzecim sygnałem w słuchawce odezwała się kobieta.

- Dzień Dobry , laboratorium XYT w czy mogę pomóc?-powiedziała miłym głosem kobieta, ale mężczyzna wiedział, że to tylko gra. Wziął głęboki wdech i odpowiedział.

-Tu Dave..-zaczął ale kobieta mu przerwała.

-Dave?-warknęła- miałeś być 20 minut temu, gdzie się podziewasz? Co ty sobie wyobrażasz?! wiesz jak ważny jest czas, wszystko może się nie udać przez CIEBIE.

Dave bał się tego najbardziej, miał nadzieję, że mu przebaczą lub najlepiej dadzą mu spokój. Tak.. bardzo chciał wrócić do normalnego życia.

-Anna..-zaczął ale ona znowu mu przerwała.

-ŻADNA Anna! dla Ciebie pani Collins-powiedziała chłodno-masz tu być za 5 minut...inaczej wiesz co się stanie Dave prawda?- powiedziała z przesłodzoną słodyczą w głosie- nie waż się ponownie spóźnić, wiesz dobrze, że to nie zabawa-mówiąc to rozłączyła się.

Dave zdenerwowany odłożył słuchawkę i usiadł na ławce. Wiedział, że to tak się skończy, ale miał nadzieję, że może mu się uda z tego wyrwać, najwidoczniej nie. Powoli wyciągnął pistolet z kurtki, nie miał zamiaru im tego przynosić, to źli ludzie, nie jest na tyle głupi.Przecież to może zabić wszystkich. Przez chwilę przyglądał się aż weście przyłożył sobie lufe w skroń. Zaczął liczyć do 10. 1..2..3...zacisnął mocniej palce na spuście ..4..5..6..7 usłyszał kroki...8..9... gdy miał już pozbawić siebie życia, człowiek w czarnym kombinezonie wyrwał mu broń z ręki i schował do kieszeni.

-Oh Dave..-zaczął- przed nami nie da się uciec- mówiąc to czterech ludzi rzuciło się na biednego mężczyznę i wciągnęło go do czarnego busa. Gdy wyjechali, było tak jak zawsze. Trzask telewizora, płacz dzieci. Tutaj w tej dzielnicy ludzie wolą udawać ,że nic się nie dzieje.

Komunikat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz