Rozdział czwarty

336 30 10
                                    

*POV Henry*

Hogwart był pięknym zamkiem. Jeszcze ładniejszym niż ten dziadka i babci, co prawda nie widziałem go na żywo, ale wnioskuję tak z oparcia o ilustracje.

Żeby się do niego dostać musieliśmy z pierwszorocznymi przepłynąć jezioro.

Nigdy nie wejdę z Hookiem na łódkę.
Obudziło się w nim wewnętrzne dziecko i udawał że steruje Joly Rogerem podczas sztormu. Tak nas rozkołysał że zastanawiałem się czy szybkiej wypadnę, czy zwymiotuje.

Z największą ulgą wyszedłem na brzeg.

Później poszliśmy za kobietą o surowym wyglądzie do pustej komnaty przylegającej do wielkiej sali w której, było rozpoczęcie roku szkolnego.

Tam mówiła coś o czterech domach, i o sposobie przydziału do nich.

Tak szczerze to trochę zaniepokoił mnie fakt że moja przyszłość zależy od decyzji jakiejś starej czapki.

Następnie weszliśmy do wielkiej sali.

Tiara Przydziału była starym wytrzępionym kapeluszem, który gdyby był w lepszym stanie przypadłby Zelenie do gustu.

Najpierw odśpiewała piosenkę, a później rozpoczęła się ceremonia przydziału.

My byliśmy na samym końcu po wszystkich pierwszorocznych.

Przydział pierwszaków dłużył się niemiłosiernie aż w końcu...

- Blanchard Mary Margaret!

Babcia spojrzała na nas ze strachem, po czym podeszła do stołka i założyła kapelusz na głowę.

- HUFFLEPUFF!

- Hood Robin!

- GRYFFINDOR!

- Jones Killian!

- SLYTHERIN!

-Mills Henry!

Powoli ruszyłem w stronę taboretu. Ta czynność wcale nie napełniała mnie optymizmem. Załóżem tiare, na szczęście nie zjechała mi na oczy jak młodszym uczniom.

- RAVENCLAW!

Poszedłem w stronę stołu ozdobionego na niebiesko i brązowo.

- Mills Regina!

- SLYTHERIN!

- Nolan David

- GRYFFINDOR!

- Swan Emma!

- GRYFFINDOR!

Kiedy nie został już nikt do przydziału na stołach pojawiły się złote półmiski a na nich góry jedzenia.

Nie znalazłem tam pizzy, a szkoda bo uwielbiam pizze. Była za to lazania, nie tak dobra jak od mamy, ale określe ją mianem jadalnej.

Z piciem było gorzej, tylko sok dyniowy, ochyda. Nie można po prostu podać coli?

- Do śniadania dają też herbate. - Powiedziała jasnowłosa dziewczyna. - Jestem Luna.

- Henry. - Powiedziałem.

- Miło Cię poznać Henry. Powinieneś spróbować budyniu.

Uśmiechnęła się wracając do jedzenia.

Kiedy wszyscy już się najedli Dumbledore wstał z krzesła.

- Witam starych i nowych uczniów w kolejnym roku szkolnym. Jak mogliście zauważyć nastąpiły zmiany w gronie nauczylskim. Posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią zgodziła się objąć profesor Umbrgide!

Ze swojego miejsca podniosła się niska kobieta o mysich włosach, na których miała czarną aksamitną kokardę. Ubrana była w różową spódnice i puchaty sweter w nieco jaśniejszym odcieniu.

W sali zabrzmiały niezbyt entuzjastyczne oklaski. A gdy po chwili ucichły dyrektor kontynuował przemówienie.

- Miło mi też powitać z powrotem profesor Grubly-Plan która zajmie się nauczaniem Opieki Nad Magicznymi stworzeniami w czasie gdy profesor Hagrid jest chwilowo nieobecny. Nasz woźny pan Filch prosił abym przypomniał o tym że na teren zakazanego lasu wstęp jest niedozwolony, a także abym poinformował was o tym że lista rzeczy zakazanych powiększyła się o zębate frisbee. Pełną listę niedozwolonych przedmiotów znajdziecie w jego biurze. Jeśli chodzi o sprawdziany do domowych drużyn Quidittcha...

-Yhm... Yhm... - Przerwała profesor Umbrgide.

Wstała że swojego miejsca i wyszła na środek.

Zaczęła gadać coś o tradycji, poziomie nauczania i ogólnie nie wiem o czym jeszcze bo sklepienie było dużo ciekawsze.

Oprócz tego że naprawę było piękne.

W powietrzu unosiły się tysiące świec, a sach jakby nie istniał.

Pomiędzy gotyckimi łukami leniwie płynęły nieliczne chmury, a na nocnym niebie błyszczały gwiazdy.

Rozejrzałem się dookoła.

Mama (Regina) transmutowała co chwilę hak hooka w różne rzeczy: parasol, gumową kaczkę, widelec, młotek a reszta osób siedzących przy ich stole zajmowała się dorzucaniem własnych propozycji do tej zabawy.

Druga mama, dziadek i Robin rzucali czymś do jakiegoś kubka z kilkorgiem innych uczniów.

Jedyną osobą wyglądającą na zainteresowaną przemową była bacia, albo zasnęła i rzeczywiście tylko tak wyglądała.

Byłem bardzo szczęśliwy gdy wreszcie uczta się skończyła i ruszyliśmy do pokoi wspólnych.

Wejścia do pokoju Ravenclawu pilnowała kołatka z zagadkami.

Sam salon miał chebanową podłogę i meble z tego samego drewna. Ściany były białe. a sofy, fotele i poduszki granatowe. w marmurowym kominku wesoło trzaskał ogień, a pod ścianami stały półki z książkami.

Całkiem przyjemne miejsce.

Dormitorium dzieliłem z kilkoma chłopakami z tego samego rocznika.

Każdy miał swój kufer z rzeczami, szafkę nocną i łóżko z kolumienkami.

Moi współlokatorzy na ścianach za łóżkami mieli poprzyczepiane różne plakaty i zdjęcia.

Moja była na razie pusta.

Zanim poszedłem spać wyjąłem jeszcze księgę z baśniami i pióro, aby spisać wydarzenia z dzisiejszego dnia.


Zachęcam do komentowania. To znaczy dla mnie dużo więcej niż gwiazdki i mocno motywuje.

Co sądzicie o przydziale do domów? Czy kogoś byście umieścili gdzie indziej?

Once Upon a Time in HogwartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz