01. Aż tak się cieszysz, że będziesz mogła mnie obsłużyć, Sharman?

77 8 3
                                    

Od dziecka chciałam zostać aktorką. Potrafiłam całe dnie spędzać na czytaniu scenariuszy i staraniu się odgrywać wybranych przeze mnie postaci. Z początku niewinna zabawa zamieniła się w pasję. Już w podstawówce zapisałam się na koło teatralne, a potem w każdej kolejnej szkole, w jakiej przyszło mi się uczyć. Od samego początku trzymałam się ról tak zwanych postaci pozytywnych, gdyż odgrywając je czułam się najpewniej. Potrafiłam wczuć się zarówno w bycie nieśmiałą dziewczyną, która nie chciała się z nikim podzielić swoim talentem, ponieważ obawiała się reakcji innych, jak i pewną siebie, zabawną nastolatką, która nieskromnie rzecz ujmując na spektaklu rozbawiła publiczność do łez. Nigdy jednak nie przyszło mi zagrać żadnego czarnego charakteru. Morderstwa, napady czy sabotowanie to nie były moje klimaty, a poza tym nasza nauczycielka najwyraźniej twierdziła, iż drobna blondynka o delikatnych rysach twarzy nie nadawała się do tego typu ról. Nie miałam jej jednak tego za złe. Mi samej było wygodniej w takim stanie rzeczy. Często jednak dziecięce marzenia to jedno, a prawdziwe życie to drugie. Nasze oczekiwania bowiem czasem mijają się z tym, na co możemy sobie pozwolić. Moich rodziców przykładowo nie było stać na opłacenie profesjonalnych lekcji aktorstwa, bo odkładali pieniądze na studia. Myśląc o tym czułam się tak, jakbym oberwała od rzeczywistości mokrą ścierką. Kilka sekund później okazało się jednak, że to nie było tylko takie wrażenie,a po moim ramieniu rzeczywiście spływała woda.

 - Cornelia, zwariowałaś?! - pisnęłam, po czym spojrzałam na siostrę trzymającą w rękach narzędzie zbrodni. - Co cię napadło? - spytałam, a następnie zaczęłam się rozglądać za czymś do wytarcia wody z ramienia. Ja i Cornie pomagałyśmy od czasu do czasu moim rodzicom w prowadzeniu kawiarni. Interes dość średnio się kręcił, a każda prawie darmowa siła robocza była na miarę złota. W zamian bowiem dostawałyśmy jakiekolwiek kieszonkowe, ale nigdy nie były to duże stawki. Wszystko zależało od naszego zaangażowania i obrotów w lokalu. Teraz jednak oba te czynniki można było spisać na straty. Spojrzałam na brunetkę, a ona pokręciła głową z politowaniem patrząc na mnie. 

 - W ogóle mnie nie słuchasz, Melody, więc stwierdziłam, że trzeba nam mniej konwencjonalnych metod - westchnęła ciężko. - Za kilka minut jestem umówiona z Jamesem, poradzisz sobie tutaj beze mnie, prawda? - zadała pytanie patrząc na mnie uważnie. James był chłopakiem z którym od kilku lat spotykała się moja siostra. Tak samo, jak ona był obowiązkowy i ambitny. Według moich rodziców zdecydowanie był on popieranym kandydatem na męża dla Corni.  Każdy chyba chciałby mieć takiego zięcia. Nie trzeba było się martwić, że córka obraca się w złym towarzystwie czy spotyka się z kimś nieodpowiedzialnym. Dodatkowo rodzice byli dumni z osiągnięć sportowych oraz naukowych mojej starszej siostry. Uczęszczała na Uniwersytet Nowojorski, a wciąż znajdywała czas, żeby pomagać w kawiarni. Dlatego z przymrużeniem oka patrzyli na to, jak wychodziła czasem wcześniej z chłopakiem. Na pewno ciężko było jej to wszystko pogodzić, ale starała się jak mogła. Z tego powodu w reakcji na jej pytanie kiwnęłam lekko głową. Zdecydowanie należało jej się coś od życia, a w końcu nie musiała tu pracować. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, a następnie zaczęła zbierać się do wyjścia. Na szczęście nie zostało mi dużo do zamknięcia restauracji, a ruch stopniowo się zmniejszał. Usiadłam za ladą wyczekując na nadejście kolejnego klienta. Aktualnie kilka osób piło zamówione napoje przy stolikach i nikogo nie trzeba było obsługiwać, zatem miałam chwilę wolnego. 

- Cornelia znowu poszła? Też bym tak chciała - usłyszałam nagle słowa skierowane w moją stronę. Spojrzałam na rudowłosą obok mnie, po czym zaśmiałam się cicho. Ariel westchnęła natomiast teatralnie poprawiając swoje długie włosy. Jej rodzice mieli niesamowity pomysł, żeby nadać jej to imię, bo zadając się z nią momentami miałam wrażenie, jakbym rozmawiała z postacią z bajki. Oczywiście gdyby baśniowa syrenka uwielbiała imprezować i musiała zarabiać na własne utrzymanie. - W sumie chyba ją rozumiem. James jest całkiem niezły - powiedziała opierając ręce o blat. Z Ari poznałam się właśnie dzięki pracy w kawiarni moich rodziców. Zaczęła tam pracować, żeby zarobić na college. Potem okazało się, że chodziłyśmy do tego samego liceum, ale jakoś wcześniej na siebie nie wpadłyśmy. Od tamtego momentu się zaprzyjazniłyśmy. Czułam, że świetnie się rozumiałyśmy, a poza tym przebywanie z nią zawsze wiązało się ze świetną zabawą. Pokręciłam głową z politowaniem w reakcji na jej słowa. 

- Nawet o tym nie myśl, James jest zajęty. Poza tym jest ciut zbyt poważny. Nie widziałam, żeby kiedyś żartował i ciągle gada o swojej nowej pracy - powiedziałam i z rozbawieniem obserwowałam jak zmieniał się wyraz twarzy mojej przyjaciółki. - Też nie wiem jak tak można. 

- Właśnie, że wiesz. Ciągle gadasz o Lucasie - oznajmiła uśmiechając się niewinnie. Ja za to uderzyłam ją w ramię. 

- Wcale nie - zaprzeczyłam szybko, poprawiając ze zdenerwowania swoje włosy. Lucas Mayer był wysokim brunetem o brązowych oczach, a także jednym z moich najlepszych przyjaciół. Poznaliśmy się na kółku teatralnych i spędzaliśmy sporo czasu razem. Wszystko jednak zmieniło się jakoś miesiąc temu, gdy wystawialiśmy "Romeo i Julię".  Dostaliśmy przydzielone główne role i chociaż na początkowo było nam z tym trochę niezręcznie, to Mayer słusznie zauważył, iż będzie to dla nas chociaż jakieś wyzwanie. Mimo iż nie całowaliśmy się w sztuce, a mieliśmy tylko udawać, to zaczęłam się przyłapywać na tym, że naprawdę miałam ochotę złączyć nasze usta. Szczególnie na przedstawieniu. Lucas jednak wydawał się tego zupełnie nie zauważać, a ja nie chciałam niszczyć naszej przyjazni przez coś takiego. Fisher uniosła lekko brew do góry, po czym pokręciła głową. 

- Możesz tego nie zauważać, ale naprawdę sporo o nim mówisz. Nie mniej jednak mam dla ciebie dobre wieści - oznajmiła uśmiechając się tajemniczo - w następny piątek robię u siebie imprezę, więc zarezerwuj ten wieczór. Nie przyjmuje odmowy - stwierdziła zdecydowanym tonem, chociaż i tak wiedziała, że ja takich okazji nie przepuszczam. Byłam w tym przeciwieństwem Cornelii. Ona wolała spędzić wolny wieczór w kinie ze swoim chłopakiem albo na treningu. Ja natomiast preferowałam rozrywkę tego typu. Bardzo się różniłyśmy i jak byłam młodsza to miałam wątpliwości czy naprawdę jesteśmy siostrami.  Rodzice jednak śmiali się z tego, a mama twierdziła, że wdałam się w babcie. Była zresztą taka możliwość, ponieważ babcia Mirabelle zawsze miała mnóstwo szalonych opowieści, które nam opowiadała. Przykładowo kiedyś nikomu nie mówiąc wyleciała sama do Chicago, gdzie poznała dziadka, który pomógł jej się odnaleźć w mieście. Do tej pory myślałam, że coś takiego działo się tylko w filmach ale miałam dowód na to, iż w rzeczywistości również miały miejsce takie rewelacje. Mimo wszystko sama nie zdecydowałabym się na coś takiego.  Samotna daleka podróż w nieznane wydawała się zbyt nieprzemyślana, nawet jak na mnie.

- Jasne, że przyjdę. Mogę zabrać kogoś ze sobą? 

- Kogoś czyli Lucasa? - spytała patrząc na mnie uważnie. Następnie kiwnęła głową jakby wszystkiego się domyśliła. - Spokojnie, jest na liście gości. Im więcej osób, tym lepiej. Tylko nie sprowadzaj przypadkiem całej szkoły dlatego, iż to powiedziałam - dodała z rozbawieniem.

- Wcale nie mówiłam, że to jego bym zaprosiła - zaprzeczyłam szybko. W rzeczywistości jeszcze wahałam się nad tym, czy zabrać go ze sobą. W normalnej sytuacji nie miałabym z tym problemu, ale teraz nie wiedziałam jak się zachować w jego towarzystwie. Pomimo tego wolałam się upewnić czy byłaby taka opcja. Tak na wszelki wypadek.  Wyglądało jednak na to, iż nie miałam zbytniego wpływu na to, czy Mayer się pojawi czy nie. No chyba, że w grę wchodziło namawianie czy odmawianie pójścia na imprezę. 

- Nie musiałaś nic mówić - westchnęła cicho, a gdy jej wzrok powędrował w kierunku drzwi uśmiechnęła się tajemniczo. Od razu również spojrzałam w tamtą stronę. Do kawiarni moich rodziców wszedł nie kto inny jak Aiden Torres. Brunet nie był typem osoby, z którymi się zazwyczaj zadawałam, ale oczywiście o nim słyszałam. Ciężko było nie słyszeć. Krążyły o nim różne plotki, ale szybko były uciszane. Zanim się obejrzałam Ari ruszyła zbierać naczynia ze stołu, po klientach, którzy właśnie wyszli, a ja byłam zmuszona do obsłużenia owego delikwenta. Z tego powodu przybrałam na usta dobrze wyćwiczony uśmiech widząc, jak nastolatek zbliżał się do lady. On natomiast uniósł lekko brew, a chwilę pózniej stał już przede mną. Położył dłonie na blacie, po czym spojrzał na mnie z rozbawieniem. 

- Aż tak się cieszysz, że będziesz mogła mnie obsłużyć, Sharman? 


xxxx 

Hejka ^^ 

Witam w pierwszym rozdziale kolejnego opowiadania! 

Zdaje sobie sprawę z tego, że już dawno mnie tu nie było, ale mam nadzieję, że jednak Wam się spodoba. Z czasem akcja opowiadania się rozkręci, oczywiście, więc zachęcam do czytania dalej <3 

Matlenea 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 04, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PerformOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz