Ponury Wydźwięk

56 11 0
                                    

Wspomnienie alkoholu, tytoniu na twych rękach, pieszczoty, pocałunki na szyi.
Jestem w niebie, lecz czyż to nie tylko iluzja?
Błogi stan widoczny na twej urodziwej twarzy.
To też jest zatem iluzją.
Czuję niedosyt, ale jednocześnie odrazę i wyrzuty sumienia.
Budzę się w łóżku, bez ciebie, a cały koszmar rzeczywistości ugina się na mych zbyt słabych barkach.
Nie wytrzymam ciężaru, zaraz wyskoczę przez okno, aby dołączyć do ciebie.
Oczy patrzą się na ptaka omijającego mój ponury dom, który pozostanie beze mnie nie wstydząc się swej niewzruszonej postawy do mojej osoby.
Świat nie przepadnie, gdy umrę dziś.
Jestem egoistą chcąc, aby właśnie tak się stało.
Ziemie płonące przez mą śmierć.
Pragnę śmierci tych wszystkich ludzi, abym nie był sam w kolejce do nicości.
Ptak wydaje odgłos, który zawsze nienawidziłem, gdyż kojarzył mi się z wrzaskiem człowieka szalonego, nieprzywidywalnego, którym właśnie byłem.
Zwierzę ląduje na parapecie i patrzy na mnie uważnie, czekając na mą reakcje.
Jedyne, co w tej chwili robię to odzwajemniam ten wzrok, próbując nie rozpłakać się przy tym mądrym, śnieżnobiałym gołębiu o oczach koloru krwistoczerwonego.
Ta sztuka jest zbyt trudna, więc zanoszę się szlochem, który jest przypisywany najgodniejszym żałobnikom.
Chcę ponieść karę za swe czyny, w głowie pojawia się pytanie.
                             Czemuż jeszcze tego nie zrobiłeś?

Wstaję potykając się o wazon z wrzosami.
Piękna roślina przewraca się na podłogę rozlewając wodę tak potrzebną jej do życia.
Ponury wydźwięk szkła ginącego z przypadku tak okrutnego, iż samo wspomnienie wywołuje u mnie pogardę do tak niewykorzystanego potencjału tego wazonu. Przecież on mógł zmienić ludzkość w dobrych rękach! Zatem czemu teraz widzę jego zwłoki? Czemu obwiniam za to tylko życie? Dlaczego przez tak okrutny przypadek on także zginął tak marnie i niewykorzystanie?
Klękam obok tragedii, która została przypisana mej osobie, abym ją ujrzał oraz wykorzystał w chytry, bądź odważny sposób.
Po poliku spływają ogniste loki niegdyś dotykane pożądliwie przez ciebie.
Moja dłoń bierze szkło i z fascynacją młodego człowieka przejeżdża delikatnie po jednym nadgarstku.
Kusi mnie żebym zrobił to jeszcze raz, lecz o wiele mocniej, abym mógł skosztować bólu męczennika.
Drżą mi dłonie, a na samą myśl o polu, gdzie ostatni raz mogłem skosztować dobroci życia pojawia się zastój w działaniu.
Czyż tego rzeczywiście chciałeś głaszcząc rudowłose loki? Sprawiając naszym ciałom przyjemność, za każdym razem mówiąc, iż życie jest piękne, a my jesteśmy jego dziełami sztuki, które wraz z wiekiem stają się czymś, czego ono nigdy nie mogło skosztować?
Na końcu chciał mej śmierci, choć wmawiałem sobie, że wcale nie chciał, abym został wrakiem człowieka próbującym zabić się przez niego.
Odstawiam szkło na miejsce, w którym je zastałem.
Co teraz? Pytam się samego siebie czując, że panika wchodzi na pierwszy plan.
Co teraz?
Do dziś pytanie pozostaje bez odpowiedzi, choć zadaje je codziennie chodząc do pracy, wracjąc z niej, rozmawiając z mą brzydką i tłustą żoną, opiekując się dziećmi, które nigdy nie powinny zostać zrodzone.

                               Pragnę wrócić do ciebie, lecz się tego cholernie boję, Egbertcie.

Ponury WydźwiękOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz