szkiełka

780 70 217
                                    

Dzień dobry.

Wysłuchałam głosu ludu oraz własnego serca i napisałam kontynuację w tym cudownym uniwersum. Będzie jeszcze jedna, ale to naprawdę dopiero po sesji. xD

Z góry przepraszam za literówki, ale niestety mój musk nie pracuje tak, jakbym sobie tego życzyła.

Miłego odbioru, misie <3

~Charlie

***

Aura była paskudna. Od ponad tygodnia zza chmur nie wychodziło słońce, często padało, było zimno i wietrznie. Warunki atmosferyczne dodatkowo potęgowały trudy związane z nauką do egzaminu poprawkowego. Powłóczyłem nogami, krocząc w kierunku swojego uniwersytetu, gdzie w końcu miałem dotrzeć do mety swojego kilkudniowego maratonu intelektualnego bez snu i jedzenia innego niż wafle ryżowe z kawą.

Jeśli miałbym być szczery, to przez ostatnie trzy lata więcej się opierdalałem niż uczyłem. Ile razy doprowadzałem do takich sytuacji, że semestr się kończył, a ja miałem do zaliczenia po kilka testów z każdego przedmiotu? Ile razy składałem podanie z prośbą o poprawę jakiejś kartkówki, tłumacząc się "trudną sytuacją w życiu osobistym"? Największym paradoksem w moim trybie nauki było to, że nie mogłem nauczyć się na jedną wejściówkę przez tydzień, ale na trzy, z innego przedmiotu każda, w jedną noc - bez problemu.

Tak się jakoś toczyłem, od poprawy do poprawy, od uwalenia do uwalenia i oto stało się. Kończyłem właśnie trzeci rok medycyny. Byłem w połowie lekarzem. Sesja wiosenna poszła mi jak po maśle. Bazy siadały jak złoto. Wypełnianie karty odpowiedzi było jak zabawa. Z jednym tylko wyjątkiem. Bestia o imieniu Patomorfologia kroczyła za mną od dziewięciu miesięcy, a akurat wtedy czułem jej palący oddech na karku wyraźniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nadszedł dzień drugiego i ostatniego terminu szkiełek.

Na egzamin byłem przygotowany tak samo, jak na wszystkie inne - chujowo. Liczyłem, że siądzie baza, zestawy preparatów się powtórzą, a odpytywać będzie mnie moja asystentka, która z tego straszliwego przedmiotu uczyniła nam istną bajkę. Z wielce pozytywnym nastawieniem przysiadłem więc na murku tuż przed głównym wejściem na uniwersytet i wyciągnąłem z kieszeni paczkę fajek. Z błogim uśmiechem na ustach rozpocząłem swój mały, nikotynowy rytuał.

-To byłaby cudowna ironia, gdyby wylosował pan na egzaminie preparaty z rakiem płuca.

Na dźwięk usłyszanego za plecami niskiego głosu natychmiast moje lędźwie spięły się w obronnym odruchu, tętno przekroczyło granicę fizjologii, a przed oczami pojawiły się flashbacki z lekcji anatomii, które miałem nadzieję pochować już w katakumbach swej pamięci.

Myślałem, że pożegnałem się z Akasuną na wieki w momencie, w którym kierownik katedry anatomii prawidłowej pozytywnie rozpatrzył moje podanie o przeniesienie do innej grupy ćwiczeniowej, które uzasadniłem, a jakże, "trudną sytuacją w życiu osobistym". Ruda personifikacja sił piekielnych postanowiła jednak ciągnąć się za mną jak przysłowiowy smród po gaciach. Szanowny pan, wtedy jeszcze zwykły lek-med, a obecnie już doktor nauk medycznych, przeniósł się na katedrę patomorfologii i medycyny sądowej gdzie, ku rozpaczy biednych studentów, rychło objął funkcję jej kierownika po zmarłym profesorze. Odetchnąłem z ulgą, gdy dowiedziałem się, że nie będzie prowadził ćwiczeń, a jedynie wykłady. Na listy obecności przez okrągły rok wpisywała mnie uczynna koleżanka, dzięki czemu uniknąłem konieczności oglądania jego gęby.

-Dzień dobry panie doktorze - przywitałem się uprzejmie, porzucając próby ukrycia przed jego wzrokiem tlącego się papierosa, którym tak namiętnie się zaciągałem.

Szpilki i szkiełka [SasoDei]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz