1

11 0 0
                                    

10 dni wcześniej:

-Mieszkania 81G,24A,90D,43A,79A, 55E, są proszeni do domu Shawn'a.- Meduza wypowiedziała słowa pospiesznie po czym rozłączyła się z głośnikiem na zewnątrz, który na koniec wydał z siebie charakterystyczny zgrzyt. 

Wzgórze otoczone drzewami z każdej możliwej strony bez możliwości ucieczki stąd było ogromne. W końcu mieściło ponad tysiąc istnień. Jedyny wyjątek otworzenia się bram stanowiło wygnanie ze wzgórza, pod pretekstem złamania regulaminu. Nikt nie mógł przebywać w miejscu pokoju podczas, gdy została popełniona zbrodnia.

Srebrnowłosa o fioletowych oczach wstała powolnie z kanapy i ruszyła w stronę drzwi. Nie podejrzewała co ją mogło spotkać, ani w czym tkwił problem, że ją wzywali. Nigdy nie wzywają Cię kiedy masz pochwałę, jedynie wtedy , kiedy narozrabiałeś.

Po siedmiu minutach marszu była już na miejscu, pchając ciężkie drewniane drzwi. Spojrzała przed siebie i jak zwykle ona musiała przyjść ostatnia, mruknęła szybkie cześć do sześciu zgromadzonych osób i przystanęła w szeregu. Dziewczyna o złotych włosach obok miała przerażoną minę, a brunet po prawo nieco rozbawioną. Zresztą, Alec zawsze był świrnięty. 

-Wezwałem was tu, by omówić pewną kwestie - czarnowłosy spojrzał powoli na każdego z nas - doszły mnie słuchy, że złamaliście regulamin. 

-Ja nic nie zrobiłam! - fioletowo włosa dziewczyna o imieniu Mad zwróciła uwagę każdego w pomieszczeniu. 

-Kamery zarejestrowały twoją i Aleca próbę przekroczenia granicy. To nie jest wykroczenie? - zapytał surowo Kruk, po czym kontynuował - Już pomińmy ciebie, ale Raven próbowała otworzyć dla was bramy, prawda? - fioletowo oka spuściła wzrok na podłogę. - A idąc już w stronę nieludzi... to miejsce jest, aby jednoczyć, a nie próbować się zabić! - uderzył pięścią w stół. - Pater, Patrick i Lea, co to miało znaczyć? 

Białowłosi wychylili się sprzed szeregu, by spojrzeć z pogardą na dziewczynę stojącą na końcu. Peter to wampir o białych-długich włosach, jego brat natomiast ma burze loków nad sobą w tym samym odcieniu.

-A co ja mam do tego? - zapytał szkielet stojący obok wampirów. 

-Śmierć - bo tak się nazywał. -  ty będziesz ich pilnował. - odparł mężczyzna, na co szkieletowi wypadła szczęka z zawiasów. - dam ci ciało nastolatka. 

-Po co mi tutaj ciało ludzkie? - zapytał z wyrzutem. 

-A czy ja powiedziałem, że tutaj? Zostajecie wygnani na świat ludzi. Będziecie chodzić do szkoły, pracować, będziecie mieli zapewniony dom. To nasz ostatni raz kiedy się widzimy.

W pokoju rozległ się wrzask dziewczyn. Co jak co, ale czarownica, łowczyni i wilczyca nie sądziły, że kara będzie aż tak wysoka. Światło słoneczne działa zupełnie inaczej na ludzi, niż na stworzenia ze wzgórza. 

-Wracajcie do swoich domów, pakujcie się. -rozkazał i wstał z fotela wychodząc z gabinetu. 

Może być jeszcze gorzej?

(Raven)

Po wyjściu zza granicy wzgórza, przypomniało mi się jak to jest być człowiekiem. Moje włosy nabrały naturalny kolor brązu, a moje oczy stały się zielone. Mad z fioletowych włosów zleciała na czarne, ale oczy nadal miała te same. Lea natomiast pozbyła się złotych włosów jak i oczu i została amerykańską pięknością z blond włosami i brązowymi oczami. Bracia tęsknili za swoimi białymi wręcz włosami i przywitali z niechęcią blond kudły, jednak oczy były wciąż lodowato niebieskie. Alec chyba najbardziej ucieszył się z nas wszystkich, bo nic się w nim nie zmieniło. W końcu był największym człowiekiem z nas wszystkich. Śmierć jednak był najbardziej zdenerwowany. Wzgórze obdarowało go brązowymi włosami i niebieskimi oczyma. 

Była niedziela, a my od tygodnia nie wychodzimy z domu, jutro idziemy pierwszy raz do szkoły po wielu latach. Wampiry świrują z głodu jak i ze stresu przed ludźmi. Lea i Alec podekscytowani poznaniem nowych ludzi a ja, Mad i Szkielecior siedzieliśmy nie odzywając się nawet słowem. 

Mad była łowcą ludzi, a w świecie ludzi to niemożliwe, aby żyła spokojnie. Jednak to nie tak, że bierze pierwszego lepszego. Wyczuwa zło płynące w osobie. Raz na miesiąc mogła opuszczać wraz z innymi łowcami wzgórze, nie oddalając się dalej niż na kilometr. Zawsze trafiała się jedna, bądź dwie osoby. Śmierć był przerażony tym, że trafił tu bez powodu, a ja... Byłam zbyt zdezorientowana, by cokolwiek nawet myśleć.

 -Dlaczego się na to zgodziłaś? - zaczął powoli Peter. 

Od razu wiedziałam, że to było pytanie do mnie. Tak naprawdę to moja wina. Gdybym się nie zgodziła, nic by się nie stało. 

Wzruszyłam ramionami nadal patrząc się na swój telefon, który lada moment się rozładuje. 

-To nie wina Raven, to ja chciałam wcześniej iść na łowy - Mad spojrzała na wampira.

-To nie mogłaś poczekać pięciu dni!? - wywarczał. 

Ścisnęłam dłoń w pięść, na co wszyscy poza szkieletem i Aleciem złapali się za głowy z bólu. Zaraz przestałam.

-Stop! Wiem, że to moja wina, ale tak czy siak wy nie musieliście się godzić, by odgrywać szopkę na placu! - spojrzałam na wampiry i wilczyce siedzących obok siebie. - wyobraź sobie, że gdybyś tego nie zrobił, to nadal byś sobie odpoczywał sielankowo na wzgórzu. To tylko twoja wina, że się na to zgodziłeś, wiec osądzaj sam siebie za swoją głupotę. Sądzisz, że gdybym wiedziała, że są kamery to bym się na to zgodziła? Nigdy nie było tam kamer do czorta! - blondynka na mój wybuch lekko skuliła się, nie pokazując tego, ze się boi. 

-A może po prostu przywyknijmy. Może nie będzie tak źle. - powiedział śmierć - dopóki jesteście na mojej zmianie nie ma być kłótni i innych gówien, rozumiano!? - spojrzał na każdego groźnie. 

Tak naprawdę to on miał największą moc. Mógł tylko pomyśleć w jaki sposób dana osoba ginie, a następnego dnia jej już po prostu nie ma. Nikt nie chciałby mu podpaść. Jednak czasem mają za wielkie serce, by zabić kogoś z premedytacją. 

Peter wraz z Mad ruszyli na górę, by odświeżyć się przed kolacja i jutrzejszym dniem, a Alec ruszył coś ugotować w kuchni. 

-Myślicie, że kiedyś wrócimy do domu? - zapytała po cichu wilczyca. 

-Nie mam pojęcia Lea - rzekł Patrick- To jest teraz nasz dom. Raven ma racje, musimy przywyknąć. 

Po pół godzinie wszyscy zasiedliśmy przy siedmioosobowym stole,  aby najeść się pysznych naleśników zrobionych przez bruneta. 

Jutro będzie ciężki dzień. 




WzgórzeWhere stories live. Discover now