-1-

402 51 11
                                    

Lauren uwielbiała, kiedy budziły ją wkradające się do pokoju promienie słońca. Jej dzień od razu zaczynał się lepiej. 

Tego poranka nie było inaczej - brunetka otworzyła oczy z uśmiechem na twarzy, planując już w głowie jak spędzi sobotę przy tak pięknej pogodzie. Gizmo wciąż jeszcze spał zwinięty na jej brzuchu. Dziewczyna spojrzała w stronę okna, wciąż adorując piękno znajdującego się za nim widoku. Mieszkała w Miami dopiero od miesiąca, jednak czuła, że to jej miejsce na ziemi. Nigdzie nie czuła się tak dobrze. Może to ocean, może wolność, a może po prostu zwykły przypadek; coś sprawiało, że nie wyobrażała sobie opuścić tego miasta.

- Gizmo, rusz się.

Kot nie zareagował, do czego Lauren była przyzwyczajona - był śpiochem i nie lubił, kiedy budzono go wbrew jego woli, co często działało jej na nerwy. Nie miała jednak serca spychać go z siebie każdego dnia.

- Gizmo, jeśli zaraz nie wstaniesz, zacznę dmuchać ci w uszy.

Wielu powiedziałoby, że mówienie do swojego zwierzęcia jest raczej osobliwą sprawą. Wielu stwierdziłoby, że to coś zupełnie naturalnego - do tej grupy zaliczała się zielonooka. Ten kłębek sierści był dla niej niezwykle ważny. Przeszli razem wszystkie ważne w życiu Lauren etapy - ukończenie liceum, studiów i przeprowadzkę na Florydę. Jak mogłaby traktować go jak zwykłego kota? Czasami wydawało jej się, że Gizmo rozumie ją lepiej, niż jej przyjaciele. 

- Masz trzy sekundy. Jeden, dwa... - na te słowa wyprostował tylko łapki, delikatnie kładąc je na ustach brunetki.

 - Tak się bawimy? Uciszasz mnie, kiedy próbuję cię obudzić? - fuknęła Lauren, sięgając dłonią do grzbietu kota z zamiarem pogłaskania go. Nie zdążyła jednak łagodnie obudzić zwierzaka, ponieważ kiedy w jej mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, błyskawicznie zerwała z siebie kołdrę, jednocześnie skazując Gizmo na lądowanie na podłodze.

Wychodząc w pośpiechu na korytarz, dziewczyna oczekiwała gościa, listonosza, kogoś z marketingu lub nawet dziwnego pana spod dwudziestki ósemki, ale zupełnie nie spodziewała się tego, co zobaczyła. 

Na jej wycieraczce leżała pomięta, papierowa kulka. Zdezorientowana podniosła ją, zauważając gdzieniegdzie ślady różowego pisaka, który świadczył o jednym - był to jej "list" do sąsiadki spod numeru dwadzieścia sześć.  Szybko rozwinęła kartkę, starając się jej nie podrzeć. Na pierwszy rzut oka pozostała nienaruszona, poza oczywistymi zagięciami powstałymi pod wpływem zgniecenia. Lauren desperacko szukała wzrokiem jakiegokolwiek znaku od nieznajomej. Nie zauważyła nic, dopóki nie zwróciła uwagi na pojedyncze rozmazane punkty, które świadczyły o wcześniejszej styczności wody z papierem. Nie była głupia - wiedziała, że to łzy. 

Dlaczego dziewczyna miałaby zgnieść list i zostawić go pod jej drzwiami, zamiast wyrzucić go lub po prostu zignorować? Zaczęła rozglądać się po klatce schodowej, usiłując odnaleźć jakąkolwiek odpowiedź na jej pytanie, kiedy między jej nogami prześlizgnął się Gizmo. 

- Wystraszyłeś mnie - mruknęła, nie odrywając wzroku od listu. Nie planowała teraz poświęcać czasu zwierzakowi, jednak usilnie domagał się uwagi, nieprzerwanie miaucząc. 

- Cicho, Gizmo! Jeszcze kogoś obudzisz - powiedziała cicho, podnosząc głowę by w końcu spojrzeć na źródło hałasu. Przed łapkami kota znajdował się kawałek żółtego papieru. 

- Co tam masz? 

Lauren schyliła się zaciekawiona w celu podniesienia znaleziska, ale Gizmo położył jedną ze swoich przednich kończyn tak, by nie mogła po nie sięgnąć.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 04, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

każdej nocy; camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz