I: zamysł piękny, wykonanie gówniane

78 14 9
                                    

Złotobroda parsknęła, zarzucając łbem i odbijając się sprawnie kopytami od wybitego, uczęszczanego powszechnie gościńca. Karoca pędziła po wyboistej drodze, trzęsąc niemiłosiernie wnętrzem i wydobywając z niego co rusz niezbyt uprzejme słowa w stronę woźnicy oraz klaczy u wodzy. Ani zwierzę, ani mężczyzna nie przejmowali się takim traktowaniem, wiedząc, że to nie głos markiza rzuca obelgi, a jego ekscentryczny przyjaciel, który, szczerze mówiąc, większej władzy nad ich losem nie miał.

Alexander nad tym faktem ubolewał, zirytowanym gestem poprawiając spinkę trzymającą jego rude loki z dala od twarzy i zbierającą je fantazyjnie na czubku głowy. Markiz Lafayette przyglądał się tym machinacjom przyjaciela z rozbawionym współczuciem.

- Zaczynam podziwiać Adrienne bardziej niż do tej pory – mruknął Hamilton, kątem oka sprawdzając, czy materiał sukni układa się dobrze na udach. Dopiero co zapewnił sobie, że żaden kosmyk nie uderzy go w twarz, a już przeczuwał, że jego wizerunek będzie wymagał kolejnej poprawki. Podniósł wzrok na markiza. – Wiesz, że sznurowała to niemal godzinę? Tyle czasu by jedna rzecz nie spadła, co za marnotrawstwo.

- Wiem, mój przyjacielu, czekałem aż się przez tę godzinę odstawisz i raczysz zejść. Masz szczęście, że jesteście podobnego wzrostu, co na marginesie jest przerażające, mój drogi. Nie wiem co byś w innym wypadku zrobił. I te koronki to szczyt geniuszu.

Uwaga markiza była słuszna. Powód, dla którego Alexander Hamilton w mroźne zimowe popołudnie jechał karocą, ubrany w błękitną kreację żony jej właściciela, a oprócz tego na pierwszy i również przedłużony rzut oka prezentował się całkiem kobieco, był jeden.

Jego Wysokość Henry V późnym latem tego roku zaprosił wszystkie szlachetnie urodzone i niezamężne panny na zimowy bal, mający się odbyć w pałacu Charleston. Alexander damą niewątpliwie nie był, ale któregoś mocno alkoholowego wieczoru, siedząc z markizem Lafayette i lordem Tilghmanem, wykoncypował w swojej genialnej głowie plan iście diabelski.

- Zostanę królową – wydarł się, jedną pięścią trafiając w stół, co odbiło się nieprzyjemnym echem, a drugą podpierając się o blat. – Pójdę na Zimowy Bal, uwiodę księcia i zostanę królową! A wtedy nikt mi nie podskoczy.

Jego przyjaciele, markiz nieco trzeźwiejszy, zerknęli po sobie z konsternacją, zaraz jednak uznając go za nad wyraz śmiesznego w swoim chaosie. Wybuchnęli zgodnym śmiechem. Alexander obruszył się, rzucając skrzące się z irytacją spojrzenia.

- I z czego rżycie jak, oględnie mówiąc, osły? Jeszcze zobaczycie mnie na tronie, a wtedy ja się będę śmiał. – Wycelował w nich palcem, ale upojenie alkoholowe zwiększało trudność utrzymania się stabilnie. Zdecydowanie nienawidził takich momentów.

Lord i markiz dali upust kolejnej salwie rozbawienia. Alexander pokręcił głową z niedowierzaniem, a przynajmniej spróbował, gdyż zaraz zaatakowały go zawroty. Nie zamierzał przy żadnej najbliższej okazji wypić choćby kropli trunku, choćby był to miód z Wysp Oceanicznych.

- Zapamiętam to, nie myślcie sobie, że nie – rzucił jeszcze groźnie. Zaraz jednak złagodniał, rzucając się do kolejnego toastu i nie psując miłej, przyjaznej atmosfery. Przynajmniej temperament miał już kobiecy czasami.

Sam w tamtym momencie nie wiedział, że jego pijacki pomysł zmieni się w czyn, ale tak naprawdę Alexander nie dziwił się samemu sobie. Nie był żółtodziobem jeśli chodziło o niekonwencjonalne rozwiązania. Chciał przynajmniej spróbować. W końcu bez ryzyka i głupoty świat byłby szalenie nudny.

Teraz spoglądał na własną klatkę piersiową, odkrytą zbyt mocno jak na jego przyzwyczajenie, ale nie mógł powiedzieć, że jest temu przeciwny. Wreszcie świat mógł podziwiać subtelność jego obojczyków.

zasypiając wróżki w popiele |Cinderella AU! Lams| W PRZYGOTOWANIUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz