2/2

26 0 0
                                    

Obok mojego upitego do połowy drinka wylądowały zapałki z mieszkania Leona. Od progu było widać, że klub Cypher nie należał do lokali wytwornych. Mnogo było tu od średnio pięknych twarzy grających w karty, zabijających czas śmiechem i wódą. 

Obserwując sale dostrzegłem za śpiewającym Cementery Blues grajkiem obściskującą się parę. Stolik dalej kobieta o okrytych pończochami nogach do nieba paliła papierosa czekając na klienta, a po drugiej stronie lokalu ktoś wszczynał właśnie kłótnie o rozlany kufel piwa.

W niczym nie przypominało to miejsc, w których urządzał się niegdyś Nathan. Albo przychodził tu dla kaprysu Leona, albo chcąc się ukryć...

- Niech ja pomyślę... Leon... Leon... - Knur w brudnej bokserce dolał mi do szklanki, wolną ręką podrapał szczecinę na brodzie w zastanowieniu. - Ależ tak! - wypalił, odstawiając butle na barek. - Bywał tu z całkiem niezłym chłopcem, co musiał być jakimś aktorem albo coś w tym stylu, mówię panu, ja mam oko! - Zbliżył się do mnie tak bardzo, że poczułem odór jego potu. Podniosłem wzrok, marszcząc z brwi w grymasie obrzydzenia. Jakoś nie umiałem zachować miłego usposobienia.

- To widać... - burknąłem, przyglądając się przekrwionym gałą spaślaka kilka centymetrów ode mnie. - A... co się stało z tym Leonem?

Walka o odkupienie piwa przybrała na sile, bo gepard i pawian uczestniczący w niej darli się, zagłuszając muzykę i moje własne myśli.

- Oj, tego to ja już nie wiem. Wieki całe tu nie zaglądał - odparł świniak, przecierając ścierką blat.

- Ej! Przyjacielu! - Zdziwiony wbiłem ślepia w stronę z której dobiegał głos. Dwa krzesła dalej miejsce zajął szczur. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, pokazał mi w chytrym uśmieszku siekacze. Moja mina na widok jegomościa nie mogła być już bardziej posępna.

- Przepraszam, ale niechcący was usłyszałem. Mogę cię zaprowadzić do Leona, ma się rozumieć, za stosowną opłatą.

Zdążyliśmy jeszcze napatrzyć się na duszących nawzajem mężczyzn, którzy ewidentnie nie doszli do porozumienia w sprawie rozlanego alkoholu. Przynajmniej śpiewak rozumiał ich sytuację, idealnie zaczynając podczas bójki refren o upiorach śpiewających na cmentarzu jego "żałosną piosenkę".

Skręciliśmy w uliczkę przy której znany mi gang motocyklistów częstował papierosem blondwłosą panienkę. Z każdym krokiem byłem coraz bardziej podejrzliwy. Wypalałem spojrzeniem dziurę w skórzanej kurtce gryzonia. Mój nowy "przyjaciel" od razu wzbudził we mnie wstręt... instynktowny.

Mimo to, gdy przekroczyliśmy próg cmentarza Wolfmouth, musiałem mu przyznać jedno - dotrzymał słowa. Stanąłem wreszcie naprzeciw słynnego Leona. Na grobie Noela Krisnoka położony był świeży wieniec. Szczur wskazał mi nagrobek teatralnym ukłonem, dając mi nacieszyć się ponurym widokiem. Ot, cmentarna zgadywanka: Noel Krisnok to anagram od Leon Kronski. Dwa imiona jednego i tego samego trupa.

Za jakie grzechy spotkała go śmierć? Czyżby kochał nieodpowiedniego mężczyznę?
Jeśli tak, na mnie również spoczęła ta klątwa.

Rzeźba kostuchy na dachu centralnego grobowca, wyciągająca ku mnie swój sierp, była jedynie dowodem dla mojego smutnego przypuszczenia. Tak samo jak to, że szczur opuścił statek.

Wniosek? Instynkt z rzadka zawodzi.
Zza budynku wyłoniły się cienie dwóch mężczyzn. Zamknęli mnie miedzy sobą, odcinając ewentualną drogę ucieczki.

- Ej ty, węszyścierwo! Mamy dla ciebie wiadomość. - Spojrzałem pytająco na dwumetrowego kafara.

Cios który wymierzył mi prosto w szczękę prawie pozbawił mnie kła. Oszołomiony i bardzo zirytowany otarłem pysk z krwi i uderzyłem w jego łeb, jednak nie spodziewałem się... cóż...
Chwyciłem własną dłoń z jękiem bólu. Od ciosu który wyprowadziłem nosorożcowi palce na chwile straciły czucie, a z kostek zdarło się futro. 

Blacksad - Pośród Cieni | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz