1/2

46 1 0
                                    

                Schody posesji były długie i niskie, wpasowane idealnie w duży ogród. Radiowóz podjechał pod nie, na kilkumiejscowy prywatny parking. Kawa którą wypiłem w biurze ciążyła na żołądku niczym kamień, gdy pokazali mi zimnego trupa człowieka z moich snów.

Mężczyzna leżał nagi na ogromnym łożu, wciąż tak piękny jak go pamiętałem. Gdyby powiedziano mi, że to rzeźba - uwierzyłbym. W tej scenerii przepychu, w sypialni bogatego, na pierwszy rzut oka perfekcyjnego w każdym detalu człowieka, to musiała być rzeźba. Jakby nie dało się wierzyć, że ktoś mógłby zabić anioła w przedsionku bożego pałacu.

Rude włosy, dłuższe niż przy naszym ostatnim spotkaniu, rozproszyły się na zakrwawionej poduszce, ręce rozłożyły bez sił. Koci nos zastygł zmarszczony w bólu, odsłonięta talia nienaturalnie wygięta od upadku. Ciało o kolorze porcelany.

Usłyszałem dźwięk flesza. Wyrwany z transu wreszcie podniosłem wzrok znad byłego kochanka, dostrzegając na ułamek sekundy ciekawy, może nieco zmieszany wzrok technika z aparatem, skupiony na mnie. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, tamten wrócił do przeglądania klisz, udając brak zainteresowania.

- Poznajesz? To on? - Z ust komisarza buchnął dym papierosowy. Dla niego to również był ewidentnie ciężki poranek. Oczy, wyraźnie zmęczone, przekrwione, łupały ciężko na ludzi dookoła spod grubych szkieł okularów. Jego garnitur był wymięty niechlujnie, ubierany w pośpiechu. Dokładnie tak, jak mój.  

- Tak. Macie już jakieś ślady? - Znów skupiłem wzrok na trupie i to tak zawzięcie, jakby dzięki temu tamten mógł oprzytomnieć i wstać. Ale jego twarz nadal była wykrzywiona w grymasie przerażenia, a pełne, wręcz kobiece usta już siniały.

- Żadnych. - Smirnov w tym momencie również wgapiał się w zabitego mężczyznę, ale z innych pobudek niż ja. On zwyczajnie wolał patrzeć na niego, niż na mnie. - Ani narzędzia, ani motywu, ani podejrzanego - burknął uzupełnienie, gdy cisza zaczęła mu ciążyć. - Pomyślałem, że mógłbyś nam pomóc.

Nawet, gdybym chciał, nie mógłbym. Nie znałem nazwisk osób z którymi się zadawał, nie znałem miejsc w których się pojawiał. Już nie znałem. W końcu to działo się tyle lat temu.

- Rozstaliśmy się dość dawno... zbyt...

- Nie ma sprawy, dzięki, że tu przyszedłeś. - Pozwolił mi nie drążyć tego bardziej.

Oderwałem wzrok od łóżka. Rozejrzałem się po raz kolejny po dobrze znanym mi sprzed lat pokoju i uniosłem złoty, gruby łańcuszek z komody.

- To nie wygląda na rabunek - zauważyłem, chcąc wyciągnąć od komisarza nieco więcej informacji tak, by jednocześnie nie pokazać, że mi zależy. Ale on wyczuł moje nieczyste intencje. Uszy mu drgnęły, łypnął na mnie karcącym spojrzeniem, które przyjąłem z podirytowaniem.

- Słuchaj, Blacksad. Raz, bo nie będę powtarzał. Dla dobra nas wszystkich, trzymaj się z dala od tej sprawy. - Upewnił się, że słyszałem polecenie i nadal nie tracąc na zaciętości dodał: - Możesz iść.

Rumor z drugiej strony przykuł moją uwagę. Drgnąłem niespokojnie, obserwując jak ciało przykryte białym prześcieradłem zostaje wyniesione z pokoju.

- Rozumiemy się, Blacksad? - Owczarek wciąż nie spuszczał mnie z oczu. Wyprostowałem się i zawróciłem, podążając śladem personelu medycznego z noszami.

- Chrzań się, Smirnov - warknąłem za psem.



                    Stos piętrzących się filiżanek - obok stosu piętrzących się książek, wpasowany między zaplamione notatki, a powyrywane strony czasopism - już praktycznie spadał z szafki przystawionej obok komody. Gdy naczynia wreszcie uderzą o podłogę istnieje szansa, że wraz z dywanem ucierpią akta rozrzucone pod krzesłem. Musiałem je przypadkowo szturchnąć, robiąc na stoliku miejsce dla porannej gazety.

Blacksad - Pośród Cieni | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz