Bajka dla małej Draenei

57 3 0
                                    

Na Wattpadzie od 2017 roku
-

-----------------------------------

Ludzie! Cholera, rozstąpcie się! No już, żwawiej! Ludzie, będziemy mieli Eshu! Był poprzedniej nocy w Aarn Trinla, mówią, że do nas go niesie! Będzie za dzień z górą, bo, wystawcie sobie, piechotą idzie! Bez konia i prawieże bez dobytku. Przygotujcie miejsce w Kręgu, oni lubią takie miejsca, mówi się, że dają magicznie na... nasienie! Isiek, precz mi spod nóg! Już cię nie ma, bo do ojca pójdę i powiem, żeś znów mi do kur z procy strzelał! Do domu! I matce powiedz, że trza będzie tego Eshu przenocować, u was jest izba wolna...

~•~

Gaöithe po raz kolejny powrócił myślami do zdarzeń z owego pamiętnego wieczora, minionego parędziesiąt, a może jeszcze więcej lat temu. W końcu był Eshu, a Eshu nie zapominali. Ogarnął go smutek, ale Gaöithe, przeszedłszy już w życiu wiele, jednego był pewien – na smutek najlepszy był sen. Poza tym, następnego dnia czekała go długa droga – planował zatrzymać się w wiosce Draenei. Szturchnął kijem rozżarzone drewno w ognisku, sprawdził, czy nic nie wysunęło się z torby, po czym owinął się szczelniej pledem i umościł wygodnie na trawie. Nadeszły sny, a wraz z nimi bolesna przeszłość.

~•~

Było już późne popołudnie, gdy z daleka poznał miejsce, do którego przywiódł go szlak obrany wczorajszego ranka – zwyczajna droga kończyła się na pagórku, na którym początek brała wysypana fioletowawym piaskiem ścieżka, wiodąca w głąb niewielkiego lasu. Rosły tam liściaste drzewa – dziwne, wydające się bliskie ulecenia przy najlżejszym podmuchu wiatru. Także bladofioletowe korony roiły się od ptactwa pokrzykującego śpiewnie. Jego uszu doleciały też okrzyki walczących o uznanie ojców dzieci. Ktoś płakał, kogoś wołano na posiłek. Uśmiechnął się.

Gdy przekroczył granicę osady, wyczuł dużo magii, więcej, niż było jej w innych odwiedzanych przez niego wioskach Draenei – istoty te same posiadały bardzo potężny magiczny potencjał, ale Gaöithe był prawie pewien, że jedna z chat należała do szamana. Otuliła go niesamowita mieszanka zapachów – były w niej zioła, trawa i... sama magia, posiadająca bardzo trudną do zdefiniowania woń. Jego twarz musnął chłodny powiew. Zawsze lubił kolonie Draenei – w takich miejscach każdy mógł poczuć się pełen sił, zupełnie jak małe dziecko - mogące marzyć i spełniać marzenia.
Prawie od razu otoczyły go małe Draenei – niebieskie postacie o kozich nogach i kopytach, ostro zakończonych – jak u elfów – uszach i granatowych rogach upstrzonych gdzieniegdzie białymi plamkami, przywodzącymi na myśl nocne niebo. Dzieci, nawet wtedy, gdy starzec garbił się, nie dorównywały Gaöithe wzrostowi, mimo tego, że dorosłe istoty zwykły być bardzo wysokie. Podskakiwały dookoła niego i wymachiwały kijkami, kiedy kroczył ku najbliższym chatom. Budynki układały się w okrąg o grubej granicy, wewnątrz którego znajdowała się sporych rozmiarów polana. Przeszedł pomiędzy pierwszymi z domów, podpierając się długą, rzeźbioną z nudów podczas postojów laską. Wokół, z prowizorycznych ganków i tarasów, a także z okien wychodzących najczęściej na kuchnie dało się usłyszeć szepty podniecenia.

Trzeba wam bowiem wiedzieć, że w tamtych pięknych czasach, gdy Eshu przybywał do osady, nikt nie umiał kryć podekscytowania – no, może tylko jak zawsze zimne i wyniosłe Sidthe, mieszkające w swych pałacach z marmuru. Eshu słynęli jako Mistrzowie Opowieści– w całej Arkadii znane były wymyślanie przez nich bajki i opowiadania, a także efekty ich śnienia. Musicie wiedzieć również, że kiedy Eshu snuł opowieść, zaczynała ona stawać się prawdą. Dar ten nazywał się śnieniem – był bardzo piękny, ale i niebezpieczny. Zdarzały się przypadki, że jakiś nierozważny Bajarz wyśnił dajmy na to, głodnego lykantropa. W takim wypadku trzeba było nowo powstałego w Arkadii niebezpiecznego wilkołaka zwalczyć. Oczywiście Eshu różnili się pod względem siły swoich zdolności – niektórzy wyśnić mogli całe pałace, smoki i królewny, innym z trudem przychodziło śnienie o maleńkich elementach opowieści – które, notabene opowiadali równie pięknie i wartościowo wszyscy Bajarze. Jedni śnieniem zyskali sobie poważanie reszty istot, następni wykorzystywali je do mrocznych celów. Istnieli też Eshu nie odzywający się nigdy. Zamilkli, ponieważ moc ich przerażała, nie chcieli przez przypadek skrzywdzić nią swoich bliskich.

Siedemdziesiąt Osiem ZmierzchówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz