Siedział przy stole, pisząc bloga. Jego skupiona, poważna twarz oświetlona była blaskiem bijacym z monitora, a palce stukały żywo w klawiaturę, jednak na wpół przymknięte oczy mężczyzny zdradzały zmęczenie oraz wyczerpanie i nawet nie będąc Sherlockiem, nie trudno było wywnioskować, że John od dłuższego czasu się nie wysypiał.
– Co się tak gapisz?– mruknął, nie odwracając nawet wzroku od komputera. Czuł na sobie wzrok detektywa od paru minut i zaczynało go to irytować.
– Myślę– odparł Holmes, nie przestając obserwować przyjaciela. Blondyn marszczył co jakiś czas brwi, a lekko potargane włosy opadły mu na czoło. Co kilka chwil ziewał ukradkiem, co jednak nie uszło uwadze detektywa.
– Ah tak? Zadziwiające. I do jakich wniosków doszedłeś?– zapytał, właściwie nie do końca ciekaw odpowiedzi.
– Do niezbyt odkrywczych– przyznał Sherlock, zmieniając pozycję w swoim fotelu.– Powinieneś odpocząć.
– Nie mogę. Ludzie czekają na kolejny wpis– westchnął Watson, robiąc kolejny akapit. Czekało go jeszcze sporo pracy.
Sherlock rzucił mu znudzone spojrzenie. Słyszał już to kilka razy dzisiejszego wieczoru, nic dziwnego, że zaczynało mu to powoli brzydnąć. Doktora nie dało się odciągnąć od komputera w żaden sposób, nawet odmówił wypicia z nim herbaty. Wypił sam, jedną ręką trzymając filiżankę ze złocistym płynem, drugą pisząc coś zawzięcie.
Wstał powoli z fotela, odstawiając naczynie z resztkami herbaty na mały stolik. Nie spiesząc się zbytnio zrzucił z siebie szlafrok i sięgnął po płaszcz, kątem oka zauważając, że John mu się przygląda. Narzucił ubranie na siebie, po czym zawiązawszy na szyi niebieski szalik, podszedł do przyjaciela i z impetem zamknął laptopa tuż przed jego nosem. Zrobił to tak niespodziewanie, że mężczyzna ledwo zdążył zabrać palce z klawiatury.
– Pogrzało cię?!– zdenerwował się Watson, mierząc Sherlocka pełnym wyrzutu spojrzeniem.– Nie zdążyłem tego zapisać!
– Wychodzimy– oznajmił mu tylko detektyw, nie zważając na poprzednie słowa swojego pomocnika. Musiał choć na chwilę odciągnąć go od obowiązków, najlepiej zabierając go gdzieś. Poza tym miał do załatwienia bardzo ważną sprawę, której nie wyobrażał sobie rozwiązać w mieszkaniu.
Poczekał chwilę, aż doktor założy kurtkę i stawiając sobie kołnierz, otworzył drzwi. Zbiegł żywo po schodach i rzucając pani Hudson krótkie „dowidzenia”, wyszedł na ulicę.
– Gdzie idziecie?– zapytała kobieta, wychodząc na zewnątrz za Johnem.– Kolejna zagadka?
– Nie wydaje mi się– odparł były żołnierz widząc, że Sherlock nie ma zamiaru się odezwać.
– I idziecie we dwójkę?– chciała wiedzieć pani Hudson, ciekawie i dość dwuznacznie zerkając na obu mężczyzn.
– Na to wygląda– uśmiechnął się sztucznie Watson. Ile razy miał jej powtarzać, że z detektywem nie łączy go nic poza przyjaźnią? Chociaż... Nie przeszkadzałoby mu, gdyby było to coś więcej.
– No nie patrz tak na mnie– zaśmiała się kobieta, opierając się o framugę. Gdy tylko John odwrócił się do niej plecami, puściła oczko Sherlockowi. Młody Holmes wtajemniczył ją w swoje zamiary kilka dni temu i od tej pory o niczym innym nie mogła myśleć.
– Czy możemy już iść?– Doktor zacisnął usta w wąską kreskę, patrząc ponaglająco na przyjaciela.
Sherlock skinął głową i żywym krokiem przeszedł przez ulicę, nawet nie patrząc, czy cokolwiek jedzie. Moment wybrał idealny, John jednak musiał poczekać, by bezpiecznie przejść na drugą stronę.