Rozdział 1

13 0 0
                                    

...czyli jak z królewny stałam się barmanką


     –  Nie mam wątpliwości, że wielokrotnie kłóciliście się z rodzicami. Prawdopodobnie nawet w pewnym momencie swojego życia czuliście, że jesteście dla nich jednym wielkim zawodem.

 Ale widzicie, robi się trochę bardziej zabawnie, kiedy twoi rodzice mają władzę. I nie mówię tutaj o władzy nad spiżarnią, czy godzinami powrotów do domu. Mam na myśli władzę nad całym królestwem. W takim przypadku odzywka ,,I co mi zrobisz? Zamkniesz mnie w pokoju do osiemnastki?", połączona z wielce dojrzałym prychnięciem i tupnięciem nogą trochę traci sens. Domyślacie się bowiem, że rzeczywiście mogą to zrobić i to bez żadnych konsekwencji. 

Popełniłam raz ten błąd, kiedy na 11 urodziny mojej młodszej siostrzyczki, Sam, ignorując zakaz ojca zorganizowałam jej  wymarzoną wycieczkę na kucykach do pobliskiej wsi. Mimo tego, iż była zachwycona jarmarkiem pełnym egzotycznych zwierząt i kuglarzy, ciąglę mam wątpliwości, czy to było warte kary jaką musiałam wtedy ponieść. Kiedy ponad rok siedzisz zamknięta w wieży, gdzie jedyną rozrywką są stare książki, przychodzi taki czas, gdy zastanawiasz się czy twoi rodzice w ogóle cię kochają...

Nasza rodzina jest nieco wyjątkowa, nawet pomijając tę całą artystokratyczną otoczkę. Otóż od pokoleń poza kolorem oczu, czy włosów dziedziczymy również Moc. U każdego członka rodziny objawiała się ona trochę inaczej, jednak muszę przyznać, efekty były spektakularne i może dlatego dzierżymy władzę od tak wielu lat. Moc opiera się na zdolności do modyfikacji - dla przykładu jakiś prapraprapradziadek umiał modyfikować mikroskopijne cząstki roślin, dzięki czemu teraz mamy najbardziej urodzajne i zróżnicowane plony. Jeszcze bardziej "pra" babcia miała zdolności do zmiany kształtów skał i za "drobną" zachętą swojego męża  wiele lat spędziła jeżdżąc wzdłuż granic królestwa, tworząc tam wielkie przepaście lub wysokie góry, które od lat chronią nas przed najazdami sąsiadów. 

Jak dla mnie moja matka ma dość nudną moc. Pomyślcie sobie, że wasi przodkowie potrafią zamieniać kamień w złoto, a wam trafia się rola tuby nagłaśniającej. Fachowo nazwali to kontrolowaniem cząsteczek dźwieku, co sprowadza się do przekształacania, podgłaśniania, lub wyciszania odgłosów. Ostatniej fukcji używa najczęściej żeby doprowadzić mnie do szału - kłócenie się z moją matką nie ma za bardzo sensu, bo kiedy poczuje, że mam za dobre argumenty, po prostu blokuje wydawane przeze mnie dźwięki.

Do dziś pamiętam dokładnie jak moc objawiła się u mojej siostry. Byłam wtedy tuż przed swoimi 16 urodzinami. Sammy miała 13 lat i rodzice zaczynali się już niecierpliwić, bo Moc nigdy nie ujawniła się u kogoś starszego. Był całkiem ładny dzień, co nie powstrzymało nas od kłótni. Zanim przejdę do jej powodu musicie wiedzieć trzy rzeczy:

1. Byłam wtedy strasznie rozpieszczonym bachorem

2. Nie miałam za grosz koordynacji ruchowej

3. Już taka nie jestem, zmieniłam się. No, przynajmniej w pierwszej kwestii.

Otóż poszło wtedy o małego kotka, którego jakiś gwardzista znalazł przed Główną Bramą. Podobno po tym jak jeden z nich poczęstował go swoim prowiantem, nie chciał się od nich odczepić i cały dzień łasił się do ich nóg lub próbował bawić się piórami zapasowego hełmu leżącego na ziemi. Miarka się przebrała, kiedy nasikał na buta dowódcy zmiany. Wtedy kotek trafił do mojej siostry i cóż, moje ego nie mogło tego wytrzymać... Kiedy przygotowywała mu jedzenie w zamkowej kuchni, wyrwałam jej Pana Wąsacza i zaczęłam z nim biegać, trzymając na tyle wysoko, żeby drobniutka Sam nie mogła go dosięgnąć. Wtedy wydarzyło się parę rzeczy na raz. Kotek postanowił wydrapać sobie drogę na wolność, jakaś kucharka stwierdziła, że rozlane na podłodze mleko nie jest problemem i może zaczekać, a ja uznałam, że przebiegnięcie po nim nie jest ponad moje możliwości. W pamięci mam jeszcze tylko swój przerażony wrzask, długi ślizg, widowiskową wywrotkę i ciemność. 

Ostatnie z roduWhere stories live. Discover now