*Przypomniało mi się! Nie wiem czy ktokolwiek na to wejdzie, zobaczy, przeczyta.. Nawet jeśli nie, napiszę to dla siebie. Mimo tego - Osobo, która jednak to czytasz, trzymaj się mocno, jedziemy!*
Trasa po Europie. Mimo bólu, który codziennie wydziera po milimetrze mojego serca, cieszę się. Cieszę się, bo ona jest obok, a on kilkadziesiąt kilometrów stąd. Staram się nie słuchać, nie być obok, nie myśleć kiedy widzę jak śmieje się do telefonu, jak godzinami chodzi wkoło rozmawiając z nim. Od ostatniego zdarzenia w moim mieszkaniu, prawie nie rozmawiamy. Po każdym koncercie, mijam ją bez słowa, chociaż każda cząstka mnie błaga o jej dotyk. Zostają mi jedynie spojrzenia, chłonę jej obraz, zapach gdy przechodzi obok, idiotyczne pytania o pogodę, uwagi podczas prób. Chcę każdego jej słowa i cieszę się jak dziecko, kiedy kieruje je do mnie. Cieszę się i umieram jednocześnie, nigdy nie znałam takiego uczucia. I nigdy bym nie pomyślała, że moja egzystencja polegać będzie na powolnym umieraniu.
- Jak wam idzie dziewczynki? - Jeff wychylił głowę przez drzwi naszego pokoju do prób.
- Sprężamy się, w końcu Paryż nie może zostać niezwiedzony! - zaśmiała się Dinah, na chwilę odkładając mikrofon.
- Wiem, że was ciągnie na zakupy, ale jakbym wypuścił was jeszcze przed jutrzejszym koncertem, to musiałbym go chyba odwołać! - o dziwo miał dzisiaj rewelacyjny humor. Lekka odmiana od tygodnia, gdy dostawałyśmy opieprz za każdą pierdołę.
Po próbie dziewczyny poszły na lunch do pobliskiej restauracji. Odmówiłam, co i tak ich nie zdziwiło. Unikałam bliższych spotkań, co niestety nie uszło uwadze prasy.
- Kurwa... - zaklnęłam czytając kolejny artykuł o tym, że ostatnio oddalam się od grupy, zapewne z powodu domieszek o solowej karierze. - Co za bzdury.
Odkładam tablet i przewracając się na bok, słyszę dźwięk rozbijanego szkła. Otwieram drzwi od swojego pokoju i widzę Camilę, próbującą zatamować krew.
- Co Ci się stało?! - krzyczę, klękając obok niej.
- Chciałam użyć perfum, ale upadły na podłogę i jak zbierałam... ała! - syknęła, gdy owijałam jej dłoń kawałkiem chusteczki.
- Chodź. - podnoszę ją i wpycham do łazienki swojego pokoju. - Dosyć głęboko to rozcięłaś. Po co w ogóle używałaś perfum, wracając do pokoju? - prawie na nią krzyczę.
- Miałam zamiar jeszcze wyjść... - mówi cicho, a na dźwięk tych słów ogarnia mnie chłód. Zostawiam w spokoju jej dłonie i staję obok, pozwalając by sama zadecydowała co ma teraz zrobić. Stoimy w ciszy, ja ze spuszczoną głową, wpatrując się w krew na umywalce, ona z dłonią pod bieżącą wodą. Zapragnęłam by wyszła, stała obok zbyt długo, a ja zbyt mocno pragnęłam teraz jej kontaktu.
- Chyba już jest okej. - odparła po chwili, a mi ulżyło, że zaraz stąd wyjdzie, że zostawi mnie jak zawsze, bez choćby jednego spojrzenia. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz patrzyłyśmy sobie w oczy.
- Musisz mu powiedzieć... - rzuciłam szybko, gdy stała już przy drzwiach wyjściowych z pokoju.
- Co? - spojrzała na mnie zdziwiona. Spojrzała. Chyba pierwszy raz od dwóch miesięcy nasze oczy się spotkały. Tęskniłam.
- Że się skaleczyłaś. Powinien wiedzieć. - czułam jak łzy napływają mi do oczu.
- Powiem. - odmruknęła i odwróciła się w stronę drzwi, gdy zatrzasnęłam je z hukiem.
- A mi musisz powiedzieć dlaczego. Nie odpowiedziałaś wtedy... u mnie... nie odpowiedziałaś Camila. - cedzę przez łzy, stojąc za jej plecami i trzymając ręką drzwi, tak by nie mogła ich otworzyć. Słyszę jej przyspieszony oddech. Wiem, że walczy ze łzami. Łapię ją za ramię i odwracam w swoją stronę. Patrzymy na siebie. Obie mamy zaszklone oczy. Tylko dlaczego? Dlaczego wywołało to u Ciebie płacz, Maleńka?
- Nie mogę Lauren... Dlaczego do tego wracasz? - pyta nie odrywając ode mnie wzroku.
- Bo nigdy nie zrozumiem. - płaczę. Pękam. Nie jestem w stanie tego zahamować. Nie umiem przed nią. Teraz czuję jej zapach, patrzę na nią i wiem, że tylko ona jest w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu. I tak cholernie się tego boję.
Podchodzi bliżej, tak, że prawie stykamy się nosami. Nie, nie mam prawa do jej ust, nie mogę wykonać żadnego kroku.
- Obiecuję, że zrozumiesz... - szepcze prosto w moje usta. Powiedziała to tak cicho, że zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle cokolwiek powiedziała. Stoję tak nieruchomo, gdy jej już nie ma. Drzwi są zamknięte, a ja nie jestem pewna już niczego. Przechodzą mnie dreszcze. Kładę się na łóżku i myślę nad jej słowami. Co mam zrozumieć? To jakaś gra? Jest z nim z jakiegoś powodu? Jutro ostatni koncert. Nie mogę tego zostawiać w taki sposób. Nie kiedy dzielą ją tylko dni, by znowu znaleźć się w jego ramionach. Rozwiążę tę zagadkę Skarbie. Obiecuję.