Kwiecień w tym roku jest wyjątkowo chłodny. Cieszę się na myśl o nadchodzącym maju. Przede wszystkim dlatego, że dostanę wypłatę, zaglądając do swojego portfela wiem, że ciężko będzie mi przeżyć jeszcze te kilka dni.
Zbieram się do pracy wyjątkowo leniwie, nie wyspałam się, bo wczoraj Olivia wysłała mi kolejny film o mafii, z dopiskiem, że koniecznie muszę go zobaczyć. Motyw porwania kobiety sprawił, że nie dokończyłam go oglądać, ale nie potrafiłam zasnąć. Wszystko wróciło. Nie winię za to Olivii. Ona przecież nic nie wie. Nikt o tym nie wie...
Znów się zamyśliłam, zerkam na zegarek w mikrofalówce, jest już późno, a ja nawet się nie ubrałam. Biegnę do swojego pokoju i wyciągam z niego pierwsze ubrania z góry. Dziś padło na czarne rurki i niebieski sweter, którego nawet nie lubię. Zakładam go jednak, bo jest jakieś piętnaście stopni, a ja nienawidzę marznąć. Odpuszczam pełny makijaż, jedynie podkreślam szybko rzęsy i w pośpiechu wychodzę z domu. Na chodniku sprawdzam zawartość torebki, upewniając się czy niczego nie zapomniałam.
Dochodzę do przejścia dla pieszych, tak jak każdego dnia stoję przed wyborem : przejść przez ulicę i iść do pracy drogą mafii, lub iść prosto i przejść dopiero na kolejnych pasach. Zawsze ten sam problem, zawsze ten sam wybór. Biorę kilka wdechów i przechodzę przez przejście. Sprawdzam w telefonie godzinę, jeszcze dwadzieścia minut. Zdążę. Chyba.
Wchodząc na ulicę mafii automatycznie zwalniam krok. Ze strachu? Nie zupełnie, gdyby kierował mną strach nie chodziłabym tędy jak większość ludzi. To chora fascynacja ich życiem. Z jakiegoś powodu lubię przyglądać się ich domom. Może potrzebuję adrenaliny? Może...
Pamiętam jeszcze stare fabryki znajdujące się tu przed wybudzeniem. Widziałam je może dwa lub trzy razy. Kilka dni po mojej przeprowadzce tutaj wszystkie te budynki zostały zrównane z ziemią. Niedługo później każdy już wiedział kto wykupił to wszystko. Panika wśród ludzi jest nie do opisania. Miasto opustoszało w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, zostali tu nieliczni. Co prawda niektórzy wrócili, gdy okazało się, że jednak nic nam nie grozi. Trzech braci zapewniło nas, że o ile my nie będziemy robić problemów, oni także ich nie zrobią. Swoje „interesy” załatwiają w innych miastach. Tu po prostu mieszkają.
Zatrzymuję się na kilka sekund pod domem Lucasa. Podobno to najmłodszy z braci. Jego dom przypomina przerośnięty dworek w nowoczesny stylu. Biało-czarna konstrukcja wydaje mi się być jego odzwierciedleniem. Na pozór ładny domek, kryjący za swoimi drzwiami niebezpieczeństwo. Lucas też nie przypomina wyglądem bezlitosnego gangstera. Jest bardzo przystojnym blondynem o delikatnych rysach twarzy i niebieskich oczach. Choć jeśli o oczach mowa, zazwyczaj nie pokazuje ich ludziom, na ogół nosi czarne okulary. O każdej prze dnia i roku. Tylko dwa razy widziałam go bez nich i to przez kilka sekund. Mimo dużej odległości tych oczu nie dało się nie dostrzec.
Na środku stoi dom Ethana, tu nie staję zbyt często, a jeśli już to na ułamek sekundy. Zawsze ktoś jest na zewnątrz, a ja nie chcę być zauważona. Tym razem dwóch postawnych mężczyzn chodzi po ogrodzie niedaleko wysokiej bramy, spuszczam głowę w dół i idę dalej. Ten dom kojarzy mi się z willą, której właściciela trochę poniosło. Nie lubię takich budynków, wszystkiego jest za dużo, drobniutka cegła stroi wszystkie ściany, a złoto czarne zdobienia na oknach poniekąd podkreślają styl całego domu. Ale nie jest to mój gust. Jednak nie wszyscy uważają tak jak ja. Moja przyjaciółka Olivia już niejednokrotnie zachwycała się zarówno Ethanem, jak i miejscem, w którym mieszka. Wszystko od kiedy trafiła do jego domu. Odbywała się tam jakaś wielka impreza, a ona znalazła się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie. Idąc przez park spotkała grupę ludzi, która miała tam zaproszenie, wśród nich znajdował się jej były chłopak. Na jej szczęście nie rozstali się w gniewie. Tygodniami słuchałam jak zachwycający dom w środku ma Ethan, że jest sto razy piękniejszy niż sobie wyobrażała. A jego właściciel jest tak boski, że nie może przestać o nim myśleć. Od tego wydarzenia minęło już osiem miesięcy, jednak Olivia wciąż to rozpamiętuje. Mężczyzna nie zamienił z nią nawet słowa, a ona i tak jest w nim zakochana po uszy. Ethan ma pociągłą twarz, oliwkową karnacje i brązowe oczy, włosy zawsze postawione chyba na dużą ilość żelu. Jego uroda kojarzyła mi się z typowo francuskimi genami.
Kiedy jestem już na przeciwko ostatniego domu moje serce nieco przyśpiesza. Zerkam ostrożnie w jego stronę by upewnić się, że nikogo nie ma. Jest chyba największy ze wszystkich, ale na pierwszy rzut oka wcale tak nie wygląda. Biały, dwupiętrowy budynek z dodatkami drewna wygląda elegancko i gustownie, zawsze chciałam mieszkać w takim domu, choć szansa na to, że kiedyś tak się stanie jest raczej równa zeru. Moja pensja ledwo wystarczy mi na czynsz. Zawsze jednak można pomarzyć, a stojąc tu czuję się lepiej. Pewnie nie zachwycałabym się nim tak bardzo, gdyby nie fakt, że jego właścicielem jest najprzystojniejszy mężczyzna chodzący po tej ziemi. Co za pech że jest gangsterem. Artur jest z pewnością mężczyzną nieziemskiej urody. Podobno ma tatuaż przedstawiający węża owiniętego na krzyżu. Nigdy nie widziałam nawet jego kawałka, ale wydaje mi się, że to prawdziwa plotka. Dlatego mówią do niego Kobra. Jest wysoki i idealnie zbudowany, ma ciemną karnacje, perfekcyjnie ułożone za każdym razem brązowe włosy i ciemne, niemal czarne oczy. Mówi się, że to właśnie on ma tu największą władzę.
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że znów przesadziłam. Sprawdzam godzinę, cholera. Przeklinam się w myślach biegnąc w stronę baru, w którym pracuję. Wiem, że i tak już nie zdążę na czas, ale może zdążę przed Tessą. Po drodze udaję mi się nawet nikogo nie staranować. Wbiegam z przyśpieszonym oddechem do baru rozglądając się po pomieszczeniu. Olivia właśnie wyciera bar, widząc mnie odkłada ścierkę i podchodzi bliżej.
- Znowu się spóźniłaś. Ciesz się, że szefowa tego nie widzi, bo znowu zrobiła by tą swoją dziwną minę. – Oli marszczy czoło i śmieje się głośno.
Dobrze jest pracować z przyjaciółką. Niejednokrotnie tłumaczyła moje spóźnienia Tessie, mimo, że nie miała pojęcia czemu tak notorycznie się spóźniam. Nie mogę jednak oprzeć się pokusie oglądania jego domu, czasami wpadam w jakiś trans i tracę kontakt ze światem. Wiem, że powinnam w końcu zmienić moją trasę i iść do pracy drogą którą wracam. Jest niewiele dłuższa, ale przejście nią zajmuje mi mniej czasu. Nie chodzę drogą z posesjami mafii po pracy, ponieważ jest wtedy zbyt późno na spacery po tak niebezpiecznej dzielnicy. Dla własnego dobra muszę nie robić tego także rano, mimo że wtedy jest znacznie bezpieczniej. Jednak chyba nie dla mnie.
Kiedy tylko ściągam płaszcz, żeby zabrać się za przecieranie stolików, do baru wpada przerażona Tessa.
- Dziewczyny ubierajcie się szybko, odwiozę was do domów!
- Czemu? Co się stało? - Pytam szefowej i widzę jak robi się coraz bladsza.
- Szykuje się nam chyba wojna gangów. Chłopakom ktoś ukradł podobno jakieś duże pieniądze. Nikt nie jest bezpieczny dopóki ich nie znajdą. Ludzie zamykają swoje sklepu, biura, wszystko. My też nie będziemy ryzykować. No już ubierajcie się szybko!
W ciągu dwóch minut znalazłyśmy się w samochodzie, Tessa objeżdża nasze miasto jak najdalej od ulicy mafii. Najpierw odwozi Olivie, która wydaje się być bardziej podekscytowana, niż przerażona. Zdecydowanie powinnam porozmawiać z nią na temat tych filmów, mam coraz większą pewność, że mącą jej w głowie.
- Dajcie znać jak dojedziecie do domu. – Olivia trzaska drzwiami i po chwili znika wchodząc na klatkę swojego bloku. Zerkam na Tessę, mimo że siedzę z tyłu wyczuwam jaka jest zdenerwowana, w lusterku widzę jej oczy, są przerażone i nieobecne. Ściska kurczowo kierownicę, co kilka sekund rozgląda się na boki. Ja też to robię, choć skupiam się tylko na widoku z lewej strony.
Mijamy właśnie stary park, do którego mało kto już zagląda, jest zniszczony i bardzo zaniedbany, ciężko byłoby odnaleźć tam ścieżkę, która jeszcze rok temu była dość widoczna. Wtedy byłam tu po raz ostatni.
Nagle zauważam dwie postacie biegnące między krzakami w kierunku ruin. Tessa nie jedzie zbyt szybko, więc mam chwilę, by dokładniej się im przyjrzeć. To dwóch chłopaków, jestem niemal przekonana, że są jeszcze bardzo młodzi. Choć z tej odległości może mi się to tylko wydawać. Gdy znikają z zasięgu mojego wzroku opadam głową o zagłówek fotela. Kto to mógł być? Nie widziałam ich wcześniej, to nikt stąd. Chyba że po prostu ich nie rozpoznałam. Moje myśli krążą, nagle dochodzi do mnie coś jeszcze, ważny szczegół, na którego wcześniej nie zwróciłam uwagi. Walizka. Jeden z nich biegł z ogromną walizką. Co w niej było? Ubrania? A może pieniądze? Nie powinnam tego widzieć. Zdecydowanie nie powinnam.
Dopiero gdy stajemy pod moim domem wracam na ziemię. Tessa odwraca się w moją stronę.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować dzwoń do mnie. – Uśmiecham się nieznacznie. – Nigdzie nie wychodź, siedź w domu i nikomu nie otwieraj. Masz co jeść? – Kiwam twierdząco głową, a ona uśmiecha się lekko.
- Dziękuję, że mnie odwiozłaś. W razie czego będę dzwonić do ciebie. Nie martw się.
Otwieram drzwi samochodu i wolnym krokiem idę w kierunku domu. Wygrzebuję z torebki klucze, kiedy przekręcam zamek słyszę jak Tessa odjeżdża autem.
Wchodzę do środka i rozglądam się dookoła. Coś w głowie nie daje mi spokoju. Rzucam torebkę na stolik i siadam na kanapę. Schylam się do pilota, ale nie biorę go do ręki. Wiem, że i tak na niczym się nie skupię. Znów nachodzą mnie te myśli. Co było w walizce? Może to oni ukradli pieniądze? A gdybym tam poszła? Albo powiedziała chłopakom, że coś widziałam?
- Kurwa! - Wstaję gwałtownie z kanapy i zaczynam chodzić w koło. – Co mnie to w ogóle obchodzi?
Chcę o tym już po prostu nie myśleć. Jest jeszcze bardzo wcześnie, nie wiem jak wytrzymam tu tyle godzin. Staram się jakoś zorganizować sobie czas, ale nie potrafię wyłączyć myślenia. Już nie chcę nic z tym robić, to by było głupie. Ale ciekawość nie pozwala mi przestać o tym myśleć.
Wytrzymuję do samego wieczora, o dwudziestej jem kolacje i biorę po niej szybki prysznic. Gdy jestem w swojej sypialni mam wrażenie, że słyszę strzały, jakby z oddali, bardzo przygłuszone. Z pewnością nie w naszym mieście. Coraz bardziej chcę zapomnieć o walizce jaką widziałam...