2

255 18 12
                                    

Nie mieszkałam za wysoko, więc swoim upadkiem nie wyrządziłam sobie krzywdy. Podwinęłam sukienkę by spojrzeć na stłuczone kolano, całe szczęście to nic poważnego. Zaczęłam biec, jak najdalej od zamku, adrenalina płynęła w moich żyłach, pęsziłam przed siebie, aż nagle na mojej drodze stanął drewniany stragan z jabłkami. Nie miałam szansy go wyminąć - wpładłam wprost w taczkę pełną owoców, przewracając ją i rozrzucając jej zawartość.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - silna ręka z miażdżącą siłą chwyciła mój nadgarstek. Zakryłam twarz szalem dokładniej. - Będziesz musiała za to zapłacić, sporo. - podniósł mnie brutalnie na nogi.
- Ja mogę wszystko wyjaśnić... - twarz mężczyzny nie wyglądała na skłonną do negocjacji. Czerwieniał ze złości, gotów był podnieść na mnie rękę, nie rozpoznając księżniczki, którą byłam.
- Ej! Ty tam! Nie chcesz chyba przywłaszczyć jej sobie? - nowy głos, a po chwili cień przemknął koło mnie, chwytając jedną ręką moją talię, a drugą trzy jabłka. - Biorę wszystko - w jego głosie słyszałam uśmiech.
- W takim razie zapłacisz za wszystko, tak? - sprzedawca parsknął.
- Nie - właściciel męskiego głosu przyłożył sztylet do gardła rolnika - Ale pozwolę ci pójść z życiem.
Tamten zdębiał, i stał w bezruchu, w czasie gdy mój wybawiciel polecił mi szybkie:
- Biegnij w stronę budynku z niebieskim dachem.
Bez zbędnych upomnień popędziłam w stronę widocznej konstrukcji, a będąc przy niej, wreszcie mogłam złapać oddech. Oparłam się rękami o kolana, dysząc ciężko. Dzięki ci, królewskie życie, za zniszczenie mojej kondycji.
Stojąc w tej pozycji, poczułam klepnięcie w miejsce poniżej pleców.
- Jak tam, sieroto boża? - głos nieznanego wybawcy zabrzmiał raz jeszcze.
- Dziękuję za ratunek, nie mam ci jak zapłacić - ucięłam szybko, zaczęłam się oddalać. Ten jednak nie dawał za wygraną, złapał mój nadgarstek.
- Księżniczko, coś mi się jednak należy - On wie! Tym bardziej pora się oddalić. Spojrzałam się na niego. Niespotykane w tych rejonach blond włosy, głębokie oczy i umięśniona postura, małe oko Chorusa na nadgrastku, zapewne oznacza przynależność do jakiejś grupy. W całej swojej okazałości mężczyzna przypominał młodszą, bardziej egzotyczną kopię Sapira.
- Nie "księżniczko"? To może królewno? - czyli jednak przezwisko nie znaczyło nic głębszego, poczułam ulgę. - Co tak zaniemówiłaś? Oszołomiłem cię swoim pięknem? - odgarnął z czoła blond loki, swoimi oczami wodził po czerwonej sukience. Mówiłam, że to zły kolor! - Wracając... - złapał mnie dłonią w talii - mam wrażenie, że istnieje sposób, w którym możesz mi sprawiedliwie zapłacić, pamiętaj, uratowałem cię - dłoń zaciskała się co raz mocniej. - więc może należy mi się jakiś całus?
- Anar, co ty tam znowu masz? - niebezpieczną chwilę przerwał głos mężczyzny wychodzącego z bocznej uliczki. Chwilę później dwa palce powędrowały pod moją brodę, unosząc ją w delikatny, lecz stanowczy sposób. Moim oczom ukazał się mężczyzna na oko odrobinę starszy od Sapira, z kasztanowymi włosami związanymi w męski kucyk.
- Ładna, zazdrościsz? - odparł chłopak nazwany Anarem - Ale jest moja. Łapy precz, Sander.
Kasztanowłosy uśmiechnął się.
- Bo co mi zrobisz? - puścił mój podbródek i kucnął przede mną - Ile bierzesz za noc? Dam ci dwukrotnie więcej, niż mój kolega
- Nie jestem twoim kolegą
- Cicho - spojrzał się intensywnie, rozbawionym spojrzeniem w moje oczy. Próbowałam stawiać opór, zignorować go i nie udzielać odpowiedzi.
- Nie sprzedaję się - wycedziłam pomimo oporu
- Oczywiście - Sander wstał - bo każda normalna dziewczyna paraduje w prześwitującej czerwonej sukience po ulicach
Zamilkłam. Nie mogłam powiedzieć im prawdy, jednak nie chciałam wylądować z żadnym z nich w łóżku.
- Ja...
- Nie tłumacz się, po prostu powiedz ile bierzesz - zawtórował Sandrowi Anar
- Nie jestem prostytutką - warknęłam zdenerwowana
- Nie chcesz pieniędzy? Czyli można sobie wziąć za darmo?
- Nie. Jestem. Prostytutką. - powiedziałam głośniej - zostawcie mnie
Anar przerzucił mnie sobie przez ramię.
- Jeżeli nie chcesz, to nie dostaniesz nic - odparł blondyn, trzymając mnie mocno - ale mi się coś należy, nie ratuje tyłków za darmo
Moja sukienka zsunęła się maksymalnie, obnażając całe moje nogi, którym Sander nieskrycie i intensywnie się przyglądał. Anar otworzył drzwi do czegoś, co okazało się być karczmą. Kierował się do zarządcy, kiedy jego imię zostało głośno wypowiedziane przez kogoś siedzącego w rogu sali. Poczułam jak mięśnie na jego rękach się naprężają.
- Mówiłeś, że szef przyjeżdża jutro - wściekle szepnął do Sanders
- Tak mi się wydawało - odszepnął mu, równie zaniepokojony.
W rogu karczmy, z długimi nogami wywalonymi na stół siedziała istota przypominającą dziecko samego Ra i aniołów. Idealny zarys mięśni na rękach i torsie, blond włosów niedbale zaczesanych, przeniklieych szarych oczu i złotej skóry psuła skórzana opaska na oku, delikatnie zakrywająca podłużną bliznę bięgnącą przez lewą połowę jego twarzy. Jednak... może nie psuła. Dodawała mężczyźnie tajemniczości.
- Chłopcy... co ja mówiłem o chodzeniu na dziwki w czasie pracy? - nie poświęcił mi nic oprócz przelotnego spojrzenia.
- Szefie... ale my tylko... - Anar próbował się wytłumaczyć, dość nieudolnie.
Mężczyzna wstał, poczułam szarpnięcie i patrzyłam na świat z wyższego punktu widzenia.
- Konfiskuję - powiedział lodowato, zostawiając mnie i dwójkę mężczyzn w szoku. Skierował się w stronę drzwi, podczas gdy oni patrzyli się na siebie otępiale.
- Dobrze, że jej nie zapłaciłem - usłyszałam fragment rozmowy - szkoda by było stracić te pieniądze.
Wyszliśmy na świeże powietrze, on wciąż trzymając mnie przerzuconą przez ramię.
- Przepraszam, ale mógłbyś mnie już puścić - maniery wciąż mnie nie opuszczały, mimo tego, że zapewne mężczyzna mnjw trzymający nie wiedział o ich istnieniu
Bez słowa, nie delikatnie upuścił mnie na ziemię, w szoku spojrzałam się w jego oczy, widniało w nich zaciekawienie.
- Chcieli zapłacić za coś takiego? -lustrosał mnie wzrokiem - Ja bym nawet za darmo się nie zdecydował.
Słowa uderzyły we mnie mocno, byłam w wielkim szoku. Jak ktokolwiek mógłby powiedzieć coś tak okrutnego przy kobiecie?
- Przepraszam? - zszokowana, zadałam pytanie.
- Powtórzyć? Nikt o zdrowych oczach by się z tobą nie przespał - powiedział to tak samo obojętnym tonem jak poprzednio. - Mogliby mieć jakiś gust.
Moje oczy zaczęły wypełniać się łzami. Pomimo, że uwaga wypowiedziana była przez nieznajomego, bardzo mnie bolała. Nikt wcześniej nie powiedział czegoś takiego. Czy to wszystko dlatego, że byłam księżniczką, więc kłamali z powodu strachu przed moim ojcem?
- Kim jesteś żeby coś takiego powiedzieć? - wściekła, z makijażem rozmytym łzami zadałam pytanie.
On ujął moją dłoń swoją wielką, złożył na niej dziwnie delikatny pocałunek, uniósł oczy i odpowiedział.
- Amon, Król Złodziei, do usług panienko.

Król ZłodzieiWhere stories live. Discover now