Zazwyczaj nie zwracam uwagi na świt. Przeważnie wtedy śpię. A nawet jeśli tego nie robię... powiedzmy, że mam wtedy ciekawsze zajęcia niż próbowanie patrzeć na coś na co patrzeć nie sposób. Nie mniej, świt w dniu zebrania Rady, odczułam bardzo intensywnie. Kieran o to zadbał.
Oficjalnie, po za zebraniami, na tematy na nich poruszane, można dyskutować tylko w obrębie rodziny. Rozmowy między rodzinne są niewskazane. Ma to zapobiec próbom "dogadywania" decyzji po za spotkaniem. Nikt specjalnie się tym nie przejmuje, agitacja jest prowadzona bez większego skrępowania.
W praktyce, to właśnie w rodzinie takie dyskusje są rzadkością. Są osoby, które decydują. Te osoby przekazują swoją decyzję przedstawicielowi a on głosuje na zebraniu. W większości rodzin to głowa rodu podejmuje decyzję. Jeśli któremuś członkowi szczególnie zależy na konkretnej decyzji, może prosić głowę rodu o przychylenie się do takiej a nie innej opcji.
W rodzinie Merwetherów głową jest Anne Marie - matka Kierana i Felice'a. To ona podejmuje decyzję. Przed zebraniem Rady mogłam udać się do Lyonnu i spróbować ją przekonać do zachowania przy życiu Ostatnich Rewolucjonistów. Mogłam też zagłosować po swojemu na zebraniu. Jednak nie poleciałam do Lyonnu i nie zamierzałam sprzeciwiać się woli Anne Marie.
Co to ma wspólnego ze świtem?
Do świtu smacznie sobie spałam w hotelowym łóżku. Wraz z pierwszymi promieniami słońca do mojego pokoju wpadł Kieran.
Pierwsze co przyszło mi do głowy - myślą, że się sprzeciwię. Chociaż nie. To była druga myśl. Pierwszą było - zabiję go. Kieran samym swoim pojawieniem potrafi doprowadzić mnie do szału.
- Co to ma znaczyć? - spytał, stając przy łóżku.
Przypominał lodową furię. Wpadł do pokoju niczym burza, po czym znieruchomiał, z twarzą wykrzywioną wściekłością i skrzyżowanymi ramionami. Mimo to jego głos pozostał zimny. Mimo że rzadko zdarzało mu się mówić inaczej, za każdym razem byłam zaskoczona.
Przetarłam twarz dłońmi i mimo wyraźnego sprzeciwu mojego ciała, usiadłam. Desperacko próbowałam zrozumieć co się właściwie dzieje. W końcu się poddałam.
- O co ci znowu chodzi? - spytałam zrezygnowana.
- O Felice'a! - uniósł głos.
No tak. Felice. Narażanie życia jego brata przez spotkanie w barze zdecydowanie mogło podnieść mu ciśnienie. Ale hej! Przecież to nie tak, że szukałam kontaktu z mężem. Po prostu się tam pojawił, uratował idiotę, którego miałam ochotę zabić, zamienił ze mną kilka słów i wypił drinka czy dwa. No i oczywiście był też ten niekoniecznie przyjemny incydent na koniec. Ale nic z tego nie było moją winą.
Wyszłam z łóżka i zamówiłam przez telefon kawę i butelkę wina do pokoju.
Kieran w tym czasie nie poruszył się nawet o milimetr. Cały czas czekał na moją odpowiedź. Uznałam, że skoro czekanie mu nie przeszkadza, możemy przeprowadzić tę, niewątpliwie nieprzyjemną, rozmowę po otrzymaniu napojów.
Ignorując jego obecność przebrałam się w długą, ciemną sukienkę. W ciszy czekaliśmy aż kelner zostawi wózek i wyjdzie. Nalałam wina do dwóch kieliszków i usiadłam. Przyszedł czas na rozmowę.
Niech polowanie na czarownicę się rozpocznie.
- Co słyszałeś? - spytałam obojętnie.
Odwrócił się w moją stronę.
- To ja pytam ciebie: co zrobiłaś?! - warknął ze złością. Czyli że czekanie wcale go nie uspokoiło. Też mi niespodzianka.
- Nieważne - stwierdziłam obojętnie. - Cokolwiek by to nie było, wszystkiemu zaprzeczę.
YOU ARE READING
Jej wysokość Rewolucja
Short StoryLubimy przypisywać nasze nieszczęścia zbiegom okoliczności, pechowi, innym ludziom... dosłownie wszystkiemu co nie jest nami. Ale Kassandra wie dokładnie co poszło nie tak w jej życiu: nie pomyślała. Wie, że to nie martyrologia wielkiej miłości spra...