Przeminęło z wiatrem

9 0 0
                                    


Francja x fem!Szkocja, pisane z dedykacją dla Canis

Ogień.
Nigdy nie przypisywał mu większego znaczenia. Samo brzmienie tego słowa przypominało raczej konieczność ogrzewania pomieszczeń w czasie mroźnych nocy. Czasem strach i poczucie bezradności wobec potęgi żywiołu, traktującego drzewa jak stojące w szeregu i czekające na wypalenie zapałki.

Nigdy jednak nie sądził, że przyjdzie mu wiązać z nim poczucie straty.

Nie pamięta pierwszego dnia; pamięta tylko sam fakt jego istnienia oraz wiążące się z nim proste wydarzenia. Rażące, wiosenne promienie ze złotej gwiazdy, której światło przebijało bezlitośnie taflę cienkiego szkła. A raczej dopiero po tym, jak młoda służąca odsłoniła ciężkie granatowe zasłony.

Codzienny problem dobrania odpowiedniej garderoby, pod okiem ludzi twierdzących, że są specjalistami od spraw codziennych. Przy śniadaniu listy, prośby, oferty i inne niebezpośrednie sposoby zakłócenia jego spokoju. Chociaż ciężko powiedzieć, że powszechna uwaga mu po prostu nie schlebiała.

- Panie Francisie, przybyli goście.

Zbitek liter składający się na to z pozoru zwyczajne imię, w tej okolicy nie oznaczał nikogo zwyczajnego. Wystarczy zapytać jedną z tych panien, które zwykły wówczas z jakimś roztrzęsieniem i rumianymi policzkami zasłaniać białe twarze wachlarzami. Bądź też któregokolwiek z regionalnych panów ziemskich, choć na ich obliczach trudno szukać czegoś innego niż zazdrości.

Młody mężczyzna skierował swoje kroki na zewnątrz, szczupłymi ramionami popychając kolejne ciężkie, rzeźbione drzwi. Jego rzeczywistość pokryta była jedwabiem, ozdobiona koronkami, widocznymi przez światło witraży. Tym większe mogło być jego zdziwienie w chwili następnej.

Ogień. A może to nawet nie to; opowieści o tragedii Pompejów często opowiadały o żarzących się strumieniach lawy, przeszywających ziemię, podczas gdy płomienie przysłaniały niebo. A teraz, to była Francja, nie Bizancjum. A przed oczami mężczyzny nie szalał pożar, choć z czasem w wierszach przysięgał coraz gorliwiej, że to musiał być jeden z żywiołów lub istota anielska zamknięta w postaci kobiety.

Kobieta. Francis spodziewał się gości z wysp brytyjskich, konkretniej z owianej tajemnicą Szkocji; nie spodziewał się jednak, że przyjdzie mu spojrzeć teraz w zielone oczy kobiety. Ona teraz odgarnęła niemalże czerwone kosmyki, które niepokornie wysuwały się z ciasnego warkocza.

- Jestem Sheila.

Wbrew wszelkim oczekiwaniom, nie kojarzył takiego imienia w żadnym z przekładów Biblii.

W pierwszej chwili można jednak pomyśleć, że ta drobna istota raczej przedstawiała sobą raczej wysłanników ze strony przeciwnej, cokolwiek można by było wywnioskować o ubiorze dalece podobnym do tego, który przystał wówczas kobiecie. Sam Francis do dziś nie wie, dlaczego wywołało to w nim emocje podobniejsze do rozbawienia niżeli do oburzenia. Żaden ze specjalistów od codzienności nie podzielałby teraz jego optymizmu.

- Opowiedz coś o swoim domu.

Nawet długie tygodnie później bajka trwała dalej, a gorączka zaintrygowania już znajomą nieznajomą przecież nie mijała. W jej zielonych oczach zapisana była historia dawnych, celtyckich tradycji; obrazy zielonych wzgórz i pastwisk, a przede wszystkim determinacja, zdolna rozpalić drugie słońce. Tym piękniej brzmiały historie o każdym ze stromych klifów, niepokonanych wiatrów i wartkich rzek – choć często sprowadzały się do całkowicie ludzkiej kwestii wypasu owiec. A czy nie to co ludzkie, było szczególnie piękne?

- Nie potrafisz tańczyć? – zapytał nie z mniejszym zaskoczeniem w jedną z księżycowych nocy, gdy prowadził ją po chłodnych marmurach małego pałacu.

- Nie żartuj sobie ze mnie, nie południowe buce uczą mój ród muzyki.

- Czyli nie potrafisz.

Miał nieświadomy i w teorii niemożliwy do zrealizowania cel. Jak zamknąć wiatr w klatce? Żaden z filozofów ani uczonych nie zaprzeczyłby, że niemożliwym jest okiełznanie żywiołów. W klasztorach również twierdzą, że nie po to Bóg uczynił coś rzeczywistym, by prosty i mały człowiek mógł w pełni tym zawładnąć. Tym odważniejsze postanowienie, by przyzwyczaić ją do towarzystwa złota i kryształów.

Ona wiedziała, że on nie rozumie. Że chociaż piękny obraz zyskuje więcej w pięknej ramie, jest w niej zamknięty, unieruchomiony i przez to martwy. Że nieważne jak piękna wstążka zostanie zawiązana na nóżce słowika, wciąż będzie ona krokiem do odebrania wolności.

Wiatr nie przestaje wiać, a ogień płonąć. Jest jednak pewna siła, której nawet i one nie zniszczą.

Im dłużej patrzyła na jego jasne włosy, tym bardziej przypominały one złoto. Im lepiej znała błękitne oczy, tym bardziej przypominały błękit morza. Głos i szept coraz częściej przypominały kołysankę. W końcu nadszedł też moment, gdy wolność straciła swoją wartość i znaczenie. Bo nie ona dawała przywoływała uśmiech, nie ona dawała powody do śpiewu.

Tak jak trunki w zbyt dużych ilościach; im masz ich więcej, tym chcesz ich więcej. Im ona miała więcej jego, tym więcej pożądała. Przecież to naturalne, ludzkie, zwykłe. Tak codzienne, jak tylko może być życie. Aż można zastanawiać się, dlaczego o tym mówią wiersze, ballady i opowieści.

- Jesteś piękna.

Płomienny rumieniec zagościł na jej piegowatej twarzyczce, jak za każdym razem, gdy dotykał ją gorącymi słowami. To była wojna, w której używał coraz bardziej namacalnych broni; od słów, przez kwiaty, listy i podarki, po gorący dotyk. Na dłoniach, niemo błagających o towarzystwo. Zanim się mogła zorientować, były to już usta. I ten szalony taniec nie ograniczał się już do balowych sal, gdzie bez lęku pokazywała się w sukniach. Przed którymi pozwalała spinać burzę ognistych włosów w ciasne koki, przygaszane bielą pereł.

Podobno to Bóg pisze scenariusze. Najpiękniejsze, najdłuższe, a czasem najbardziej bolesne. Mimo tego nie potrafiła zrozumieć, dlaczego pewien taniec okazał się ostatni. Ostatnia noc, ostatni pocałunek, ostatni dotyk, ostatnie słowa. Dlaczego ten, który obiecał dla niej sprowadzić niebo na ziemię był tym, który stał nieruchomo, gdy otworzyły się bramy do piekła.

Wyciągała dłoń w jego stronę, gdy obcy, bo wrogi, który bywał zwany jej bratem, łamał pręty złotej klatki i wyciągał ją poza szklaną kulę, w której pisana była ta piękna bajka.

A on stał dalej w tym samym miejscu. Nie wiedząc, czy bardziej żałuje straconej miłości, czy łez, których nigdy nikt nie ujrzy.

Błędy młodościWhere stories live. Discover now