Rozdział 4

83 3 0
                                    

Biegłam ile sił w łapach byle być jak najszybciej w domu. Byłam już prawie przed domem głównym. było na pewno jakoś po północy. Przemieniłam się w ludzka postać i szłam dalej. Przed domem zauważyłam mojego ojca, jak daje rozkazy swoim ludziom

- Wy idziecie na wschód i południe, wy przeszukacie tereny na północy, a ja z resztą pójdziemy na zachód, ona musi gdzieś tu być! Macie ją znaleźć!

Zapewne chodzi o mnie

- Alfo, ale ...- jeden z delt mnie zauważyła i chyba chciała to mu oznajmić jednak on wolał krzyknąć

- Nie ma żadnego ale, już do roboty!

-Tato?

Wręcz w trybie natychmiastowym odwrócił się w moją stronie, i chyba nie dowierzał. Podbiegłam do niego i się po prostu wtuliłam, on dopiero po chwili jakby się ockną i oddał uścisk

- Na Boginie, dziecko gdzieś ty była?  Tak się martwiłem

- Już dobrze tato, jestem tutaj

- Tak się bałem, myślałem że ...., była burza, gdzieś ty wtedy była ?- odsunął się, chwycił swoimi dłońmi moje policzki i spojrzał mi w oczy

- Schowałam się w jaskini i tam ją przeczekałam ... - i przerwał mi w pół zdania

- Ale sama? Nie bałaś się, przecież ty ...

- Nie tato, nie byłam sama

- To z kim? - lekko się zdziwił

- Z moim Mate

- Co?!

- On tu jest. Rozumiesz? Mój mate tu jest! Pomógł mi jakoś przetrwać tą burze, też chyba szukał schronienia i trafił na tą samą dziurę co ja.

- Moje dziecko, to dobrze, tak się cieszę, pogadamy o tym jeszcze później. Teraz chodź, na pewno jesteś głodna

- Stara, gdzieś ty była?! Obleciałem chyba całą okolice – wyskoczył nagle znienacka James i porwał mnie do kolejnego uścisku.

- Spokojnie nic mi nie jest, ale zaraz padnę tu z głodu

- No to idziemy do kuchni – i tak po prostu przerzucił sobie mnie przez ramie i poszedł w kierunku drzwi , mnie córkę alfy, gdzie powinien mieć do mnie ogromny szacunek, a mój ojciec tylko przypatrywał się temu ze śmiechem, po prostu załamać się można.

Ale znamy się od dziecka, traktujemy siebie na równi

- James, ja mam nogi mogę sama iść

- Nie, bo znowu się zgubisz, a ja mam na dzisiaj dość biegania po lesie i szukania wielce księżniczki...

POV' Chris

Przez cała drogę do domu głównego myślałem o mojej kruszynce. Chce znów ją zobaczyć, przytulić ... pocałować. Nie mogę się doczekać aż znów ja zobaczę

- Alfo, nic Alfie nie jest? - zapytała jedna z moich delt

- Nie spokojnie Brad, byłem tylko w terenie

- Chłopie, gdzie cię wcięło? Nie było cię dobrych 7 godzin? - powiedział Josh, mój główny beta i tym samym najlepszy przyjaciel, gdy wchodziłem do domu

- Nie uwierzysz, choć do mojego gabinetu to ci wszystko opowiem

Poszliśmy, więc w skazane miejsce i wszystko mu powiedziałem. Był nieźle zaskoczony.

- Teraz rozumiesz? Muszę ją znaleźć

- A powiedziała ci chociaż z jakiej jest watahy?

- Niee, ale...

- A jak wyglądała w ludzkiej postaci?

- Nie

- Czyli tak naprawdę wiemy tyle, że jest to biała wilczyca i ma na imię Cathrine, znalezienie jej jest nie wykonalne

- Josh ja musze ją znaleźć. Jest na pewno z okolic, najprawdopodobniej z tej nowej watahy, co niedawno tu przybyła.

- Będzie ciężko, ale czego nie robi się dla miłości – wstał z fotela i poklepał mnie po ramieniu – Dobra stary idę spać, bo jednak jutro szkoła, a mam już dużo nieobecności, tak jak ty zresztą

- Masz racje przejdę się tam jutro


Wilcze PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now