Pani Jadwiga Żaba ułamanym kawałkiem kredy kreśliła na tablicy skomplikowane równanie matematyczne. Przerwa w zgrzytaniu oznajmiała pojawienie się kolejnej białej cyfry na ciemnozielonej powierzchni. Drobinki białego prochu unosiły się wokół przeraźliwie kościstej i zgarbionej sylwetki kobiety. Siedząca w trzecim rzędzie Lena M. wyobraziła sobie, że to płatki śniegu wirują wokół matematyczki. Myślami wędrowała już do pamiętnego momentu, kiedy to tatuś zabrał ją do lasu by z ukrycia obserwować szukające pożywienia zwierzęta. Na dworze panował przeraźliwy mróz, a z szarego nieba obficie spadał biały puch osadzając się na wszystkim co stanęło mu na drodze. Dziewczynka zaśmiała się cichutko kiedy jeden z płatków osiadł na jednej z jej długich rzęs. Znalazłszy dogodne do obserwacji miejsce Lena i Ryszard M. zatrzymali się i przykucnęli za ośniezonym krzewem bzu. Cisza przerywana była jedynie ich zdyszanymi oddechami. Niespodziewanie zza drzewa bezszelestnie wyłonił się jelonek. Poruszał się majestatycznie, jakby z godnością, prezentując koronę swojego poroża. Jednak jego błyszczące oczka były czujne, a szczuplutkie nóżki w każdej chwili gotowe do ucieczki. Serce dziewczynki zabiło mocniej, jednak nie, jak mogłoby sie wydawać, z powodu zjawiskowego stworzenia, lecz potężnej ręki która z plaskiem wylądowała na jej udzie. Lena podskoczyła zaskoczona, łamiąc przy tym jedną ze znajdujących się za nią gałązek. Ojciec świdrował ją błyszczącym, niemal zwierzęcym spojrzeniem, a usta miał rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Przestraszony jeleń uciekł.
Podmuch chłodnego jesiennego powietrza przedarł się przez malutkie okienko i owionął twarz dziewczynki otrzeźwiając umysł. Z powrotem znalazła się w ciasnej salce szkolnej. Surowe białe ściany otaczały ją z każdej strony. Pani Żaba stała teraz plecami do tablicy w całej swej żabiej okazałości. Rozstawione po bokach wyłupiaste oczy świdrowały każdego z uczniów, poszukując ofiary. Zabójcze spojrzenie zatrzymało się na otyłym chłopcu, który ledwie mieścił się na drewnianym krzesełku. Przełykana przez niego ślina ujawniła się głośnym „gul" i wybrzmiała niczym gong. Westchnienia ulgi przebiegły po sali, a napięta do kresu możliwości atmosfera rozluźniła się w jednej chwili. Skazaniec stał bezradnie pod tablicą głowiąc się nad równaniem dopóki dzwonek nie oznajmił końca lekcji. W przeciwieństwie do innych dzieci Lena wcale nie wyczekiwała tego momentu, gdyż wiedziała, że będzie musiała wrócić do domu. Zdecydowanie wolałaby nawet i tysiąc razy paść ofiarą Pani Żaby, byleby tylko nie musieć patrzeć w oczy śmierci.
Pchające sie do wyjścia dzieci rzucały jej ukradkowe spojrzenia i wiedziała, że każde z nich miało na jej temat wyrobione zdanie. Czuła się jak modlitewnik powszechny, jednak było jej to całkiem na rekę. Jakakolwiek interakcja niosła ze sobą ogromne niebezpieczeństwo. Tatuś zawsze powtarzał, że większość ludzi to obleczone w skórę zło, a nawet najmniejszy uśmiech czy życzliwość napędzane są podstępem, korzyścią. Myśl o tacie boleśnie ścisnęła serce dziewczynki, a przed oczami mimowolnie stanął jej obraz leżacego w łóżku mężczyzny, który z każdym dniem coraz mniej przypominał człowieka, którego znała i kochała nad życie.
Mimo iż Lena zawsze była odbierana ze szkoły przez ojca i razem pokonywali oni długą drogę do domu, dziewczynka doskonale wiedziała którędy ma iść. Czuła, że nawet z zamkniętymi oczyma trafiłaby do domu. Panie Boże, proszę spraw, żebym zabłądziła. – pomyślała. Jednak kochała ojca, a on potrzebował jej jak nigdy dotąd. Dopięła za dużą kurtkę i zawiązując odblaskowo zielony wełniany szalik na szyi już opuszczała budynek szkoły. Odruchowo zerknęła na drewnianą ławkę przy wyjściu. Była pusta. Starając się nie zwracać uwagi na gapiących się bez dyskrecji rówieśników, dotarła do znajdujących się nieopodal torów kolejowych i ruszyła ich śladem. (tutaj może pojawić się opis miasteczka) Silny wiatr rozwiewał jej gęste ciemnoblond loki, które zdawały się tańczyć wokół głowy. Jeden z pukli zasłonił jej widoczność i tym samym uniemożliwił jej ujrzenie na czas rozległej kałuży. Stopa zapadła się w gęstym błocie brudząc nowiutkie skórzane kozaki. Wydawać by się mogło, że tak błahy incydent nie wywrze żadnego wpływu na nastoletniej Lenie, jednak dziewczynce poleciały łzy. Szarpnięciem wyrwała nogę z mułu i usiadła na wyjałowionej trawie tuląc chudziutkie nogi do piersi. Pozwoliła by cichy szloch wydobył sie z jej gardła, wiedząc, że i tak nie miałby kto go usłyszeć. Nie wiedziała konkretnie dlaczego płacze. Może dlatego, że drogi bucik znaczyła teraz wielka plama, a może dlatego, że bała się stracić ojca. A może po prostu miała taki kaprys. Jeszcze parę tygodni temu Lena i Ryszard M. szli wzdłuż tych samych torów trzymając się za ręce. Pot wydzielający się ze ściśniętych dłoni nie przeszkadzał żadnemu z nich. Umieli przez całe 7 kilometrów wędrówki milczeć wsłuchując się w odgłosy lasu i jedynie raz na jakiś czas spoglądali na siebie z uśmiechem. Ryszard nie był zwolennikiem sztucznych konwersacji, jeżeli coś cisnęło mu sie na usta to było tylko kwestią czasu kiedy słowa ujrzą światło dzienne.
Lena nie zauważyła kiedy łzy przestały spływać jej po policzkach. Mechanicznie podniosła się do pozycji stojącej i otrzepawszy spodnie ze źdźbeł trawy i czarnej ziemi powłóczyła nogami w znanym kierunku. Słońce chowało się za koronami drzew barwiąc niebo na brzoskwiniowy odcień stopniowo ustępujący granatowi nocy. Dziewczynka przyspieszyła kroku nie chcąc zgubić się w ciemnościach i już po parunastu minutach wchodziła do zacienionego zagajnika. Pod butami uschnięte liście kruszyły się chrzęszcząc donośnie, tym samym zaburzając niezmąconą ciszę lasu. Podążyła wydeptaną ścieżką, a słysząc szept strumyka zboczyła w lewo i zaczęła się wdrapywać po porośniętym buczyną wzgórzu. Przez wysokie korony drzew przedzierały się ostatnie promienie zasypiającego dnia tworząc na ziemi istną mozaikę świateł i kolorów. W takich chwilach człowiek na nowo definiował słowo jesień, ubierając ją we wszystkie te barwy i chrzęsty. Jedynie na czubkach drzew pozostał dowód minionego lata w postaci zielonych listków przygotowujących się do zwiędnięcia i opadnięcia. Pozostałe łyse gałęzie były nienaturalne powyginane na wszystkie strony i nagle skojarzyły się dziewczynce z długimi rękami zwieńczonymi szponiastymi palcami. Tylko czekały by Lena zbliżyła się do nich, a wtedy mogły by ją porwać z łatwością. Jakby się przypatrzyć, na górnej części niektórych pni możnaby dostrzec małe świecące oczka. Gdzieś w oddali sowa zahuczała złowrogo drwiąc z bojaźliwości Leny. Nastolatka zadrżała. Częściowo z zimna, częściowo ze strachu. Mimo ciążącego na ramieniu plecaka, krótki odcinek dzielący ją od drewnianej chaty, pokonała sprintem.
Dom stał na szczycie łagodnego wzgórza chowając się za drzewami. Jedynym dowodem jego istnienia było żółte światło sączące się z kwadratowych okien. Reszta budynku niknęła w ciemności wieczoru. Schody zaskrzypiały pod stopami dziewczynki, a ona sama wkrótce otwierała już drzwi wejściowe. W twarz buchnęło jej ciepłe powietrze. W jednej chwili dotarł do niej także zapach potu, piwa i szczyn. Z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi i zajrzała do salonu. Na obdrapanej beżowej kanapie w skulonej pozycji leżała Oliwia M. Wokół mebla niemal artystycznie porozstawiane były puste puszki, niektóre poprzewracane z żółtą kałużą alkoholu obok. Dziewczynka skrzywiła się z obrzydzenia.
Mama Leny była kobietą bardzo młodą, moznaby pomyśleć, że jest niedużo starszą siostrą dziewczynki. Jednak w praktyce ani mamą, ani siostrą nie była, gdyż nie nawiązywała z nikim kontaktu, była osobą niezwykle wsobną. Prawdopodobnie paręnaście lat wcześniej, kiedy wyszła za dużo straszego od niej Ryszarda M. sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. W jakiś sposób musiała przecież owinąć sobie wokół palca przystojnego nauczyciela muzyki, za którym uganiały się podobno wszystkie dziewczyny w szkole. Lena wyobraziła sobie atrakcyjną, kobietę o krągłych biodrach i pełnym biuście, która z ogromną pewnością siebie zawsze informowała wszystkich naokoło czego chce. Teraz jednak wyglądała żałosnie, obleczone skórą kości rozrzucone były w nienaturalnej pozycji, a brązowe włosy od tygodni niemyte. Z otwartych ust sączyła się ślina mocząc skrawek kanapy. Lena nie znała swojej mamy mimo, że mieszkała z nią od urodzenia. Zdawało jej się, że patrzy na zupełnie obcą osobę. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio z nią rozmawiała lub nawet kiedy robił to tatuś. Patrząc na upitą do reszty kobietę nie czuła więc nic prócz żalu. Zgasiła wysoką lampę i ruszyła wąskimi schodami na piętro. Znajdowały się tam cztery małe pokoje: różowa sypialnia Leny, kafelkowana łazienka z wanną, nieużywany od dawna gabinet ojca zamknięty na cztery spusty oraz sypialnia rodziców dziewczynki obecnie pełniąca funkcję pokoju szpitalnego Ryszarda M. . Drzwi na końcu korytarza były lekko uchylone, a przez szparę rozlewał się pojedynczy promień światła. Tu, na górze, zapach stęchlizny i sików nasilał się i był niemal nie do zniesienia.
- Kto idzie? – rozległ się niski warkot. Gdyby była to pierwsza taka sytuacja, Lena z pewnością wrzasnęłaby ze strachu. Jednak przyzwyczajona to tego typu odzywek, dziewczynka nawet się nie zatrzymała. Szła przed siebie pewnym krokiem i już po chwili stała przed specjalistycznym łóżkiem i leżącym w nim mężczyzną. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w Lenę jakby była przestępcą, który włamał się do cudzego domu.
- Kim jesteś i co robisz w moim domu? – dziewczynka poczuła jak usta jej zadrżały. Podobnie jak matka, ojciec wyglądał jak żywy szkielet, z zapadniętymi oczami i okalającymi je fioletowymi cieniami. Włosy przypruszone siwizną dodawały mu parunastu lat i mimo stosunkowo młodej twarzy widać było, że to już stary człowiek.-Tatusiu, to ja, Lena.– jego oczy nadal patrzyły z niezrozumieniem i złością– Lena, twoja córka, pamiętasz? – przechodziła tę samą rutynę każdego dnia odkąd ojciec zaczął miewać zaburzenia świadomości. Dziewczynka uśmiechnęła się, gdy ojciec kiwnął głową ze zrozumieniem. Ciemne oczy zaszkliły się, a po chwili na policzek spłyneła samotna łza znikając w fałdce pomarszczonej skóry.
- Lenuś, przepraszam– skruszony spuścił wzrok– usiądź i opowiedz tatusiowi o dniu w szkole. Mam nadzieję, że z nikim nie rozmawiałaś, Lenuś ludziom nie wolno ufać, nie wolno. – wyraz jego twarzy spoważniał, teraz Ryszard patrzył swojej córce głęboko w oczy próbując wyczytać z nich prawdę.
Dziewczynka usiadła na skraju łóżka uważając by nie przygnieść patykowatych nóg taty. Spojrzała w ciemną noc za oknem i westchnęła.
- Przecież już znasz odpowiedź. Nawet gdybym miała ochotę zdradzić komuś swoje najskrytsze tajemnice, nie miałby kto ich wysłuchać.– głos pozbawiony był emocji.
- Aha.– burknął mężczyzna– No to dobrze, bardzo dobrze.
Zapadła niezręczna cisza. Wiatr stukał w szybę jakby pytał się czy może wejść do środka. Lena zastanawiała się jak to jest zapominać wszystko: sytuacje, imiona a nawet drogę do łazienki. Jak to jest niepanować nad swoim ciałem i całymi dniami być w nim uwięzionym. Jak to jest nie czuć się bezpiecznie we własnym domu. Zastanawiała się też jak to jest nie mieć ojca.
- Lenuś, co ty taka doniczegowata jesteś dzisiaj? – lubił wymyślać nowe słowa, wiedział bowiem, że bawią one dziewczynkę. Nie mylił się, gdyż już po chwili jej twarz wciąż odwróconą od niego rozjaśnił nikły uśmiech. Ojciec także się uśmiechnął mimo przeraźliwego bólu targającego jego wyczerpanym ciałem. Gdy Lena odwróciła głowę od okna by spojrzeć na ojca, napotkała niewidzący zamglony wzrok matwego człowieka. Spóźniła się na ostatni uśmiech Ryszarda M.
Najcichszy nawet wrzask nie wydobył się z jej gardła. Najmniejsza nawet łza nie zmoczyła jej policzków. Serce nie zabiło jej szybciej, a ciałem nie wstrząsnął nawet najlżejszy dreszcz. Nie zrobiło jej się niedobrze ani smutno. Podniosła się. Obeszła łóżko. Ułożyła się obok ojca, jego zimnego spoconego martwego ciała i oplotła nogi oraz ręce wokół niego. Nieogolona broda martwego zakłuła ją w delikalną skórę policzka. Parę sekund później spała już jak zabita.
CZYTASZ
Tatusiu, gdzie jesteś?
Mystery / ThrillerRelacja z osobliwym ojcem potrafi zniszczyć samodzielność dziecka, które nie potrafi się samo odnaleźć w otaczającym je świecie i zaczyna dziwnie się zachowywać. W międzyczasie odkrywa tajemnice swojego opiekuna, które w końcu doprowadzą ją do upadk...