Pożeganie

17 4 1
                                    


Leżała w swoim malutkim łózeczku umiejscowionym naprzeciwko drzwi. Wisząca z sufitu  żarówka oświetlała pokój żółtym, przyjemnym światłem. Po przykrytej starym dywanem podłodze porozrzucane były lalki, które skończywszy popołudniową herbatkę postanowiły odpocząć. Lena trzymała wielką i ciężką księgę bajek i oglądała kolorowy obrazek z przebranym za staruszkę wilkiem. Głupi ten czerwony kapturek pomyślała pięcioletnia dziewczynka. Jak można nie odróżnić własnej babci od dzikiego zwierzęcia? Przewróciła śliską kartkę i ze zmarszczonymi brwiami zaczęła  głośno i starannie literować zapisane w książce wyrazy.
- ... z –a- ć- e -ł –a   ł-o-z-m-a-w-i-a-ć  z...
- ZACZĘŁA – Ryszard M. stał w otwartych drzwiach od dłuższej chwili przypatrując się swojej córce. Była taka malutka, bezbronna... śliczna. Rosła jak na drożdzach a długa bluzeczka, którą miała na sobie odsłaniała już większą część szczuplutkich ud. Parę kroków wprzód wystarczyło by znalazł się obok dziewczynki. Gestem ręki wskazał żeby zrobiła mu miejsce, co ona bez wahania uczyniła. – powtórz za mną: CZ.
- no psiecieś mówie ć – dziewczynka nie dostrzegała żadnej różnicy między swoim ć a tatczynym cz.

Ojciec zaśmiał się donośnie i pogłaskał dziewczynkę po głowie. Zabrał jej książkę i odstawił na podłogę przy łóżku. Następnie złapał od dołu piżamową bluzeczkę dziewczynki i podciągnął ją do góry. Coś w jego wyrazie twarzy przypomniało Lenie złego wilka z bajki.
Ciałem Leny wstrząsnął dreszcz. Niespiesznie wybudziła się ze snu i uchyliła powieki. Otwarte na oścież okno wpuszczało lodowaty wiatr do sypialni.  Z początku zdezorientowana rozejrzała się na boki, a gdy ujrzała bladofioletowe ciało parę centymetrów od siebie, wydarzenia zeszłej nocy wróciły bolesnym policzkiem. Gdy noc ustąpiła porankowi, a pokój zalany był białym światłem, wszystko zdawało się bardziej prawdziwe, logiczne.
Dziewczynka skuliła się wstrząsana odruchami wymiotnymi. Żołądek kurczył się i rozkurczał próbując wyrzucić z siebie pożywienie, którego w nim nie było. Lenie zakręciło się w głowie, a przed oczami stanęły jej ciemne plamki. Gdy w końcu obraz przed jej oczami ponownie nabrał ostrości, podniosła się i opuściła pokój. Powłóczyła nogami przez korytarz i trzymając się poręczy powoli zeszła po schodach. Kanapa w salonie była pusta jeśli nie liczyć rozrzuconego na niej koca. Obeszła cały parter i dopiero wtedy wyszła na werandę. Nie zdziwiła się zbytnio widząc siedzącą na schodach Oliwię M., z której ust wypływał szary dym. Niedbale zrzuciła niedopałek papierosa i kręcąc piętą wgniotła go w ziemię. Sięgnęła po leżącą obok paczkę i wyjęła kolejnego papierosa.

-                       - Tata nie żyje.– słowa te wyszły z ust stojącej w drzwiach Leny jakby automatycznie.

Matka nie odwróciła się, ani nawet nie drgnęła. Kościsty palec nacisnął przycisk zapalniczki, która natychmiast zionęła ogniem. Gdy płuca Oliwii M. znów napełniły się dymem, kobieta zakaszlała szorstko. Lena wcale nie oczekiwała odpowiedzi, przyzwyczaiła się już do permanentnego milczenia matki. Jakże wielkie więc było jej zdziwienie, gdy ta burknęła:
-                       - W końcu. – czy to ulga wybrzmiała w głosie owdowiałej kobiety? Zanim papieros znów zacisnął się pomiędzy pożółkłymi zębami dodała– ktoś musi go stąd zabrać.
-                       
I tak się stało. Parę godzin później, gdy Lena przysypiała w stygnącej już wannie, rozległy się ciężkie kroki dochodzące z piętra niżej. W jednej chwili dziewczynka poderwała się na równe nogi i owinęła wokół ciała postrzępiony ręcznik. Mroczki stanęły jej przed oczami, już drugi raz w tym samym dniu, jednak zignorowała je i półwidząc wybiegła z łazienki. Do sypialni rodziców mogłaby trafić z zamkniętymi oczami posługując się jedynie nosem. Tak właśnie musi pachnieć śmierć pomyślała. Ojciec okazał się bardziej zsiniały i kościsty niż go zapamiętała. Jego otwarte oczy zwrócone były w stronę okna, lecz nie mogły już dostrzec bezchmurnego nieba i przecinających je ptaków. Kroki stawały się coraz wyraźniejsze i donośniejsze, a wkrótce dołączyło do nich także skrzypienie drewnianych schodów. Lena jednym susem znalazła się przy bezwładnym ciele i ściągnęła z owłosionej ręki złoty zegarek. To właśnie ta owłosiona ręka co noc ją głaskała, pieściła, dotykała. Niedługo razem z resztą ciała znajdzie się parę metrów pod ziemią i nigdy więcej nikogo już nie dotknie.
Przymknięte drzwi uchyliły się, a dziewczynka w ostatniej chwili wskoczyła za długą zasłonę. Wstrzymała oddech.
-                       - Dobrze, że ten skurwiel umarł– niski głos rozległ się tuż obok Leny – wydawało mu się, że zbawi cały świat.- mężczyzna prychnął z wyższością.
-                       - Aha– potwierdził ze znudzeniem drugi głos, brzmiący jakby jego właściciel zatykał sobie nos.
-                       - Zawsze niby taki dostojny, elegancki, a teraz patrz, leży zasikany i zapomniany przez wszystkich– słowa te trafiły w czuły punkt dziewczynki, która musiała się powstrzymywać żeby pozostać cicho.
-                       - Aha.
-                       - Dobra stary, miejmy to jak najszybciej z głowy– coś głośno zaszeleściło.– zapakujmy go w ten worek. Ty chwyć tu za nogi...
-                       - Aha.
Kakofonia szelestów, stęknięć i stuków zdawała się trwać w nieskończoność, a stojącej w ukryciu Lenie trudno było tak długo wstrzymywać oddech. Dopiero gdy kroki ucichły w oddali, dziewczynka głośno odetchnęła i przypomniała sobie o ciążącym w zamkniętej dłoni zegarku. Z metalowej, grubej bransolety odchodziła złota farba a na tarczy widniała mała rysa. Urządenie nie miało żadnej nietuzinkowej historii jednak był on nieodłączną częścią Ryszarda M., który nigdy go nie zdejmował. Dzień w dzień odkąd Lena sięgała pamięcią, zegarek spoczywał na nadgarstku ojca, będąc jego swoistą częścią ciała. Dziewczynka nie musiała nawet odpinać bransolety, weszła ona swobodnie na malutki nadgarstek i zawisnęła. Obiecuję Ci tato, że kiedyś dorosnę do tej bransolety i stanie się ona częścią mojego ciała.

Tatusiu, gdzie jesteś?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz