Julka

8 0 0
                                    


Dzięki Francowi pokój mam tylko dla siebie. W duchu, bardzo gdzieś głęboko mu za to dziękuję. Odkąd pamiętam nie dogadywałam się z ludźmi. Pewnie z powodu moich częstych przeprowadzek w dzieciństwie, ale za to mogę winić tylko matkę. Nie mam zbyt miłych wspomnień. Tak naprawdę zawsze bałam otworzyć się przed kimś. Z Mattem nie miałam tak wielkich zahamowań, po tym jak on sam opowiedział mi o sobie i swojej rodzinie, poczułam się jakby raźniej. Zaufałam mu tak samo, jak on mnie. 

Teraz gdy wychodzę na korytarz w poszukiwaniu łazienki słyszę mimowolnie jego rozmowę zapewne przez telefon;

-Czekaj, co? Serio mnie teraz zostawiasz? Chyba żartujesz?!- szybkim krokiem cofam się do pokoju mając nadzieję, że mnie nie zauważył.

"Później znajdę kibel"- myślę sobie, nie chcę by Peter pomyślał że go śledzę a na dodatek podsłuchuję. 

Następnego dnia późnym południem wracając z pokoju muzycznego zauważam na tablicy karteczkę :

"WIECZOREM ZAPOZNAWCZY

PRZYJDŹ. ZOBACZ. ZABAW SIĘ.

MNIEJSZA SALA G. 20:30

STRÓJ LUŹNY"

Ubrana w ulubione conversy, dżinsy i bluzę z kapturem prze głowę rzucam okiem na mniejszą salę. Taa ten wieczór nie będzie jednym z tych wartych zapamiętania. Nie mam ochoty tam siedzieć, bawić się i uśmiechać gdy w środku siebie mam totalną pustkę. Od tak bardzo dawna nie czuję nic. Wybieram się na spacer do ogrodu. Mała polana z kilkoma zadbanymi kwiatami, miejscem na ognisko i pomostkiem. Spacerując po takim miejscu, zapominam o wszystkich, słuchając uspokajającego głosu Eminema siadam na 1 z ławek za ogrodem. Podnoszę wzrok z nad telefonu i widzę go. Stoi tyłem do mnie, ale i tak wiem że to on. Wpatruję się w daleką spadającą gwiazdę. Bezmyślnie i zbyt szybko wypowiadam życzenie szeptem. Teraz albo nigdy, wstaję i ruszam w jego kierunku. Gdy jestem jednak za daleko by mnie usłyszał odwraca głowę i napotykam jego wzrok. Nasze spojrzenia się spotykają, jego oczy w ten wieczór mają odcień błękitu i są lekko zaszklone. Dziwne, miałam go za silnego chłopaka, a teraz wydaję mi się kruchy jak anioł z mąki i soli. Przez chwilę wątpię czy aby na pewno do niego podejść, ale to on znowu wykonuję pierwszy krok. 

Gdy proponuję wspólny spacer zauważam, że jego oczy przybrały odcień turkusu. 

Idziemy w stronę pomostu i wtedy na mój nos spada mała, zimna kropla deszczu. Chłopak łapię mnie za rękę i ciągnie w stronę drewnianej wiaty, gdy w tym samym czasie nad nami niebo zaczyna grzmieć. Gdyby on tylko wiedział jak bardzo nienawidzę burzy. Stoimy trzymając się za ręce, gdy żadne nie puściło drugiego i nikt z nas nie chcę tego zrobić. W jednym uchu dalej śpiewa Eminem. Jak kolejny piorun moim zdaniem wali zbyt blisko nad, podskakuję i odruchowo przytulam się do niego ze strachu. Porusza się niespokojnie, ale dalej mocno mnie trzyma. To śmieszne jak w przeciwieństwie do niego wyglądam. Jest wyższy o jakieś dwie głowy. Ja zaledwie w swoich 160 cm. sięgam mu co najwyżej do klatki piersiowej. Mogę wdychać jego zapach, nuta cytrusowa oparta na zapachu drzewnym. Mogę słuchać bardziej przyśpieszającego bicia serca, biję mocno i czuję się bezpieczna w jego ramionach. Cieszy mnie fakt, że mogę ponownie tak się czuć. Bezpiecznie. Powoli jednak dociera do mnie myśl, co to oznacza. Co to może oznaczać? Że to właśnie on jest dla mnie ratunkiem.  Próbuję utrzymać się na powierzchni tonącego statku, ale on tak naprawdę jest kołem ratunkowym przeznaczonym tylko i wyłącznie dla mnie. 

***

To przez ten cholerny deszcz złapał mnie grypa. Teraz leżę w łóżku opatulona kołdrą i grubym kocem. Pet jako jedyny ze mną rozmawia. Nikt z pozostałych nie podjął prób po tym jak następnego dnia po spacerze rozłożyło mnie aż tak, że nie byłam w stanie zejść do bufetu. Jakaś dziewczyna wtedy, a nawet chyba dwie próbowały do mnie wejść. Rzuciłam ich książka, którą akurat czytałam. Po tym wszystkim nikt więcej nie przyszedł, ale wcale im się nie dziwię. Próbowałam wszystkich do siebie zrazić, ale nie do końca mi wyszło. Dopiero kolejnego dnia w drzwiach stanął Peter z tacą z jedzeniem i nową książka dla mnie. Wymusiłam na twarz uśmiech i pozwoliłam mu wejść. Wiedziałam co do niego poczułam tamtego wieczora, jak trzymał mnie w swoich cudownych objęciach. Tak jak za dawnych czasów, gdy byłam z nim. Nie chciałam ponownie wpadać w dołek. Musiałam się zdystansować, jak najszybciej. Rozkochiwał mnie w sobie tak jakbym zapadała w sen. Powoli, a potem tak nagle i bez reszty. Wiedziałam o tym już wtedy, stojąc z postawnym mężczyzną w drewnianym pudełku, który mocno trzymał mnie w ramionach a do okoła nas panowała burza. 

Zauważyłam, że gdy się uśmiecha ma cudowne dołki w policzkach, a jego oczy nabierają koloru jasno-oliwkowego. Nie zrozumiałe jest dla mnie jak tak szybko można przejść z jednego humoru w drugi. Jego oczy są tak niesamowite, tak piękną mają barwę. Tyle mi o sobie opowiada, coraz bardziej jestem nim zachwycona.. Jest wysportowany, i to jeszcze jak whoa. Jak zaczyna opowiadać o swoim niedawno jeszcze przyjacielu, przyznaję mu się że słyszałam jego rozmowę na korytarzu pierwszego dnia. Wyznał w jaki sposób rzuciła go dziewczyną, choć i tak między nimi się nie układało, a w dodatku rzuciła go dla najlepszego kumpla. To musiało boleć. Właśnie  miałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej , gdy jego telefon  znowu się odzywa. Po raz kolejny zaledwie w ciągu godziny.

-Cześć. Nie, niestety to prawda. Zasada odnośnie nie dotykania dziewczyny swojego kumpla najwyraźniej go nie dotyka.  A ty skąd wiesz? - No co ty, nie chcę jej znać. Jego zresztą też. Wiesz co mi powiedziała? Zostańmy przyjaciółmi, w sensie ja i oni. Zabawne prawda? - Słuchaj naprawdę dam sobie radę, nie chcę żebyś.. Zaczekaj chwilę.

- Przepraszam, zaraz wrócę.- te słowa kieruję do mnie i nie czekając na odpowiedź wychodzi na korytarz, nie zamykając do końca drzwi. Bardzo się staram skupić uwagę na czymś innym, naprawdę ale widząc pracę jego mięśni gdy się porusza po korytarzu i ta zaciskająca się szczęka gdy próbuję się śmiać,  naprawdę mi nie wychodzi.

-Nie mogę uwierzyć, znowu to zrobiła. Czy coś ze mną nie tak? Vicki, wiesz że ty jesteś dla mnie najważniejsza i zawsze będziesz, ale ja naprawdę mam dość. Słyszysz, kończę z tym. Z tym całym bałaganem. Poddaję się , serio bo nie warto. - Tak, na pewno wszystko gra. Pamiętam o nich, nie martw się jak tylko wrócę od razu do ciebie zawitam. Tak z twoim ulubionym.. -Posłuchaj, muszę kończyć, zostawiłem pewną dziewczynę samą w pokoju. Zadzwonię ok? Nie, co ty gadasz. Przestań. Już. Koniec. Cześć. 

***

W przeciągu kolejnego tygodnia Peter regularnie mnie odwiedzał. Ja tylko leżałam w łóżku,a gdy poczułam się na tyle dobrze schodziłam na dół na posiłki, starając się trafić na jak najmniejszą grupę. Czasami jeszcze tylko zachodziłam do pokoju muzycznego. Przez kolejne dni poznałam go coraz lepiej. Tak bardzo dał mi się poznać. Dowiedziałam się, że od 5 lat z oddaniem trenuję piłkę siatkową i pływanie od niecałych czterech. Mieszka z bratem i rodzicami na obrzeżach miasta. Potrafi również grać na gitarze. Ja niestety za dużo nie chciałam mu o sobie opowiedzieć. Nie jestem zbyt wylewną osobą i nie chcę żeby się nade mną litował czy coś. 

Mieszkam sama od czasu kiedy matka wyprowadziła się do swojego jeszcze wtedy chłopaka. Już zbyt wiele osób litowało się nad maleńka dziewczynką, która musiała radzić sobie sama odkąd skończyła 13. Życie chłopaka tak bardzo różniło się od mojego, tak bardzo rzucało to się w oczy. 

Nie spodziewałam się zbyt wielkiej rzeczy z tej podróży. Nie oczekiwałam zbyt wiele również od Petera. Pewnie dlatego, że bałam się znów zaangażować i bałam się tego jak się przy nim czuję. Nie wiedziałam, że w tak krótkim czasie można, tak bardzo poznać drugiego człowieka. Pet jest wspaniały, opiekuńczy, czuły i przede wszystkim silny. W całkiem miły sposób inny od niego. Nie wiem komu mam dziękować za to że tu jestem. Dziękuję więc wszechświatowi. Gdybym wiedziała, że poznanie tego człowieka tak bardzo odmieni moje życie, zmieniła coś? Nic a nic. Wszystko zrobiłabym dokładnie tak samo. 

Przez kilka kolejnych dni mijałam się z nim tylko na schodach. Czasami byliśmy jeszcze jednocześnie na stołówce, ale ciężko było złapać go samego. Pewnie trenował kiedy się tylko dało. Za budynkiem stało idealne boisko. Wieczorami widziałam jak wraca z przebieżki po okolicy. Sama próbowałam nie stracić kondycji, siedząc tylko w ogrodzie. Zdarzyło mi się nawet zrobić dwa razy 10 mil przed kolacją i jeszcze kilka mil po. Mój trener zapewne byłby dumny. Dwa ostatnie wieczory były tylko nasze. Spacerowaliśmy jak pierwszego dnia, ale nie za rękę tylko delikatnie objęci. Ja taka drobniutka, a on zbudowany. Przełożył swoją rękę na moje łopatki, a mnie od razu zrobiło się weselej. Już wiedziałam, że choć broniłam się od tego uczucia. Ono i tak do mnie przyszło. Ja zamknęłam drzwi, weszło oknem. Usiedliśmy, a gdy usłyszałam ukochaną piosenkę z mojego telefonu uśmiech sam wpłynął mi na twarz. To był Matt. 

Czy wystarczy mi sił.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz